Zaglądają, podglądają.

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Naturalnie.

Jutro maj, więc szybciutko kwietniowe obrazki pokazujące naturalność i starość w moim ogrodzie.
Oglądam. I widzę - kora, Bóg z nią, kolorowe zrębki, zgrzytanie, kamyki wybielone chyba pastą do zębów, aż strach dotknąć, betonowe kostki w różnych kształtach i kolorach, fontanny, lew, kaskady...
I takie inne...
Czasem zastanawiam się, ile to pochłonęło kasy i jak to będzie wyglądało za rok, czy pięć lat.
Ale. Ja sobie mogę myśleć, a ludzie gusta maja różne i dyskutować nie warto.
A u mnie?
Cholera, może gdybym miała dużo kasy... Ale chyba nie. Wolę tak.
Czyli:  naturalny styl sshabby  w moim ogrodzie. Może ja to źle tłumaczę, ale zaraz pokażę, o co chodzi.
Się posiało, to se rośnie.


Czasem tworzy przeplotki, a nawet zagłusza. Trudno.


Niekiedy o ogrodzie decydują mrówki. Chciały fiołki, to mają.


Funkie z poziomkami? mogą być.


Krzywe jest piękne. [Kamyki płaskie,  wybierane i zbierane, jak kostka z markietu jakiego.]


Potargane wiarami też. Znaczy piękne.


I popękane. Też piękne. A poidełko z przeceny, jakże inaczej, i jak nie kupić.


Utłuczone, ale służy. Kura przesłania.


Brudno trochę, ale ptakom to nie szkodzi. Piją.


Nie wyrzucę narzędzi po Rodzicach.


Złom mi służy, jakieś pozbierane siewki rosną sobie w drzewa.



Stokrotkom też kociołek odpowiada.



Kto dziś robi takie doniczki? Nikt.



Zamiast krasnala mam krokodyla. Jest z plastiku, owszem, ale go kocham.


Wypadło gniazdo, wypadły wrzosy, no to coś za coś. Ozdoba i dydaktyka.


Jedni są okostkowani, inni inaczej. Barwinek właśnie przycięty, odrośnie i będzie cudnie.


Stare korytka są o niebo lepsze od nowych.


Jabłonka stareńka, dziedziczna, nigdy nie pryskana. Zakwitła, bo to ten rok drugi, rok kwitnienia, tak ma.


Aniołki Mamy miałam wyrzucić? Przysiadły, zostały.


Wpasowały się.



No to pomódlmy się o piękny maj.
Teraz patrząc na ogród wiem, że byłby jeszcze bardziej naturalny. No ale byłam zielona i nie oparłam się thujomanii, choć mogło być gorzej.


Teraz już nie czas na rewolucję.
Bo.
Styl schabby oznacza nowe robione na stare, a ja jakby odwrotnie...

Anegdotka tematyczna.
Kupowaliśmy dywan w wiadomym stylu. Był i to zachwycający, ale M nosem kręcił.
- O co ci chodzi?
- O to, że wygląda jak stary. Poprzecierany jakby, zakurzony...
- O to chodzi.
- ???
Kupiliśmy.

Pozdravka.



środa, 18 kwietnia 2018

Jestem!

Tak źle jeszcze nie było. Ponad miesiąc przerwy.
Nie piszę, mało czytam, nie komentuję, statystyka na łeb leci.
Bo: wiosna zaszalała nagle, chwasty z siłą rozpadającego się atomu wyskoczyły spod ziemi, tu przyciąć, tu podciąć, tu... no co ja będę się rozpisywać,  wiecie, ja lubię mieć ogarnięte, no to tak zeszło.
Kalorii natraciłam, a zimowe 3+ jak było, tak jest.
A wiosna była taka.
Przygotowani do cięcia.


Powiązane, żeby się nie rozlazło. No perfekcja.


Sprzęt w gotowości i ciachanie.


I już. Szybko się pisze, z ogarnięciem gorzej. To tak szybko nie leci. Rozrosło się w kępy potężne, owszem malownicze, ale jest co zbierać.


Poooszło, przycięte, prawie wygrabione, zieleńcie się.


Mniejsze gabaryty rozmnożone. Kępa rozlazła się, odnawiam. Przy okazji dowiedziałam się, że futerko misia lubi cień, a u mnie rosło na patelni.


Skoro jesteśmy w szkółce, to jeszcze skrzynka z bukszpanami. O dziwo, udaje mi się.


W innej skrzynce dojrzewa do rozlania Krwawa Mery z Gardenii. [Patrz Aniu i podziwiaj.]


Właśnie zakwitła!
Przegapione zdjęciowo krokusy, ale za to to zdążyłam.


I to.


I coś, co mnie rozbraja, ułudka.


Dalej na niebiesko - zdegradowany do nie wiem czego hiacynt, ale też ładny.


Takie to były dni.
Pierwsze kwiaty, pierwsze koszenie, pierwszy bocian i pierwsze ognisko obiadowe.


I do domu.


Chciałam jeszcze pokazać Wam, co dzieje się z trawami przechowywanymi w piwnicy. Czary mary, mam miskanty w letniej wersji.


Zleciało, zazieleniło się, a ja dalej w biegu. Bo goście, bo wyjazd, bo dentysta [pół dnia z głowy], bo to i owo, bo popikować, bo zasiać, bo te wiecznie głodne...


... bo w weekend wyrażenia algebraiczne i równania i jak ten X mam obliczyć...
Przy okazji obliczeń owych X-ów.
Staram się z techniką-elektroniką być na bieżąco, różne aplikacje mam, o wielu wiem, ale żeby coś takiego?
- Sprawdź, czy X jest dobrze obliczony, podstaw go i wylicz.
- Zaraz sprawdzę, patrz, jaką mam  apkę.
- Apką sprawdzisz???
- Apką.
Ludzie...
Zeskanowała sobie zadanie i prawidłowa wartość X jak drut ukazała się na ekranie. Próbowałam się wymądrzyć, że i tak nie wiesz, jaka była kolejność działań i co się okazało? Że proszę bardzo, przestawiamy i mamy pokazaną prawidłową kolejność wykonywania działań. Jak krowie na rowie. Głupi pojmie. Apka...
Ciekawe, o czym ja jeszcze nie mam bladego pojęcia.
No i na koniec zagadka, komu gniazdo spadło?



Widzicie precyzję zwojów brzozowych gałązek?
Może jakaś apka to wie?
Szarość mi w tym poście zapanowała, a przecież już tak zielono. To dlatego, że każdego dnia obiecywałam sobie go napisać, no i widać, co z tego wyszło.
Pozdravka.