Zaglądają, podglądają.

środa, 29 czerwca 2011

Kaplica i kapliczka.

Tak mi mówili aniołowie,
Co znają prawdę, skrytą w słowie,
Że tam, gdzie wisząc nad przestrzenią,
Brzegi wieczności się zielenią,
Przedarłszy czasu mdłe osłony,
Wzgórzami tęsknot otoczony,
Zakwita ogród niezbadany,
Zaczarowany, obłąkany -
Zaczarowany skonem zorzy
I obłąkany mgłą bezdroży!

Leśmian
"Ogród zaklęty", fragment.

Małe dziewczynki bywają troszeczkę egzaltowane. Nie wiem, czy teraz na pewno jeszcze takie są, ale kiedyś były. Wrażliwe na piękno, nie do końca piękne, na czarowność miejsc, na jakieś magie, mistycyzmy. Mnie, dawno temu, zaczarowywała pewna przykościelna kapliczka. Lubiłam tam chodzić, stać i wgapiać się w ocienioną zielenią grotę, w której stała cudowna Jasna Panienka w świetlnej aureoli, a przed Nią klęczała dziewczynka. Pamiętam moje wzruszenie, podziw i zachwyt. Taki sam dla groty i postaci, jak i dla gałązek bluszczu wspinającego się po kamieniach.
Tamte dziecięce wzruszenia oddaje trochę wiersz Leśmiana. Czy teraz, którykolwiek facet potrafiłby tak napisać? Czy w ogóle potrafiłby TAK pomyśleć? Nie, tak myśleć potrafią tylko poeci i małe dziewczynki. Teraz pewnie też.
Po wielu latach odwiedziłam kapliczkę. Te same zielone cienie i te same czary. A u kapliczki dwoje dzieci; dziewczynka i chłopiec. I ja...
Kościół Matki Boskiej Bolesnej w Poznaniu. W 1928 roku na placu przy kościele wzniesiono Grotę Matki Bożej z Lourdes.

Moja grota dziecięcych wzruszeń...

I coś z tego zostało, bo...
Kiedyś, spacerując po lesie i wypatrując grzybów, znalazłam kawał drewna uformowany przez przyrodę na kształt krzyża. Pomyślałam, że pięknie będzie wyglądał na wierzbie przed ogrodem, zostawiłam, chciałam po niego wrócić, ale już go nie odnalazłam. Potem wśród pni dębowych, zwiezionych na opał, zobaczyłam ten jeden, jedyny, piękny i wiedziałam, że kiedyś w ogrodzie zrobię z niego kapliczkę. Długo, raz w poziomie, raz w pionie, leżał sobie pień i udawał rzeźbę. Aż do wczoraj, bo...
Tak to się splata, że po wizycie w opisanej grocie, powędrowałam sobie sentymentalnie, bliskimi mi ulicami Poznania, na rynek mojego dzieciństwa. Mieszanina zapachu truskawek, młodych warzyw, małosolnych ogórków i upalnego letniego dnia. Pięknie! Wreszcie starocie, tego ominąć nie mogłam. I nagle, wśród powodzi innych rzeczy zobaczyłam JĄ. Czekała na mnie, niechciana przez nikogo, kiczowata, ale dla mnie cudna, moja maleńka Maryjka.
Miły sprzedawca zawinął pieczołowicie mój skarb w starą gazetę i była moja. A dziś?  Popatrzcie.


 
Na leśnej polance, wśród świerków i modrzewi, piękny pień znalazł wreszcie swoje miejsce.

Wokół pnia dodatki; rozbita donica z rojnikami, bluszcz i pojemnik na światełko.



Trochę bliżej i z boku wygląda to tak.

I jeszcze bliżej.

