Zaglądają, podglądają.

wtorek, 29 lipca 2014

Czt tylko mnie to tak bawi?

Rzadko coś mnie rozśmiesza do łez.
No więc tak:
Panny W. Sobie siedzą...
Haftują, jako drzewiej bywało.
I rozmawiają. Sobie.

Ta z lewej pyta tę z prawej:
- I co ty też tak MU na tym tamburynku haftujesz?
Prawa odpowiada:
- A nic, że mi życie chuj jeden zmarnował i takie tam..."

Obrazek ściągnięty ze Stylowi.pl, bo najlepszej jakości, tekst, nie wiem  czy co do słowa, z tygodnika N., z artykułu na temat dodawania współczesnych treści słownych do obrazów mistrzów przez...I tu okazuje się, że ktoś mi rąbnął ten numer, i nic więcej już nie dodam.
Pozdravka.

piątek, 25 lipca 2014

Zmiana na ...?

Lepsze? Gorsze?
Fascynują mnie kaskady surfinii spływające z wysoka. Kupiłam, posadziłam w pojemnikach tarasowych z nadzieją, że będzie pięknie  i kolejny raz błąd. Z bliska wyglądają fatalnie, z daleka pokazują wspaniałość. Z bliska, mimo nawożenia i podlewania jak należy żółkną, zasychają im środki i w ogóle są mało efektowne. Z wysoka natomiast widać kaskadę kwiecia i jest pięknie. Na tym to polega.
Koniec z nimi, nie lubię niedoskonałości, przemeblowałam.
Natchnęło mnie to zdjęcie.
Powiało południem kontynentu.
I poooszło. W tę stronę. Surfiniom do widzenia. Śródziemnomorsko będzie.
Trwało. Ale jest.
Efekt taki. Oceniajcie, krytykujcie, podziwiajcie, jak kto woli.
Spojrzenie na całość.
Bliżej.
Ton nadaje rosnąca w tle katalpa.
Zastanawiała mnie obecność fragmentu Singerki, M stwierdził , że TAM też chyba ich używano, a wiadomo, że sadzą w byle czym i stawiają na byle czym, no to została.
Moje ukochane niebieskie naczynie do nie wiadomo czego utraciło jedno ucho, ale nie widać. Ma za to śliczne przebarwienia. Amforka?
Oleandry są wrażliwe na deszcz, taras bez zadaszenia, ale trudno.
Przyszło mi do głowy, że podczas opadów będę im zakładać foliowe woreczki na kwiatostany [zwariowałam?], ale nie zdążyłam, zlało je strasznie.
Teraz boczki kompozycji. Lewy boczek.
Heliotropy na pewno nie z TEGO rejonu, ale jakoś się wpasowują. Nie każdy wie.
Prawy boczek.
Podobnie pierisy, też nie STAMTĄD ale maja taki piękny jasnozielony kolor... Zamiast TAMTEJSZYCH cyprysów żywotniki.
Jako akcent ognisty pelargonia, a spokoju dodaje biała petunia.
Kafelki zdobyczne. Powiesić na balustradzie? Na razie stoją.

W niebieskiej doniczuszce posadzę posadzę lawendę. Kolejny sześciopak z L. już kupiony.
Lawendy nigdy nie za wiele.
Jeszcze z fragmentem, wymarzonego, nie zapeszam, kompletu mebli. Na razie mam dwa krzesełka, co do reszty, zobaczymy.
Są ciężkie - metal z akacją - solidne, wygodne i składane.
Obejrzałam dokładnie nóżki.
Oraz resztę.
I marzę dalej.
Leje! Wreszcie leje!
Pozdravka.







wtorek, 22 lipca 2014

Ogród medialny.

