Zaglądają, podglądają.

środa, 27 sierpnia 2014

Ostatki.

Bezbrzeżny żal mnie ogarnia. Jakie lato? Po lecie - zimne ranki, zimne rosy, mgiełki nieletnie i to słońce jakieś takie spóźnione, niesłoneczne, nieciepłe.
Kocyki szykować, ciepłe skarpety, ogacać, opatulać, otatulać, omamulać, nalewki nastawiać, drwa rąbać... i nie pocieszać mnie, że jesień piękna jest. Bo nie jest.
W ogrodzie połapałam jeszcze troszkę późnego lata.
Wchodzimy?

Bluszcz na bramce oszalał. Kiedy go sadziłam, wydawało mi się, że nigdy, ale to nigdy, nie urośnie. Teraz tnę go niemiłosiernie, a on, zobaczcie.
Dom kiedyś górował. Teraz zmalał, zatopił się w zieloności winobluszczu i ogrodu.
Dzieci powróciły do domów. Kupują nowe książki i zeszyty. Taki czas. A ławeczki i zabawowe kąciki puste.
Nie ma kto lać wody w poidełka.
Jeszcze, ale tylko "jeszcze", palą się czerwienią pelargonie.
I pachnie smagliczka.
Ale te długie cienie niczego dobrego nie zapowiadają.
Oj, nie zapowiadają...
A że blog w tytule ma, że nie tylko o ogrodzie, to posłuchajcie.
Był u nas niedawno T. Wpadli z E. z zapowiedzianą wizytą. Pogadać, pooglądać.
T. to przyjaciel [bez podtekstów] mojej córki. Znamy się od 100 lat. Lubimy. Ja Go w ogóle za wszystko, a w szczególe za genialne poczucie humoru, On mnie nie wiem za co.
Tak bywa. Mimo różnicy wieku.
Kiedy krzątałam się kulinarnie, dobiegały mnie fragmenty rozmów tarasowych.
- Więc zdecydowałeś się?
- To kiedy?
- On ma już bilet!"
Pomyślałam, że T. mógłby wreszcie kupić samochód, a nie tłuc się tam gdzie się wybiera z owym biletem.
I wtedy zapaliła mi się czerwona lampka...
Lampka nie zgasła.
Bilet okazał się być biletem lotniczym do Szkocji.
Powrotnego nie kupił, bo nie wraca. Bo jak nie teraz, to nigdy. Bo nic Go tu już nie trzyma. Bo nie widzi szans i nie ma perspektyw.
Żarty na temat konieczności zakupu kiltu tudzież kobzy jakoś nam się nie kleiły, nalewka za to znikała jakby szybciej. 
A przecież dwa miesiące temu było tak fajnie, nic złego się nie zapowiadało i miałam nadzieję, że za rok powtórzymy ten wyjazd.
Że T. znowu będzie się bawił z kolejnym szczeniakiem, którego kupi w prezencie mojej A.
Nie będzie fajnie i T. nie kupi nowego szczeniaka, bo Go tu w ogóle nie będzie.
Tydzień temu byłam u Niego po sadzonki białych hortensji, bo T. ma na tarasie cały ogród.
A w mieszkaniu cały środek zawalony popakowanymi kartonami.
Pijąc kawę powiedziałam, że dalej w to wszystko nie wierzę. Odpowiedział, że on sam też, ale ma bilet i leci.
Pożegnaliśmy się.
Polska traci kolejnego młodego, zdolnego, inteligentnego rodaka.
Ilu jeszcze?
Pozdravka.


środa, 20 sierpnia 2014

Brak czasu, czyli...

..."czasobrak". Taka prywatna sezonowa nazwa mojego czasu w wakacje.
Jest tak co roku, a ja co roku się dziwię. Goście za gośćmi i choć to domowi, to sami wiecie...
Ogórki przerastają, fasolkę rwać, maliny oblatują, aronia dojrzewa, pościel zmień.
Lato na wsi. Sielanka. Ale, sama chciałam, to mam.
Nie narzekam, tylko nie mogę zrozumieć tego cholernego przyspieszenia. We wszystkim. Miejskie wyścigi szczurów, wiadomo, ale żeby na wsi, co to podobno "wsi spokojna, wsi wesoła"?
Poza tym znaki jakieś dziwne...
Pasikonik na dolnopłuku o poranku.
Gradem nagle sypnęło.

Kolejny pasikoń popołudniu na zasłonce siedział.
Cykady na Cykladach, rozumiem, ale stada pasikoni w domu?
Wprowadzają się już, żeby zimą cykać będą za kominem? Nie mam kominka.
Rododendrony kwitną, jak wiosną.
Więc? Znaki jakoweś?
Jesień?
Pozdravka.
.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Taki czas.

