Zaglądają, podglądają.

sobota, 31 maja 2014

A potem...

A potem przyszła ciemna burza.
Ściana deszczu i wicher.
Rozdarła krzewy.

Stargała łany lawendy.
Trawnik usłała liśćmi.
Złamała krzywą wierzbę.
 Aż boli.

Nabałaganiła.


Zerwała dopiero co założone osłonki na młode pnie brzóz.
Zapewniła prace na weekend.
Zakończyła maj i sobie poszła.
Pozdravka.




niedziela, 25 maja 2014

Półcienie.

Dziewięć lat temu.
Upał, praca, upał, praca, nagie pole i brak cienia. Koszmar. Marzyłam o tym, by posiąść go odrobinę. Usiąść, odpocząć, poczuć wietrzyk cienisty, schować się przed palącym słońcem. Kto zakładał ogród na nagim ugorze, ten zrozumie i wie.
Czasem marzenia się spełniają. Owszem, narobić się trzeba i poczekać. Ale warto, bo mam. Mam swoje cienie i półcienie.
Są tu.
I tu.
Miejsce pierwsze, popołudniowe , z huśtawką i takimi nastrojami.
Poziomki zaraz dojrzeją.
Hosty koją.
Hortensje dodają delikatności.


A paprocie leśnych nastrojów.

Do delikatności dojdzie zaraz dzika czerwień.
To rośliny świetlistego cienia. Co za piękne określenie!
Popatrując dookoła widać kwitnącą azalię.

I kufeę.
No i półcienie.

A potem można przenieść się pod krzywą wierzbę, gdzie od wczoraj stoją nowo pomalowane meble. Popatrzcie, co robi słońce i cień - jasny stół, ciemne krzesło, a przecież są w tym samym kolorze.
Wyszlifowane i dopieszczone. No przecież, że to nie moja praca.
Moja to tutaj jest kawa.
I otoczenie.
Te serca znacie, ale zawsze mnie wzruszają.
Znowu cienie i półcienie, a nad głową w krzywych gałęziach różne osobliwości.
W koszyku tego roku hosta, oprze się wiatrowi. Doświadczenie z surfinią nieudane.
 Na tle nieba.
I zielonych półcieni.
 Szyszki w karmniku podpatrzone, przyznaję się.
A to dzieło samej natury.
W rozgałęzieniu, jak zawsze, donica i zabytkowe narzędzia.
Na granicy półcieni i słońca zaczyna się festiwal zapachów. Najpierw pachnie różą.

Potem jaśminami.
Kwiaty rozgrzane słońcem oszałamiają.
ale żeby za słodko nie było...

Większość jaśminowców wygląda tak. Stało się to z dnia na dzień, po deszczach.
Ktoś światły mnie oświeci, co to jest? Co się stało? Czego nie zrobiłam?
A tak się cieszyłam, że w porę zadziałałam przeciwmszycowo.
Pozdravka.








piątek, 16 maja 2014

Co ma krowa do szpinaku.

Od czego by tu zacząć, bo o krowie będzie później...
Od prezentu. Cudeńko takie.
Cudeńko dostałam od córki. Pamiątka z podróży na Maltę.
W głowę zachodziłam co miał znaczyć nagły telefon z prośbą o podanie nr domu. I tyle, tyle Ją słyszałam, połączenie zakończone.
Matko sałatko, własna córka nie zna adresu rodziców... Ale trafia! Przecież.
Teraz z serii "zrób to sam".
Skrzynka z surowego drewna, pomalowana osobiście, zyskała uchwyty. Tyleż bezsensowne, co ładne.
Mniejsza z jednym uchwytem. Też bezsensownym. I tak miało być! Teraz obie robią za stare szuflady - deszcze popadają, wiatry wysmagają, patyny nabiorą.
Nabyłam minilawendy w sześciopaku za dychu. Zdrowiutkie, z potencjałem, jakże nie nabyć?
Teraz myślę, co z nimi zrobić. Lubię tak sobie myśleć.
Z podróży  i pobytu w dzikim ogrodzie przywiozłam wyrwaną spośród płytek chodnikowych najprawdziwszą trawę żubrową [Hierochloe odorata].
Trzymam ją w doniczce, bo podobno bardzo ekspansywna. Pachnie kokosem i wanilią. A jak się trochę rozrośnie... Sprawdzam przepisy na wiadomo co. Tu myśleć za bardzo nie muszę. Bo wiem.
I wreszcie "co ma krowa do szpinaku". Brzmi prawie jak "piernik do wiatraku" i nie powinna mieć nic, a jednak ma.
Poszłam wczoraj robić szpinakowe żniwa. Ujrzałam TO. Ooo...
Śledztwo przeprowadziłam po tropach.
Wyśledziłam że, krowa sąsiedzka zerwała się z uwięzi, zwiała z własnej łąki, zeżarła szpinak,
...tratując po drodze buraczki i co się dało. A taki był ładny ogródeczek, taki piękny szpinaczek!
Czyli krowa do szpinaku ma co? Apetyt!
Śmiać się, czy płakać? Miał ktoś krowę w warzywniku?
W ogrodzie zaczyna się czas bieli.
Na skarpie.

Na dereniach, przez M zwanych durniami.
Na wierzbie.
Czas bieli z odrobiną goździkowego różu oraz masą chmur, deszczu i wiatru, jak to we weekendy bywa.
Pozdravka.