Zaglądają, podglądają.

wtorek, 4 września 2018

Za ogrodem i w ogrodzie.

Zeszłam na psy, w sierpniu ani jednego wpisu. Trudno.
Poniekąd, oprócz lenistwa, mam powód. Nie pokażę, ale wierzcie mi na słowo - trwają przygotowania do wielkiej renowacji trawnika. W związku z tym każde niemal zdjęcie oszpecone jest słomianymi wiechciami zasuszonej na amen trawy.
Powód? Trawnik opanowała wiechlina roczna, M postanowił wydać jej walkę i zrobić wielką zmianę. Podobno dobrą zmianę...
Ja w dobre zmiany za bardzo nie wierzę.
Może kiedyś to opiszę, na razie wysłuchuję teorii zmian i z niesmakiem oglądam to, co za rok ma być TYM trawnikiem. No zobaczymy, kto wygra.
Zamiast ogrodu wolę oglądać to, co za ogrodem.


Najpierw doszedł mnie zapach, a potem zobaczyłam dymy.


Już? Ano już.
Za chwilkę zimne wiaterki, ciepłe sweterki...
Wrzesień. Jesień...
Niby upały, ale już wczesne wieczory...
Tymczasem zbiory.
Maliny przeszły same siebie, a ja dałam się w nie wpuścić. Nie mam siły na zbieranie i przetwarzanie. Dżemy, soki, nalewki. A ja nie lubię z tego nic, oprócz ostatniej pozycji. Zje rodzina i zupełnie poważnie zastanawiam się nad sprzedażą nadmiaru.


Winogrona już częściowo rozdane, ale czają się następne. Też nieprzebrane ilości.


Mimo suszy dają radę, bo co jakiś czas dostają porcje wody.


Nocami słychać charakterystyczne cykanie, czyli nadchodzi deszczownia.
Pan sąsiad nawadnia kapustę. Dogadany, nie zmniejsza strumienia i leje na naszą część.
Dostaje brzezina i cała leśna część ogrodu.


A na skraju brzeziny, dzięki tej wodzie, takie cuda. Pięć. Duże, dorodne, pyszne.


Woda nie sięga jabłonki, więc jabłka małe. Nic to, ptaki zimą będą miały co jeść.


Tyle z daleka.
A z bliska kwiaty późnego lata.


Rabata, zresztą moja jedyna rabata kwiatowa, wiecznie przerabiana i dalej bez sensu.

.
Jeszcze nie dotarła ćma bukszpanowa. Odpukuję.


Bukszpany powinny być już przycięte, ale te upały...
Gorące lato ugotowało hortensje.


Na tarasie też cienko i najlepiej mają się lobelie własnego siewu, z których miało nie być nic. A jest!


Kiedyś pokazywałam dziwne rzeczy, które wyrosły wokół hibiskusa. Wykopałam nie wierząc, że hibiskus się rozsiewa. A jednak. Dorodne sadzonki, na wiosnę przytnę i wkopię do gruntu.


Tu powinien nastąpić koniec wpisu, ale nie nastąpi.
Mam w tytule, że o ogrodzie i nie tylko? Mam, no to teraz "nie tylko".

Wrzesień, szkoła. Gdybym nie wiedziała, to dziś rano by mi przypomniano telefonem. Nie wierzyłam... Telefon w sprawie korepetycji! Klasa siódma. Chemia.
Ludzie, czwartego września?
Gdybym nie znała programu, to bym nie uwierzyła. Niestety, znam i wierzę. I rozumiem przerażenie rodziców siódmoklasistów, o ósmoklasistach nie wspomniawszy.
Przejrzeli podręczniki [ matko święta, kto je napisał], zdębieli, szukają zawczasu pomocy.
Kiedyś korepetycje dotyczyły dzieci nielicznych, ewidentnie nie radzących sobie z różnych zresztą względów, z którymś z przedmiotów. Ot, kilka dodatkowych lekcji, wyrównanie, koniec.
Od pewnego czasu jest inaczej.
Za rok zbiegną się dwa roczniki i w klasach siódmych i ósmych należy przerobić to, co było w trzech klasach gimnazjum. Obłęd. Dzieci faszerowane są więc nadmiarem wiedzy, którą wykazać się mają na kartkówkach, sprawdzianach, testach. Wiedzy niezrozumianej, nie ugruntowanej, wykutej na pamięć. Nie ma czasu na odpytanie, na nauczanie logicznego myślenia, wypowiadania się, na nic.
Ja nie winię nauczycieli, broń Boże. Nie winię rodziców, bo za co?
Ja głęboko współczuję dzieciom. Cały ubiegły rok obserwowałam "moją" siódmoklasistkę. Zgnębioną rozpiską sprawdzianów i kartkówek, zmęczoną, zdenerwowaną, spędzającą u mnie co drugi weekend nad matematyką, chemią, fizyką.
"Bo historii nauczę się sama, ale tego nie rozumiem".
Rozumiałam.
Odwalałyśmy ciężką robotę zamiast wypoczywać. Tylko dlaczego rodzice, dzieci i nauczyciele mają odwalać ją za wiecznie wyszczerzoną i zadowoloną z siebie panią Z?
Ani jej do uśmiechu, ani do zadowolenia być nie powinno. A jest.
Za rok spotkają się dwa roczniki. Dwa roczniki trafią do określonej ilości szkół średnich. Jak? Rozmnożą te szkoły?
W tych dwóch rocznikach, biorąc pod uwagę, że dzieci rodzą się w styczniu i lutym oraz w listopadzie i grudniu, będą uczniowie, których czasem będzie dzieliła różnica wieku niemal dwóch lat, bo roku na pewno.
Tak zgłupiałam nad tematem, że nie wierzę sama sobie. Dobrze liczę?
Ciekawa jestem, co Wy na to, a tymczasem wesołego nowego roku. Szkolnego.

Pozdravka.