Teraz widać, jak mała jest figurka, ale o taką mi chodziło, tylko taka pasuję do dębowej groty.  Poczekam, aż moja kapliczka wtopi się w otoczenie, bluszcz podrośnie i oplecie pień, a wieczorem pierwszy raz zapalę światełko mojej Leśnej Panience.
Jasne, że można sobie ogrodową kapliczkę po prostu kupić. Ale, czy to byłoby to samo?
Pozdrawiam wszystkich Gości.







piątek, 24 czerwca 2011

Po burzy jest słońce...

Popadało, zlało, potarmosiło wiatrem, postraszyło gradem. Ale dobrze że był, wreszcie był upragniony deszcz. Nie wiem jak gdzie indziej, ale stepowiejąca Wielkopolska potrzebowała go, jak kania dżdżu. Fajny wyraz- "dżdż"- chyba tak jest w mianowniku l. poj.? Bo już w mnogiej będą "dżdże", prawdaż? A po dżdżach wyjdą dżdżownice, przyjaciółki ogrodów. A może przyjaciele, bo to obojnaki?
Po deszczach wychodziło słońce i rośliny lśniły diamentami kropel, a zmęczony suszą ogród ożywał. Zatrzymałam w kadrze, ale... coraz bardziej marzy mi dobry aparat, który choć trochę potrafi oddać, to co na prawdę widać. Tu,  na niektórych, nie bardzo widać krople, a przecież były. No nic, rośliny są za to czyściutkie.

Krople na hoście.

... na kannie.

... na berberysie.
...na bukszpanie.

...na berbrysie "Cobold"

... na golterii.

... na rododendronie.

Pigwowiec chyba...

... na brzozie.

...na świerku "Conica"
Jutro Poznań, czyli zmieniam się w kobietę miejską. Jak każdego roku, od sześciu lat, mamy spotkanie klasy licealnej. Obchodzimy kolejne lecie matury. Które, nieważne, a dlaczego od sześciu lat? O tym może następnym razem, bo to ciekawa historia.
Pozdrowienia czerwcowe posyłam.

wtorek, 21 czerwca 2011

Lato,lato. Lato czeka!!!

Przyszło, nadeszło, cichutko, o świcie. Przebiło się przez brzozę i sosnę, oślepiło słońcem i JEST, nareszcie jest!
Tylko, że... teraz to już "z górki", jakaby nie patrzeć...
Tak weszło do mojego ogrodu.


Teraz ogrzeje rośliny na tarasie.


Zajrzy do klatki.


Otworzy kolejne pąki.


I powędruje sobie do ogrodu.





Lato powitało ogród, ogród powitał lato i niech tak trwa.
Alicjom, w tym mojej Mamie, które mają imieniny w tym czarownym dniu, dzieciom, które zaczynają wakacje oraz nam wszystkim, życzę pięknego lata!

czwartek, 16 czerwca 2011

Czerwcowe noce.

"... Ja jestem noc czerwcowa,
królowa jaśminowa,
Zapatrzcie się w moje ręce,
wsłuchajcie się w śpiewny chód...

Ale zanim mur gwiezdny ją oplótł
idzie krokiem tanecznym przez ogród;
Do ogrodu przez ciemne ulice
dzwonią nocy ciężkie zausznice...
I przy każdym tanecznym obrocie
szmaragdami błyszczą kołki w płocie.
Wreszcie do nas, pod same okno
i tak tańczy i śpiewa nam...