Jeden pan jednej pani, a ta pani innemu panu. Powiedziała.
Takim to pantoflowym sposobem nasz ogród stał się plenerem reklamowym dla firmy "meble, parasole, markizy polecamy".
Miało trwać dwa dni, trwało cztery. Trzydzieści cztery stopnie średnio i ponad tysiąc zdjęć.
Zaczęło się tak - przed domem stanęła ogromna przyczepa pełna sprzętu, a nam zmienił się widok z okna.
Na taki.
Rozłożono namiot - biuro, magazyn, rekreacja.
I rozpoczęły się przygotowania.
Podobają mi się te parasole, ale montaż przeraża.
Wjechała platforma do ujęć z góry.
Pownoszono na taras SZTUCZNE trawy. Nie użyto, z samych siebie pośmiano. A miskanty, jak żywe, panie, jak żywe...
Pan fotograf zaczął się przymierzać.
Pierwsza miała być sesja wieczorna.
Rozwieszanie sielskich rekwizytów w postaci suszącego się prześcieradła. Na statywach!!!
Zamieniono na tyczki, na szczęście.
Zapalono latarenki i pochodnie.
Na bujaczku pod parasolem usadzono statystkę i zaczęło się miganie z pstrykaniem. Tu bez statystki.
A tu z.
Następnego dnia na tarasie fotografowano meble pod jasnym parasolem.
Najpierw parasol odprasowano.
Rozłożono, ustawiono, umeblowano.


I zrobiło się prawdziwie śródziemnomorsko.
A po zdjęciach z wielką przyjemnością wypiłam z p. fotografem poranną kawę. Prawdziwie poranną, bo z racji światła sesja rozpoczęła się o szóstej rano, co dla artysty, przy sobocie, było nieprawdopodobnym poświęceniem. Dla mnie nie.
Nie wiem, czy podziwia, czy już myśli co i jak ujmować.
Ponieważ miały być zdjęcia z dziećmi, odbyła się próba puszczania baniek.
Baaardzo udana. Cuda na kiju! Prawdziwe!

Dzieci odwołano. Za gorąco.
Temperatura dalej sobie rosła, a ekipa nosiła, ustawiała, szykowała. Uszykowała taką miłą scenerię do sielankowych scenek. Te meble mnie zauroczyły.
 Do akcji wkracza dziewczę z tacką. Moją zresztą.
Jeszcze raz.
Nanosiła się dziewczyna, nanosiła.
Pies wprosił się sam.
I kolejne ustawki.

To ma być "obiad rodzinny na trawie"...
Parasol rozłożony, stół nakryty.
Goście przybywają.
Pan od świateł na posterunku.
Pan fotograf na pozycji...
I poooszło!
Temperatura dochodzi do trzydziestu sześciu. Gdyby obiad był prawdziwy, a w wazie, mojej zresztą, rosół, a bywa, że na imprezach rosół bywa, to goście zaliczyliby zejście.
Potem fotografowano namioty i zaklinano pogodę, żeby nie wiało. Gdyby zawiało jak to u nas potrafi, sesji namiotowej po prostu by nie było. Albo w zupełnie innej scenerii. W zależności od kierunku wiania.
I tak minęły cztery dni.
Ostatni komplet do zdjęć proszę! Komplet w komplecie.
Arbuz - rekwizyt jest prawdziwy. Taca moja. Zresztą. Zresztą szklanki, sztućce, wazoniki, zastawa i wiele innych, zresztą, rekwizytów, też moja. Zaczynam mieć wątpliwości, kiedy razem, kiedy osobno "zresztą", lub "z resztą".
Spakowali wielką ciężarówę, zwinęli stację dowodzenia i pojechali.
Postronni pytali, czy wielka dewastacja w ogrodzie.
Nie! Ekipa miła, kulturalna i zabierająca z sobą własne śmieci, co mnie o człowieku mówi
ogromnie dużo.
Mój ogród robi się coraz bardziej "medialny", a ja jestem z niego dumna, jak z udanego dziecka. Bo udał się dzieciak!
A co?
Między pstrykaniem robiłam ogórki.
A sąsiedzi żniwa.
I tym przerażającym faktem uświadomili mi, że...
Lato trwaj!
Pozdravka.