Zaglądają, podglądają.

środa, 29 stycznia 2014

Lodowe obrazki.

Napatrzeć się nie mogę, to i Wam pokażę. Ogrodu nigdy dość, nawet takiego.
Drzewa stoją w kryształach.
U Swarovskiego były, się obkupiły.





Krzewy też, a jak.

Piękne, piękna biżuteria, tylko co będzie dalej? Już teraz pod drzewami leży masa połamanych pod ciężarem lodu gałęzi, a mróz trwa i wiać zaczyna.
Panna w glazurze. Poszła na całość.
Poidło też w wersji glazurowanej. Pozazdrościło.
Wszystko stężało, zastygło i tak trwa.
Przydrożne "moje " wierzby przybrały niespotykane kształty.  Z daleka wyglądają, jak ogromne grzyby, jak rydze-giganty.

W domu ciepło, cicho z kolorem z marketu na B., żeby umilić kwieciem, za wiosną westchnąć.
Też wzdychacie?
Ja powzdychałam sobie wczoraj w markecie na T. Otóż pojawiły się tam stoiska z nasionami. Wiosną mi powiało, ceny kolorowych paczuszek zmroziły.
Powróciły coroczne dylematy - siać jednoroczne parapetowce, czy kupować gotowce? Tu nie o ceny rozsady chodzi, a o dojmującą tęsknotę za rozpoczęciem sezonu grzebania w ziemi. Taka prawda... Na razie nie kupiłam. Lubię odwlekane przyjemności.
Za oknem swojska skrzecząca rzeczywistość.
Dalej pada, nic niczego nie zapowiada.
I wierzyć trudno, że jednak... luty, marzec, kwiecień... i będzie TAK!
To maj.
Optymiźmie trwaj!
Pozdravka.









czwartek, 23 stycznia 2014

W lodzie.

Wyjechałam nad morze. I wróciłam. A że mieszkam w powiecie, którego nazwę wymieniano w ciągu ostatnich dni setki razy, bo tu zamarzły przewody i stanęły pociągi, wiedziałam, co się u nas dzieje.
Nie powiedziano  jednak, że zamarzło wszystko.
Taras zamienił się w lodowisko. Na lodowej tafli lśni odbita w niej balustrada.
Wszędzie sopelkowe koronki.
 Podano do stołu.
Sople powstawały w niesoplowy sposób - przy mrozie, dość silnym, padał deszcz.
Wiał wiatr i sople zamarzały krzywo.
Pędy jaśminowców pod tarasem.
Nie powiedziano, że zamarzły ogrody...
Zobaczcie ogród Królowej Śniegu.
Berberysy.


Kolor w lodzie.
Owoce berberysów.
Lody aroniowe.
 Lodowe brzozy. Gałęzie obciążone zamarzniętym deszczem ułożyły się poziomo.
N gałęziach klejnoty.

Każdy pęd w zamarzniętej wodzie.
Piękne to, ale groźne. Gałęzie łamią się pod ciężarem.
Wierzba mandżurska. Sieć z lodu.
Dereń.
Sosny.


Jodła kanadyjska.

Świerk srebrny.
Modrzew europejski, a jakby syberyjski.
Jałowce płożące zmienione w wiszące.

Żywotnik.
Dziwicie się, dlaczego stanęły pociągi?
Ja nie musiałam dojechać do miasta z lodu, wysiadłam w Poznaniu. Opóźnienia nie było, ale co działo się  z nim dalej? Pewnie wystąpił w telewizji.
W domu ciepło, cicho, nawet prąd po dwóch dniach włączyli. Taki luksus!
A za oknem trwa lodowa bajka i słońce lśni w kryształach.
Ech, zima zła!
Ale jaka piękna...
Pozdravka.































środa, 15 stycznia 2014

No nie!!!

Zima? Jednak?
Jednak. Może bez przesady, bo mrozik nikły, ale biało jest. Jak wtedy...

Moja droga. Od niej się wszystko zaczęło. Od zauroczenia wierzbami i bezkresami pól i łąk..
A potem poooszło. Może nie tak szybko, jak piszę, ale te wierzby były natchnieniem do porzucenia cywilizacji i całej reszty dotychczasu.

Czyli zaczyna się moja kolejna zima tutaj...
Od mniej niż zera powstawał ogród...

Gęstniał, mężniał.
 Zdobił się detalami.

I kolorami.
Wprowadziły się panny.
Najpierw jasna.
Potem ciemna.
Patyki  z "niczego" stawały się krzewami.
A nawet drzewami.
Pies. Był z nami od początku.
Zasłużył na sesję zdjęciową.
Tytuł sesji - "Czochranie".
Uwaga, zaczynam.
W drugą stronę.
Jeszcze raz.
I znowu.
Wiem, że głupio wyglądam, ale muszę.
Koniec sesji.
Jeszcze moja ukochana krzywa wierzba, taka cieniodajna latem, taka sprzyjająca lekturze. Ile tu przeczytanych książek...
I taras, łącznik domu z ogrodem. Na tych schodkach pięknie smakuje latem popołudniowa kawka.
Widok z nich na skrzyneczki od córeczki. Ślicznie zniszczona już troszkę...

I na puszystość na ganku.
I kończę, bo się roztopię we wzruszeniach. Za kilka dni minie dziewięć lat od przeprowadzki do nowego życia.
Już??? Jak??? kiedy???
A jednak.
Pozdravka.