Ja jestem noc czerwcowa..."
Autor - Konstanty Ildefons Gałczyński

Chodzą i tańczą noce czerwcowe po moim ogrodzie. Noce krótkie, ciepłe, pachnące. Pełne tajemnych odgłosów; szmerów, szeptów, popiskiwań, tupotów. To znak, że toczy się nocne ogrodowe życie. Żal przesypiać ten czas. Można siedzieć w noc godzinami, słuchać, wpatrywać się w księżyc i sycić wszystkie zmysły. Cudnie jest. A potem nagle noc przechodzi w świt, ptasie popiskiwania przechodzą w śpiewy, z gniazd wystrzeliwują śmigające kulki i budzi się nowy dzień obwieszczany głośno pianiem sąsiedzkich kogutów.
Od kilku dni odgłosy nocy wzbogaciły się o ciche miarowe cykanie. To pracują deszczownie na okolicznych polach. Rolnicy, niedawno przeganiający przymrozki, walczą z suszą. Szumi też nasza ogrodowa "pryskawka" nawadniająca trawnik, a dookoła pachnie mokra ziemia.
Bawią mnie pytania o to, czy jadę gdzieś na wakacje. Nie, nie jadę.
Pojadę sobie raz i drugi do mojego miasta, nawdycham się, czasem bardzo mi potrzebnego, "luftu z vaterlandu", zobaczę "Tyle słońca w całym mieście" i poraz kolejny powspominam z nostalgią czas, kiedy nie wyobrażałam sobie życia poza miastem. To mi wystarczy. A ta piosenka, letnia miejska piosenka, ma dla mnie wymiar osobisty. Mieszkałam dwie przecznice od domu, w którym mieszkła Anna Jantar, brałam ślub w tym samym kościele gdzie Ona z Jarosławem Kukulskim. I wrócę DO SIEBIE.
Tymczasem, czerwcową nocą, w ogrodzie dzieją się cuda przyrody;  pąki zmieniają się w kwiaty, te które rozkwitły czekają na owady i wszystko garnie się ku słońcu.
Jak dobrze wstać, skoro świt...

Rozwijają się pąki nasturcji. Czy ktoś ją jeszcze sieje w ogrodach?

Niedługo rozkwitną oleandry. Zrobi sie środziemnomorsko, jeśli nasze deszcze i wiatry im nie przeszkodzą.




Zaraz pękną pąki dziewann. Rozsiały się same, ich nasiona przywiały z łąk wiatry i przyniosły do ogrodu. Miejsce wybrały cudne.


Kwitnie kawenda, pęcherznica i pięciorniki. Te urocze krzewinki, pod warunkiem odpowiednio krótkiego przycięcia "w półkulkę" wczesną wiosną, latem zamieniają się w długo kwitnące bukiety.




Begonia Dragon znalazła swoje miejsce w nowej donicy i jako ten dragon stanęła na straży bukszpanowej rabaty.


Powiało latem, a ja życzę Wam upojnych czerwcowych nocy!

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Spotkanie w ogrodzie.

Nie wiem, od czego zacząć....
Miałam spore ogrodowe zamieszanie, bo oczekiwałam gości. Nby nic nowego; goście w ogrodzie, a jednak... bo to mieli być goście, których nigdy w życiu nie widziałam, a jednak trochę znałam; z internetu.
Wszystko zaczęło się jesienią . Zabijając mokre szarugi, szperałm sobie w necie wyławiając ogrodowe tematy, oglądając zdjęcia. I tak to trafiłam na nowo powstały serwis, ktoremu szefuje jedna z najlepszych, a może najlepsza, z polskich projektantek ogrodów. Jej realizacje znałam już od dawna, ale dopiero po czasie zorientowałam się, że to jej serwis. Portal startował, na forum kilku ogrodowych pasjonatów, świetnie się gadało, a pomysłodawczyni całego przedsięwzięcia służyła wszystkim fachowymi poradami. Wkrótce oglosiła konkurs na opisanie historii powstawania ogrodów udokumentowanej zdjęciami i ... zajęłam pierwsze miejsce. Szefowa zaproponowała odwiedziny w moim ogrodzie wiosną, ja na to, że z przyjemnością i oto słowo ciałem się stało, jako że wiosna nadeszła. A że portal rozrósł się bardzo i chętnych było więcej, więc i gości mialo stawić się kilkoro.
Nie powiem, że tremy nie miałam, o nie. Ogród dopieszczony, chleb i sernik upieczony, ser z mleka od sąsiadów zrobiony, miętka i wino z malin schłodzone, nawet pogoda, jak na zamówienie. Czekamy...
Co to było za spotkanie! Wyobraźcie sobie dziesięć nieznających się dotąd osób przybyłych z różnych miejsc w kraju, w różnym wieku, które zachowują się, jakby byli starymi przyjaciółmi; mówią do siebie, tak jak pisali na forum, po imieniu, pękaja ze śmiechu, bo każdy każdego jakoś inaczej sobie wyobrażał, biegają po ogrodzie z aparatami,a tematów do rozmów mają więcej niż czasu na ich poruszenie.
Nasza internetowa "randka w ciemno" udała się jak nie każda w realu. Wzajemne podziękowania, obietnice następnych spotkań, pożegnanie i pięć samochodów odjechało gdzieś w Polskę.

