Zaglądają, podglądają.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sylwestrowo, noworocznie, radośnie.

Najmilsze, z rzadka najmilsi!
Nic odkrywczego. Czas mija. Mija za szybko. Przyspiesza wprostproporcjonalnie do  przeżytych lat. Kto młody, nie wierzy, bo nie doświadczył, kto starszy, wie o co chodzi. Zagadka niewyjaśniona.
Filozofuję, a czas szampana chłodzić.

Oto on. I nie zaglądajcie do środka wiaderka, to mało istotne, na wiaderko zwróćcie uwagę. Stary, śliczny pojemnik na chłodne bąbelki. Oczywiście, że zdobyczny. Och, jak ja bym chciała poznać jego historię. Jakie zawartości schładzał, jakie piękne panie i przystojni panowie tymi zawartościami się raczyli, jaka muzyka do tańca im grała, jakie perfumy pachniały... No i co było dalej... Z paniami, z panami...
Kolejna niewyjaśniona zagadka.
Przyjmijcie życzenia. Najlepsze, najserdeczniejsze. Na Nowy Rok i nowy rok!*
*Nowy Rok, jako ten jeden dzień, pierwszy z kolejnego roku, z dużej litery, nowy rok, jako całe 365 dni, z małej. No musiałam się wymądrzyć, tak mam, bo kocham nasz język.
Pozdravka.

piątek, 28 grudnia 2012

Poświąteczne sentymenty.

Sentyment pierwszy to ten, a właściwie TA. Ta szopka.
Stareńka. Ma około 25 lat. Lichutki papier, poprzecierany, pieczołowicie każdego roku podklejany, trwa. Szopkę na podstawie wzoru z Burdy zrobiła mała dziewczynka, która nie wiadomo kiedy stała się dorosłą kobietą, moja córka. Kiedyś dzieci nie znały gier komputerowych, a mimo to potrafiły się czymś zająć. Wzruszamy się co roku.
Detale.
Trudziło się dziecko żyletką, ale wycięło.
Wół i osioł, jak żywi!

Sentyment drugi to gwiazdeczki. Młodsze, ale też cenne. Od kilku lat kolejną gwiazdkę naklejoną na własnoręcznie zrobioną kartkę dostaję z życzeniami od Przyjaciółki, mistrzyni szydełka i frywolitki. Próbowała mnie nauczyć, chciałam się nauczyć, ale nie wyszło. Mam ręce wyjątkowo przystosowane do grabi i szpadla, nie do koronek.
Powstała kolekcja.
Tu na jasnym i na ciemnym tle.
Ta jest tegoroczna, spójrzcie na precyzję i łączenie kolorów.
Do sentymentów przeszła też kolejna Wigilia z Mamą... Ile ich jeszcze przed nami...?
Tu Mama na fotografii z wnuczką i prawnuczką. Brak jednego ogniwa w łańcuszku pokoleń, mnie, robiłam zdjęcie. Właściwie powinno nas być siedem, bo Mama ma dwie córki, dwie wnuczki i trzy prawnuczki. W rodzinie żadnego potomka męskiego od lat i tak trzymać!
Choinka stoi. Ponieważ pytaliście dla czego runęła, odpowiadam. Osadzana była ze zlodowaciałym pniem, jak to choinki zimą mają, szczególnie te cięte z własnego ogrodu. W nocy lód stopniał, coś się poluzowało i się stało, doprowadziwszy do zniszczenia stojaka. Nowy stojak i ponowne osadzanie z piłowaniem i ciosaniem pnia ubranej choinki w posprzątanym odświętnie mieszkaniu! Bombki spadały masowo tłukąc się malowniczo, igły leciały, słowa padały, ale udało się.
Koniec sentymentów.
Obiecałam pokazać wieszaczek. Deseczka przycięta - M, pierwsze pobielenie - ja. Zrobionych sztuk dwie. Drewno na deseczki, jak należy, stare. Pochodzenie ciekawe - ze starej podłogi domu. Nie wyrzucać niczego, nie wyrzucać! "Przydasie" w swoim czasie.
Na wieszaczku wieszaki w ubrankach. Może nie perfekcja, ale pierwsze koty za płoty, lny z odzysku.

Pogoda jaka była wiemy. PRZED było tak, jak powinno być.
A w trakcie jakby wiosennie.
Tylko patrzeć, jak wierzba się zrobi seledynowa.
I deserek.
Mam nadzieję, że kolejne zdjęcia będą lepsze, bo pod choinką znalazłam taka nóweczkę. Instrukcja liczy stron 140, więc trochę potrwa, zanim zdjęcia lepszymi się staną, ale mam. Może nie cud techniki, ale opinie  dobre, ja zawodowcem nie jestem, wystarczy.

Dziękuję M. ikołajowi!
Dziękuję za dobre słowa w komentach!
Pozdravka.











niedziela, 23 grudnia 2012

Moje życzenia.

