Zaglądają, podglądają.

środa, 31 lipca 2013

Adekwatnie do upałów.

W Chorwacji bywając, kiedyś bywając, bo teraz bywam głównie w mojej wsi, nie mogłam nadziwić się nocnym upałom. Taka chorwacka noc uderzyła mnie niedawno u nas. Otwieram taras czarną porą celem ochłodzenia się, a na dworze stojący nieruchomy upał. Jak tam.
Trochę tamtych wrażeń mam w ogrodzie.
Czujecie żar z nieba?
Kolor.
Amforka w zbliżeniu.
Zioło "o mój rozmarynie..."
Inne zioło.
Opuncja po ubiegłorocznym gradzie ma ubytki w łodygach.
Oliwka.
Brak drzewka laurowego i jeszcze paru innych charakterystycznych dla Południa roślin. Nie można mieć wszystkiego. Ja mam tyle. Dotąd mocnym akcentem kolorystycznym była krwista pelargonia, teraz będzie ognista cynobrówka, zaraz zakwitnie.
Dla zaglądających od niedawna wyjaśniam, że doniczkowa kolekcja mieści się na powierzchni, pod którą znajduje się  proza życia na wsi, czyli szambo. Wprawdzie bezzapachowe, bo działają odpowiednie bakterie, ale mimo to Adriatykiem nie jest i nie będzie.
Jeszcze lipiec, a już sierpień. Myk, myk, myk i padnie słowo na "j". O matko.
Długiego sierpnia!
Pozdravka.








 

poniedziałek, 29 lipca 2013

Wakacje w wersji mini.

Czy cztery dni, to wakacje?  No to byłam. U "odjechanej" córki, w Jej nowym miejscu.
Zobaczcie.
Dojeżdżamy i już jest ładnie. Już mi się podoba. Lubię TAKIE dojazdy. Zwiastują cudne miejsca.
Wy też to lubicie.

Nawierzchnia.
I dalej.
Z takimi "detalami".
Najmłodsza, załapana na miesięczny pobyt, wita rodzinę
Furteczka, nowa gospodyni wita.

 Wjeżdżamy i widzimy. Ooo...

Puk puk w okieneczko.
Naprzeciwko widok tyleż piękny, co dziki. W głębi wyschnięty staw. Gospodarz nie potrafił wyjaśnić "co autor miał na myśli" tworząc dzieło z kamienia, ale nic to, coś się da z tym zrobić. Zapytany wprost o ideę budowli wzruszył ramionami.
Worki ziemi przywiezione, rośliny wybrałyśmy następnego dnia. Zarosną, złagodzą, okryją.
Dzień później już po akcji. Miało być zielono - złoto. Za chwilę było.
 
Obok zabudowania gospodarcze.

Z tyłu ... cud nad cudy.
Stareńka.
Z powybijanymi szybkami.
Z wejściem po kamiennych schodkach i poziomkowo - truskawkowym przedpolem.
Dalej taras z wejściem z kuchni. Genialne rozwiązanie.



Fajnie? Mnie się podoba.
Pracy mnóstwo i już się dzieje.


 Jedni pracują, inni się bawią.
No to jednak byłam trochę na wakacjach. Nawet morze zaliczone, bo to żabi skok.
A pogoda, sami wiecie jaka była.
Kuzynki w żywiole dosłownym.
 

Klimatyczna wieś. Podoba mi się, a co z tego wyniknie? Co tym ludziom szykuje los?
Pole do popisu mają.

Powodzenia Kochani!
A ja pędzę do ogrodu.
Pozdravka.










piątek, 19 lipca 2013

Lipcowo - ciąg dalszy.

Czas mija szybko. Za szybko. Za tydzień Anki, od Anki zimne ranki, skończy się lipcowo,  potem już sierpniowo, a sierpniowo, to wiecie, prawie po lecie.
Takam pesymistka.Więc szybko, póki jeszcze lipcowo.
I lawendowo.



Ta lawenda to samosiejki z kilku krzaczków zasadzonych na początku istnienia ogrodu. Tych krzaczków dawno nie ma, zostały ich dzieci i mnożą się dalej.
Pozostając w błękitach.