Zdjęcie grupowe, niestety nie wszystkich, bo ktoś fotografuje, ktoś jeszcze coś ogląda.


Dacie wiarę, że kilka godzin temu nie znaliśmy się?
Goście, jak przystało na ogrodników zapaleńcow przybyli z kwiatowymi prezentami. Ale nie tylko, była też świetna śliwowica, ale z uwagi na Ustawę zdjęcia nie wstawiam...
A czego dziś Wam życzę? Takich spotkań!


Jedna z dwóch bukszpanowych kulek. 


Storczyk.

Elegancka kalla.

Begonia Dragon. Niesamowita.

czwartek, 9 czerwca 2011

Jeszcze raz to samo - donice, doniczki i inne pojemniczki.

Ktoś zapytał mnie niedawno, ile ja tego mam. Zaczęłam liczyć i jakoś tak koło piędziesiątki odpadłam. A, co mi tam, jedna w tę, czy w tę, nieważne. Mam za dużo, to wiem na pewno. W związku z tym, wszak jestem kobietą, dokupiłam sobie jeszcze dwie. Nie mogłam ich nie kupić, bo piękne, klasycznie proste i taniutkie. Polecam, do kupienia w Ikei. Niestety, zgapiłam się i nie kupiłam do nich podstawków. Kupię nastepnym razem, bo wypatrzyłam świetna konewkę.

Doniczki z Ikei.

Niestety, warunków piwnicznych ne przeżyły niektóre rośliny z kolekcji śródziemnomorskiej. Wypadł piękny strzyżony mirt, o którym wiedziałam, że kapryśny i robiłam, co mogłam, ale nie przetrwał.  Drastycznie przycięta została dla odratowania oliwka i prezentuje się marnie w stosunku do dużych oleandrów. W ubiegłych latach bywało tu ładniej. Trudno, poczekamy, zobaczymy, co będzie.




Kolekcja śródziemnomorska.
  Na dostawienie do tego towarzystwa czekają kanny, po polsku pacioreczniki. Piękne rośliny w wielu odmianach, niestety bardzo wrażliwe na wiatr. W tym roku już miałam zaniechać przygód z kannami, bo u mnie wieje ciągle, ale posadziłam je głęboko w dużych donicach. Może to coś da, osłoni, nie wiem , na razie pięknie odbiły.


Kanny.
Żeby zabezpieczyć przed wiatrami i przyspieszyć kwitnienie, to samo zrobiłam z cynobrówkami. To przktykuję od lat i sprawdza się. Tworzą w donicach piekne bukiety, no i nie trzeba wykopywać z gruntu. Te w jednej z najstarszych, bardzo szanowanej z racji wieku i pochodzenia, donicy.

Cynobrówki.
A tu bluszcz. Taki zwykły bluszczyk w starej osłonce o pięknym kształcie. Małe to, mobilne, a dodaje klimaciku. Brudne, zachlapane ziemią donice też.



Hederka.
W malutkich doniczkach mnożę trzmieliny japońskie i inne drobiazgi, ktore potem służą jako prezenty ogrodowe.