Perseidy lecą. Oglądacie? Życzenia w niebo ślecie?
Oglądajcie i ślijcie! Działa!
Jedna taka dwanaście lat temu spełniła mi absurdalne i nierealne marznie; o tym miejscu, o tym domu i o tym ogrodzie. Nie miało prawa się spełnić, a jednak!
Moc gwiazd.
Pisałam? Być może. Powtarzam, bo warto.
W czarne koty to ja nie za bardzo, w zakonnice, plucie przez lewe i inne takie też, ale w lecące niebem światełka, jak najbardziej.
Wakacje przyspieszają. Jedni przyjeżdżają. Są słodcy, grzeczni, skorzy do śmiechu i pomocy, a do  zabawy potrzeba im niewiele.
Inni wracają po szaleństwach i są zaprzeczeniem poprzednich.
Wpadają na chwilę jak huragan, czyniąc i wlokąc za sobą bałagan.
Czyli coroczne wakacyjne zamieszanie.
Wykorzystują resztki lata i dotrzymując obietnicy, że "w tym roku na pewno", wybraliśmy się na Pałuki. Urocze, chyba mało znane okolice.
Letni azyl kuzynki.
Spójrzcie na piękno miejsca.  Sam wjazd zachwyca.
Za domem ściana lasu pięknie połączona z ogrodem.
Przed domem pola i młoda brzezina.
Bez zacięcia i zadęcia, naturalnie i pięknie.
Gadaniu nie było końca.
Jak to na rodzinnych spotkaniach.
A tymczasem wrześniem pachnie. Niestety. Taki czas.
 Zaraz otworzą się wrzosowe pączki.
Czujecie ten zapach? Widzicie to inne światło?
Nostalgia w czystej postaci. Pajączki babiego lata już się czają po kątach ogrodu.
Nie dramatyzuję, ale nie umiem tego określić. Lubię ten czas, bo jeszcze. I nie lubię, bo zaraz.
No to powoli się na to "zaraz" przygotowuję. Zaczynam masowe zakupy książek na A. i nastawiam pierwsze nalewki. Taka pora. Malinowa już w słoju, aroniowa jeszcze wisi.
I cóż...
Łapmy ten czas.
Pozdravka.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Ogród sierpniowy.

Tak się złożyło, że dawno nie pisałam o ogrodzie jako takim.
Wracam.
Z pozoru mało kolorowo. A może nie tylko z pozoru?
No bo mało.
Morze zieleni, niby nudno, bo jak ogrodowi do wybuchających kolorami innych sierpniowych ogrodów?
Celowe działanie. Ogród jest za duży, by go w całości wypełnić kwieciem.
W morzu zieloności tej części jest tylko kilka kolorowych dodatków, wszystkie w ognistej czerwieni.
Ale tuż za ścieżką zaczyna być nie tylko ogniście.
Moja jedyna, za to duża, prawdziwie kwiatowa rabata. Obwódka ze smagliczki została po kwitnieniu przycięta i kwitnie po raz drugi. Za rok zastąpi ją lawenda.
W tle fontanna wierzbowa i biały pięciornik.
Na narożnikach rabat donice z różowymi pelargoniami i lobelią. W ogóle dużo na niej pojemników różnorakich; donic, kociołków, wiaderek, co daje możliwość zmian - przysłonięcia, odsłonięcia, wyeksponowania. Wadą systemu jest latanie z konewkami. Ano coś za coś.
Dalej barwy różnorakie.
Wszystkie odcienie różu

Róże przechodzą w fiolety.

Tak kwitnie młodziutki powojnik o bardzo drobnych kwiatkach. Nic o nim nie wiem.
Spojrzenie w górę.
Okienko tegoroczne też na różowo.
Z tej strony dom topi się w ogrodzie.
Poza różem są szarości, a cynobrówki już w pąkach.
Szarość posadzona w wysokiej rurze drenarskiej.
Nieokreślony kolor datury.
Podobny będzie do tego odcienia lwich pyszczków.
Rozchodnik jeszcze zamknięty, w donicy fallopia.

Biel hortensji bukietowej.
Na jej tle szykuje się do ponownego rozkwitu ostróżka.
A dereniowy patyk służący jej jako podpora ulistnił się i chce być krzewem.
Tyle o moim mało kolorowym, a jednak barwnym sierpniowym ogrodzie, do którego jeszcze sierpniowo powrócę.
A teraz o tym, jak niespodzianie ogród na siebie zarobił. Pierwszy raz, bo dotychczas to ja w niego inwestowałam. Odwdzięczył się.
Za sesję, której sobą służył, dostał gratyfikację w naturze.
Oto ona.
Czyż nie prawdziwie ogrodowe?
Cudne detale.
Nie umiem dobrze sfotografować mebli, ale są piękne! I najważniejsze; są  lekko i wygodnie składane.
W sposób nieoczekiwany dwa tarasy póki co ujednoliciły się meblowo, a my już  myślimy o ich innym ustawieniu - może tu, albo tu, albo jeszcze inaczej?
I znowu kłopot - będziemy biegać z nimi po ogrodzie i przymierzać. Ale jaki to przyjemny kłopot .
Takich Wam życzę.
Pozdravka.







.