Zagonionym - zwolnienia, smutnym - uśmiechu, pesymistom -optymizmu, chorym - zdrowia, zdrowym - żeby takimi pozostawali, i żebyśmy wszyscy świąteczny czas wypełnili ciepłem bliskich i wielką radością!
Tego życzę wszystkim czytającym, oglądającym, komentującym. Radosnych Świąt!
Ponieważ w nocy runęła wieczorem ubrana choinka, zamiast jej zdjęcia fragment innej kartki okolicznościowej Średniej.

I okolicznościowy w stosunku do ilustracji czterowers o reniferze, za który otrzymałam wyróżnienie i nagrodę w postaci bonu na zakupy w sklepie DEKODOM od Green Canoe:

Raz renifer obrażony,
Zapytał się swojej żony:
"Czy wiesz, że nawet na blogach
Gadają o moich rogach??"

Pozdravka.

czwartek, 20 grudnia 2012

Moja magia, piosenka i kwiat.

Pytania od Moniki:
     1 Magia Świąt Bożego Narodzenia?
      2 Jakie lubisz piosenki świąteczne?                                                          
      3 Moje ukochane kwiaty ?
Moje odpowiedzi:
     1 Wielka magia. Im jestem starsza, tym bardziej ją czuję, tym większe moje wzruszenia. Inne, niż w dzieciństwie, ale tak samo mocne. Kiedyś dziwiłam się, że Tato ma łzy w oczach przy łamaniu się opłatkiem, teraz sama je mam, a nakrycie Taty nie tknięte... 
       2 Kolędy lubię. Wszystkie. Piosenki okołoświąteczne też, ale jako przystawka.
       3 Ukochane kwiaty... Długi namysł. Chyba konwalie. Bukiet konwalii dostałam po zdaniu matury, przed ogłoszeniem wyników i po raz pierwszy poczułam się rzeczywiście dorosła. Miałam siedemnaście lat...*

* Dla zdziwionych - nie posyłajcie dzieci do szkoły za wcześnie.

 Nie typuję nikogo, a kto chce, zapraszam do odpowiedzi w komentarzach, miło będzie.

A poza tym :
barszcz ukiszony, udany,
bigos pyrkocze,
śledzie korzenne przegryzają się,
farsz na uszka....
Czyli wiadomo, wielkie przygotowania.
Można by w cholerę z tym, ale jest , na szczęście jeszcze jest Mama, są pokolenia młodsze i nie chcę żałować kiedyś, że nie chciało mi się teraz.
Temat ilustruję kartką świąteczną Średniej, lat 12, dumnej Wielkiej  Laureatki. "Spójrz Biśka na szczegóły, na obrazki, jak je dopracowałam z lupką." Spojrzałam, doceniłam, pochwaliłam.
I jak tu "w cholerę z tym"?
 Pozdravka.                                

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Czar czasu.

Ten czas ma czar. Pozwala nam bezkarnie przenosić się w przeszłość, w magiczną krainę wspomnień z dzieciństwa. Każdy taką ma. Tylko swoją, ukrytą głęboko, opakowaną w bibułki czułości, wyciąganą z czeluści pamięci, jak choinkowe ozdoby z pudeł.
I bawimy się. Nie tylko wspomnieniami.
Moja tegoroczna zabawka to konik z bajki. Kupiłam go sobie nie wiadomo po co, no bo po co mi zabawka? I o to chodzi. Kupujcie sobie zabawki! Teraz można to robić, właśnie teraz.
Dodałam świeczkę.
Nie, nie tę. Zmieniam.
Tak zostawiam. No co za zabawa! Takiej Wam życzę.
Modne robi się rękodzieło, więc działałam rękoma. Ze starych spodni dżinsowych zdziałałam serduszka zawieszajki. Jak znalazł do powstałych uprzednio poduszek. Po co mi serduszka? Po nic, dla zabawy.
Sama siebie podziwiam za precyzję.
Niby nic świątecznego, a nastrój się robi. Pomalutku.
W ramach zakupów prezentowych kupiłam dwa takie wieszaczki.

Trafiło się ślepej kurze ziarno! Do wieszaczków M przyciął deseczki, oszlifował, a ja wykonałam pierwsze w życiu bielenie. Jak wyszło, pokażę, deseczki się dosuszają. Uszyłam też pokrowce na wieszaki... Matko, co za  chwalipięta... Ale też pokażę, jak wykończę.
Nie tylko zabawa u mnie. Czyszczę nieliczne srebra rodowe.
Nie znam historii tej łyżki, dostałam ją w spadku po Teściowej Marii. Zachwyca mnie niezmiennie, gdy ją oglądam. Nie o srebro tu chodzi, ale o kształt i motyw. Ogrodowy, a jakże.
Oto łyżka w pięciu smakach.
W całej krasie.
W szczegółach.

W aranżacji z ukochaną miską.
Wyobraźcie sobie lato w ogrodzie i tę michę pełną poziomek z bitą śmietaną... No, na to sobie jeszcze poczekamy.
 Nie przemęczajcie się, znajdźcie czas na wzruszenia i na przedświąteczne zabawy. Z resztą damy sobie radę, jak w każde Święta!
Pozdravka.








wtorek, 11 grudnia 2012

Coś z niczego.