Ogrodowe prezenty.
Jałowiec z historią. Kiedy kupiliśmy nasze siedlisko, w przedogródku rosły trzy zabiedzone duże jałowce. Dwa usunęliśmy i zistały spalone za ogrodem. Po roku na spalenisku odkryłam małą sadzonkę jałowca. A jednak coś po nim przetrwało...

Jałowiec z historią.
I jeszcze jedno zdjęcie "pojemnikowe". Takie wiejskie pomieszanie z poplątaniem sprzed kilku lat, na nieistniejącym już w tej wresji tarasie.

Misz- masz.
Dzbanuszek ma kilkadziesiąt lat i dalej służy w innym zastosowaniu.

Lobelia.
A teraz mam pytanie. Dlaczego nagle nie mogę komentować z konta Google? Piszę zalogowana, wysyłam, wyskakuje strona logowania, loguję, piszę, wyskakuje strona logowania i tak w kółko. Mogę, ale jako anonimowy. A nie jestem żaden anonimowy. Podpisuję Gaja, ale to nie to.
Pozdrawiam nie anonimowo.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Obrazki z ogródka.

Leniwa upalna niedziela. Praca w ogrodzie w niedzielę... Można, nie można...? Wypada, nie wypada?  Dzień święty święcić, chwalić Pana pracą, ruch to zdrowie? Jak to ma być?
Duże miasta obramowane są siecią działek i działeczek, ogrodów i ogródków, mniej lub bardziej wypasionych. Każdej niedzieli mrowie ludzi pracuje tam zawzięcie, odpoczywając w ruchu, ciesząc się slońcem i kontaktem z przyrodą i nikt nikomu nie ma niczego za złe. Wsie natomiast zamierają. Odświętnie ubrane idą i jadą karnie do kościoła i udają, że żadnego kontaktu ze szpadlem i grabiami nie utrzymują. To nic, że mszę spędzają często przed kościołem, paląc i plotkując zawziecie. Byli, zaliczyli, dzień swięty święcili.
A ja? Kobieta miejsko - wiejska? Niedzielę traktuję jako dzień ogrodowych przyjemności. A że praca z roślinami jest dla mnie relaksem i przyjemnością, robię cośtam powolutku. Dogladam, dopieszczam, pogadam, przytnę, posiedzę, pozachwycam się. Nie ma ostrych akcji i ciężkiego warczacego sprzętu. Na wszelki wypadek nie zaglądam tam, gdzie mogłoby mnie ponieść i wciągnęłoby do ciężkiej pracy. Taka sobie leniwa ogrodowa niedziela.
Poniżej obrazki, którymi napawałam się świątecznie.
Katalpa. Moja przesadzana trzy lata temu katalpa wygląda pięknie na tle błękitu. Odwdzięcza się za wszystko, co dla niej robiłam.
A to ukochany kącik obok dolnego, tylnego wejścia do domu. Jedyne miejsce, gdzie prawie zawsze jest cień. W stareńkich korytkach w tym roku posadziłam begonie wiecznie kwitnące. Biel pięknie rozjaśnia.


Mój pierwszy klematis. Od ubiegłego roku rośnie na pamiątkowym wkopannym w ziemię pniu orzecha włoskiego, który niestety nie przeżył.
W upalne dni piwnica jest cudownie chłodnym miejscem. Tajemnicy dodaje jej zielona firanka z winobluszczu.

Moje pierwsze żurawki. Ciemna odmiana "Palace Purple". Posadzone pod żółtym klonem palmowym miały stanowić piękny kontrast, ale póki co pięknie zlały się z kolorami ziemi. No zobaczymy, może jak podrosną, coś z tego wyjdzie.

Potem dzień gaśnie, słońce zachodzi i kończy się niedziela na wsi. Cudowna cicha czerwcowa wiejska  niedziela. Takie klimaty umiała opisywać Dąbrowska, ja potrafię je tylko przeżywać. Życzmy sobie wielu tak cudownych dni.