Kompozycja tarasowa bogaci się nadal sama przez włażący spod tarasu bluszcz. Ja bym nie wymyśliła, natura tak.
Na skarpie lipcowa zieleń.
Z samosiejkami dziewanny - fontanny.
A za skarpą koszenie - mulczowanie. Genialny sposób. Trawnik nawozi się sam, nie ma nieprzebranych pokładów skoszonej trawy, wszyscy zadowoleni. Warunek jest jeden - pogoda. Mokrej trawy się nie zmulczuje, no i średnia przyjemność koszenie w deszczu. Mulczowane trawniki wymagają też częstszej werykulacji. Coś za coś, tak to jest, z tym że bilans czasowo - wysiłkowo -porządkowo wychodzi na plus.
Kapelusz ogrodnika niezbędny.
Jestem odporna na wiedzę dotycząca uprawy winorośli. Czytam, niby wiem, jak przychodzi co do czego, czyli do cięcia, nic nie wiem. Tnę po swojemu, na oko i o dziwo jakieś tam grona są.  Wyczytałam, że grona owe należy odsłaniać tnąc liście zabierające słońce. Zastosowałam, czekam na ciemną słodycz.
Coś dla entuzjastów skarbów znajdowanych nie wiadomo gdzie. Znalazłam w czeluściach piwnicznych taki wałeczek. Drewniany, pięknie nadgryziony zębem czasu i kołatkami. Kołatki to te stwory robiące dziurki w drewnie, mylone z kornikami żyjącymi na drzewach. Chciałam napisać "na żywych drzewach', ale się pohamowałam, bo drzewo jest  żywe zawsze. Martwe staje się drewnem. Niestety.
Co to jest? Do czego służyło? Jedyna rzecz, jaka przychodzi mi na myśl, to część starej wyżymaczki. Może ktoś wie?
Zawisł sobie wałeczek na drzewie osobliwości obok zardzewiałej lampy. i innych "eksponatów". Za chwilę będę miała jedyne muzeum na drzewie.
Teraz wielka, ogromna [Megi, przeczytaj!] prośba do znawców tematu.
Co się dzieje? Co TO jest?


Nie ślimaki, sprawdziłam. Pędy same się łamią, są miękkie, śluzowate, liście przy miejscu odłamania mają ciemne plamy.
Miałam ci ja - i nie tylko ja - rozchodniki okazałe za rośliny żelazne, niezniszczalne, a tu niespodzianka. Zniszczalne. Gdyby więc ktoś coś, to proszę, piszcie.
Pozdravka.
























wtorek, 16 lipca 2013

Lipcowo.

Najpierw się odniosę obywatelsko.
Baaardzo się cieszę, że awantura z ubojem rytualnym skończyła się zwycięstwem ludzkości nad nieludzkością. Cywilizacji, nad zdziczeniem. Być, nad mieć, bo o mamonę w końcu chodziło.
Jestem zootechnikiem [czką?]. Widziałam wiele narodzin i wiele śmierci zwierząt. Wierzcie, lub nie wierzcie, ale jestem przekonana, że zwierzęta przeczuwają śmierć. Są niespokojne, boją się, przy czym strach ich jest różny, w zależności od tego, czy odejście ma charakter naturalny, czy nagły i gwałtowny.
Pamiętam wlepione we mnie cały wieczór oczy najzdrowszej w świecie suki, którą rano znalazłam martwą. Był w nich żal, smutek i strach, ale jakiś spokojny, cichy.
Pamiętam oczy starego konia skazanego na śmierć niby humanitarną, bo przez odstrzał. W jego oczach nie było ani żalu ani smutku, był tylko dziki strach.
Pies i koń. Wiedziały?
Ja rozumiem rytuały, ale nie zrozumiem zadawania bólu.
A teraz lipcowo, przedwieczornie.
Zakwitają hortensje. Cieszą tym bardziej, że z własnego chowu.

W doniczkach sadzonkowane w zeszłym roku. Dwa sezony i do gruntu, tak ma być, info wyczytane.
Najmłodsze, tegoroczne, właśnie się pięknie przyjęły. Zdjęć brak, ale nie omieszkam się pochwalić.
Czy drzewiaste też się da rozmnożyć chałupniczo? Ktoś wie?
W niskim słońcu widać przebarwienia berberysów.
Pomęczę raz jeszcze powojnikiem, bo piękny.
 Rozchodniki pod nim szykują się do startu.
 I jeszcze raz - burza kwiecia, a drabinka się skończyła.
Pięciornik w kremowych kwiatkach. Zero pretensjonalności, dużo wdzięku.
Rugosa, co za zapach!
Szłam sfotografować tawułkę i... co ja widzę? Po wielkiemu cichu poziomki zżera!
Że psy trawę jedzą, co deszcz zwiastuje, to wiem, a jak zjada poziomki, to co?
Zdybany udaje, że nie jadł. Kłamie i zero wstydu.
Może jadł na pogodę? Wybaczone.
Rzeczona tawułka. Koroneczka cudnej urody. Pianka.
Ogień pelargonii. Bardzo ciemny róż z różem jasnym,  przyjemnie dla oka. Chów własny.
Lipcowy cd nastąpi, a tymczasem zajawka z innych rejonów.
Dobrych nocy, dobrych dni.
Pozdravka.