Zaglądają, podglądają.

czwartek, 26 czerwca 2014

Za oknami.

Widoki za oknami bywają różne.
Miejskie i wiejskie.
Oba mogą być i piękne i paskudne.
Mieszkałam tu i tu, z okna widziałam to i owo. Miejski gąszcz prześwietlonych słońcem akacji, ale i miejski śmietnik. Wysycone słowikami wiejskie parki podworskie, ale i... Chwila zastanowienia...  -  widoki wiejskie, nawet te mało ładne, zawsze były ładniejsze od mało ładnych miejskich, bo jakby nie były paskudne, kryła je zieleń. Choćby pokrzywowa, ale zieleń.
Co rano, to samo. Dobry los zrządził. Czajnik przy oknie, bo kawa, i automatyczne zerknięcie.
Normalnie. Pięknie, ale normalnie.
Krowy za ogrodem się pasą. Normalnie.

Banda czereśniojadów na wierzbie. Normalnie.
Nawet zające, też już normalnie.
Widzicie go?
 Zagadką jest tylko, które pokolenie się pasie, bo jest kilka.
To średniak. Wyrwał się na mokrą trawę o poranku. Śniadanko trzeba zjeść, normalnie.
Latają lotniarze różnej maści, trwają prace w polu. Normalne.
Aż któregoś ranka zobaczyłam jeźdźców. Nienormalnie.
Owszem, kilka kilometrów dalej jest stadnina, ale tak sobie po miedzach?
Ślicznie...
Pasja. Piękna pasja. Nie moja, ale w rodzinie jak najbardziej.
To Marianna* po jeździe na ukochanym rumaku. Samo szczęście. Bardzo lubię to zdjęcie.
Wracam do widoków zaokiennych.
Kilka dni temu widziałam to co prawie niewidzialne - parkę wilg nisko na drzewie. Rzadko dają się podejrzeć z racji bijącej w oczy kanarkowej żółci upierzenia. Kryją się w koronach wysokich drzew. Wiedziałam, że gnieżdżą się blisko. Stale słychać ich głosy.
Niestety, zanim przyniosłam aparat, wilgi zniknęły.
Zdążyłam natomiast podejrzeć dzięcioła. Wielka rzadkość.

Był już kilka lat temu. Nie pasował mi do dzięcioła z racji tej "zeberki" na skrzydłach, ale rozszyfrowałam.

To najmniejszy z polskich dzięciołów.
Niby codziennie to samo, a jednak zaskoczenia są. Dzieje się za oknami, oj dzieje.
Z tego okienka zerkam rzadko. To okienko na strychu. Wchodzę tu i w strychowym bałaganie nieodmiennie zachwycam zieloną firanką z winobluszczu.
Co z niego widać, pokażę kiedy indziej. Tymczasem zamykam wszystkie okienka i znikam na kilka dni, a gdzie byłam, co widziałam, opowiem i pokażę.
Nie zapomnieć aparatu, nie zapomnieć aparatu...
Najpiękniejszych widoków! Na wszystko!
* Marianna - wnuczka pierworodna [matko, czemu one tak szybko rosną?].
Pozdravka.










poniedziałek, 16 czerwca 2014

Dni po i polityka.

Jeszcze troszkę o tym jak było. Bo dla mnie BYŁO.
Było niezwykle miło, ale jak się skończyło, kiedy następnego dnia wyparowały resztki adrenaliny, był już tylko wielki pad.
Przed padem spojrzałam na tę karteczkę, której to pomysł podsunięcia podpowiedziała mi SMS-em moja córka, skądinąd zapalona ogrodniczka [i dla mnie też, dla mnie też..., "i dla mnie też" też było].
O jak miło, jak ładnie!
A potem szybko tu i padnięcie.
Dwa ruchy - rozłożone, unieruchomione - bo i bez bujania w głowie miałam karuzelę razem z huśtawką i...
...zaległam na dowolnie wybranym boku. Z braku gruszy pod modrzewiem.
Moje całodniowe działanie ograniczyłam do intensywnego wgapiania się na to co ponad i na niemyślenie. Pomału osiągałam "to, co na świecie najświętsze...".

Swoją drogą pomysł z rozkładaną huśtawką genialny. Jeśli ktoś przed zakupem i zastanawia się która, to polecam taką.
Doszłam do siebie, choć niezupełnie, dnia następnego.
A dziś to, co Wy wprawdzie znacie, ale podobało się Mai i co być może znajdzie się w programie.
Wielokroć zachwycała się tym kolorem ostróżki. Ja wolę błękitną.
Przy okazji dowiedziałam się, że są dwuletnie. Taaak? A ja myślałam, że byliny na wieki.
Kwitnącymi już niektórymi hortensjami. Twierdziła, że u Niej wcale nie kwitną. U NIEJ???
Macierzanką w łanie
I wszystkim co w łanie się działo - pachniało i brzęczało, ssało i zapylało. Jak to w łanach.

 Pachnącym różem dzikich róż.
Poziomkowiskiem.
Kolorem tej surfinii.
Pierwszymi kwiatami powojników.
I naturalną podporą z pnia ściętego orzecha.
W ogóle podobało Jej się to, co z recyklingu, stare, inne, nie do kupienia w byle sklepie.
Jak detale następujące.
Ubrana w błękit lobelii donica i stareńkie korytko z surfinią.
Korytko, co to "tylko porąbać i do pieca". Też coś!
Detale bezkwietne.