Czyli, ze starego, zbędnego, kupionego, bądź zostawionego, bo się przyda i nawet czasem sie przydaje.
Tak lubię, coś z niczego i szybko; nie było, jest, nie miałam, mam. I tym sposobem posiadłam rzeczy następujące.
Karmnik sikorkowy pierwszy zrobiony ze starej, przypalonej mocno z drugiej strony deseczki do krojenia. Umajone to starym kawałkiem liny, gałązką, rafią.

Do deseczki przybity gwoździk na słoninkę, kawałki kory i proszę bardzo, są! Wyczaiły, że niżej też dają.

Idąc za ciosem i obserwacją oblotów sikorek zmajstrowałam karmnik sikorkowy drugi, najprostszy. Kawałek drewna z kotłowni, gwoździk i dalsza wyżerka.
Z obserwacji wynika, że samiczki przepędzane z tarasu korzystają z zaokiennego parapetu kuchennego. I dobrze, panie do kuchni.
 Następne "z niczego coś", to już nie ja.
Latem kupiliśmy na starociach takie oto nóżki za 30 zł, bo się przydadzą. Nie lubię z pedałami i kołami, więc w sam raz te luzaczki.

Pół roku czekały i się doczekały. Pisałam, że cierpliwość popłaca. Czekałam na wenę, chęć tworzenia, natchnienie, jak zwał, tak zwał i nagle M doznał i mam.
Dla mnie cudo, mistrzostwo wykonania. I jeszcze taki ruchomy pręcik skombinował na zawieszenie doniczki, teraz latarenki.

Na stoliczku, który latem powędruje na dwór i zostanie kwietnikiem, teraz leży cudna serwetka bardzo okołoświąteczna, którą lata temu dostałam od Teściowej, mistrzyni haftów, dokładności i cierpliwości.
Spójrzcie na sciegi w zbliżeniu, jakie cudo.


A tu motyw jakby saneczkowy. Tyle prań, prasowań [pamietaj, prasuj tylko na lewej... ], a serwtka jak nowa.
Smutno. Które to już Święta bez Marii...

A życie płynie i mimo zapowiadanego końca świata ludzkość biega, robi zakupy i w ogóle o tym nie myśli!
Ja tam pomyślałam i taki osobisty niezbędnik na koniec świata sobie postawiłam na tarasie. Odsnieży Drogę Mleczną, oświetli i ogrzeje czarne przestrzenie. Jakby co, to ja mam!
Tak na prawdę, to pomysł ściągnęłam z oglądanej w sklepie dekoracji. Nie dacie wiary jakie pieniądze TO kosztowało! Aż mnie zatrzęsło. Dobra, było kolorowsze, sztucznym śniegiem obsypane, ale nic więcej. Pogrzebałam w czeluściach piwnicznych, zmodernizowałam po swojemu, prysnęłam rubinem trzonki piły i szufli i mam, a śnieg w dodatku prawdziwy! Szyszek dorzucę, szybciej się rozpali.

Dobrych pomysłów życzę!
Pozdravka.

niedziela, 9 grudnia 2012

Dlaczego ja tu mieszakam, czyli osobisty traktat o szczęsciu.

Dlaczego ja tu mieszkam? Ale pytanie, po siedmiu latach!
Mieszkam tu, bo przyszedł czas, że wszystko, tylko nie miasto. Dosyć. Las, pod lasem, wieś? Poskładało się tak, że padło na wieś. A padło, bo TA droga. Pisałam już o niej, kiedyś na początku. Jak nas oczarowała i przywiodła właśnie tu; na koniec wsi, prawie na koniec świata, tak daleko, a tak blisko. Wtedy była szaro-zielona, późnoletnia, teraz jest taka. I dalej czruje.
Dlatego tu mieszkam. Idziecie na zimowy spacer?

Teraz jest tu mój dom.
A z ukochanej drogi można wejść do ogrodu. Bez płotu, bramy, bez klucza w furtce, a nawet bez furtki, bez  kodu i domofonu.
Na straży wejścia do domu stoją ONI.
ONA, zasadzona przeze mnie brzoza z przeszłością.
I ON, stary, zasadzony dawno temu czyjąś ręką kasztanowiec.
Do przeszłości domu należy też stara jabłonka. Dziś wyglądała tak.
Pod nią..., aż nie chce się wierzyć.
A nad nią tak. Jemiołuszki czekają, aż się wyniosę stąd.
Dalej ogród w śniegu. Widoki znane, ale dziś wyjątkowo piękne.


Patrzę w górę i wiem, dlaczego tu mieszkam.
Ale się znostalżyłam..
Wy pewnie pierniczki, aniołeczki, bombeczki, hafciki, a ja zamiast się brać do roboty rozmyślam o szczęściu.
Ech, pięknie jest!
Pozdravka.