Moje ukochane kątki i zakątki, jak ten z poidłem.
Powtarzanie ujęcia wodolejstwa do poidła odbywało się ze trzy razy. Ciekawe, czy będzie.

Pod tarasem.
I ten - moja kapliczka w dębowym pniu.
Najmniejsza na świecie figurka Marii straciła na szczęście dość paskudne kolorki i stała się najprawdziwszą Białą Marią malowniczo oplecioną bluszczem. Wielkość liści pokazuje maleńkość figurki.
Mój gust, wystawiony na profesjonalną w końcu krytykę, jakoś się wybronił, a miałam wątpliwości, oj miałam.
Teraz pozostają tylko obawy, co z tego wszystkiego wyniknie. Ale, trudno, co będzie, to będzie.
No tak, ja tu sobie gadam, opowiadam, a to wszystko pikuś w porównaniu z tym, co dzieje się w ukochanym kraju.
Z tym, co zrobiła banda małych, obrzydliwych, fałszywych i zakłamanych, a zadufanych w sobie facecików, mających gdzieś obywateli kraju, którym udają, że rządzą. Czyli nami.
Ręce opadają, noże w kieszeniach otwierają.
Nie chcę takiego państwa, tak samo jak nie chcę państwa pod rządami drugiej opcji, bo są tam tacy sami  obrzydliwi, fałszywi i zakłamani, a zadufani w sobie mali faceci bez wizji,  za to z głupimi pomysłami.
Chciałabym normalności.
Za dużo chcę? Za dużo.
Wiecie, co mnie śmieszy, ale i przeraża najbardziej? Że nagrywano nielegalnie i nagrywający będą mieli poważne kłopoty. Oni. I że ujawnienie taśm to skandal.
A było nie dopuścić do nagrywania!
Śmieszno i straszno.
Nie śmieszą mnie natomiast zupełnie anegdotki, które panowie sobie opowiadali i hehehe rechotali. Jakie nieśmieszne, jakie niemęskie. Jak opowiadający. I zawsze o jednym i tym samym, niezależnie od opcji i pozycji. Społecznej, rzecz jasna.
Prymitywizm pana od zegarków przeraża. I to, jak niemęsko trzęsie się ze strachu -
"Bo ona jedzie od paru lat na stracie, potężnej" - żalił się biedaczek biednej żony.
O jak mi przykro, że interesy nie szły. Na papierze, bo ogólnie pewnie fajnie było.
A pan z banku! Jak on się troszczył o stan państwa, a tu tak niewdzięczność narodu.
Mogłabym długo, ale po co.
Idę tu...
...nie mówiąc, że mam wszystko gdzieś. Bo nie mam.
Poczekam na Monty Dona. A nuż wpadnie. 
Pozdravka.











 


środa, 11 czerwca 2014

Nie sen.

Wracam.
Jestem.
Chwilę mnie nie było, nie pisałam, nie zapeszałam...
... bo czekałam i sama nie wierzyłam, że...
... uwaga, uwaga!!!
Że przyjedzie.
Poznajecie? 
Maja w zieleni.
Przybyła, jak to Ona, polną drożyną.
Z drużyną.
Damską.
Oraz męską.

Szybka kawa i do roboty, tym bardziej, że coś w powietrzu wisi.

Na szczęście burza poszła bokiem i pogoda jak marzenie, no poza 32 st. w cieniu. Mogłoby być o 10 mniej, ale nikt nie narzekał, bo najważniejsze, że nie było wiatru. Jak wieje, to huczy w mikrofonach i nie można nagrywać.
Czego to się człowiek nie dowie.
Ale wiatru nie było i nagrania ruszyły
I szły.
Jedna kamera szła.
Druga jeździła.
Zastanawiano się.
Dyskutowano, tak, czy siak, radzono i machano.

Ustawiano się.
Przymierzano.
Tu? Stoję.
Czy tu? Idę.
Może jednak tak.
Albo tak.
Chwytano widoki.
I kręcono, kręcono, kręcono.
Czasem z poświęceniem.
Z rzadka wypoczywając, jak już, to twórczo.

Podsumowanie:
Przemiła ekipa.
P.Maja, jeśli to możliwe, jeszcze cieplejsza i bardziej pastelowa, niż na ekranie.
Dziesięć godzin ciężkiej pracy w słonecznym żarze.
Morze mięty z cytryną.
Z chłodnikiem obiadowym trafiłam w dziesiątkę.
Zapomniałam o  podaniu sosu w ogóle i dodaniu sera do sałatki w szczególe, ale sernik się udał, śmietana się ubiła, poziomki dojrzały, a mogło się nie udać, nie ubić, nie dojrzeć.
Nie chciałabym pracować w żadnej telewizji.
Poza tym:
Sukienkę miałam adekwatną - taką, w jakiej każda ogrodniczka chodzi codziennie - kwiecistą kolorami wszystkich kwiatów, lejącą się i długą do samej ziemi. Same wiecie.
Nikt mi nie zrobił zdjęcia, więc nie pokażę, ale program ukaże się w ciągu roku, to zobaczycie. W listopadzie na przykład.
W przeddzień pierwszy raz wykoszono rowy przydrożne, bo we wsi gruchnęło. Nie wierzyłam.
Po obudzeniu się dzisiaj, zdawało mi się, że "wczoraj", to był sen.
A jednak jawa, no bo są zdjęcia. Jakby ktoś nie dowierzał. Tak jak ja.
Pozdravka.