Jestem w trakcie przygotowywań na słoty, mrozy i inne zarazy.
Po pierwsze - gromadzę. Owszem, słoiczki, buteleczki, ogóreczki, naleweczki, jak każdy, ale ja gromadzę też książki. Masowy zakup lektur trwa. Nie latam po księgarniach, bo szlag mnie trafia na ceny. Latam po Allegro. Wybieram, sprawdzam, klikam, albo czekam i licytuję. Do licytacji zatrudniłam Snajpera, który strzela za mnie o określonej porze i na moich warunkach. Na razie strzela celnie i właśnie ustrzelił mi "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku" za 2,25. Nie wierzycie? Ja też nie wierzyłam. Ktoś ustawił licytację od złotówki, bez ceny minimalnej, Snajper osobisty czuwał i mam kolejną poszukiwaną pozycję, cuda się zdarzają.
Potem czekam na pana listonosza, otwieram paczkę i wpadam w euforyczną radość. Cieszę się, jak dziecko z wymarzonej zabawki. Dotyk, zapach, szelest kartek... Znacie to?
Mój zbiór lektur powiększa się...
... i powiększa...
Bawię się nim.
Potem układam zdobycze na półce, w pozycji "oczekujące". I czekają sobie.
A ja witam znowu najmilszego listonosza, kwituję co trzeba i radość trwa.
Rzekłabym, że nie ma końca, bo czekam na kolejną dostawę, tym razem masową. Pięć pozycji u jednego sprzedawcy, co ogromnie zmniejsza koszt dostawy. Tak się trafiło.
Zima na wsi bywa długa, a ogrodnikom dłuży się wprost niemiłosiernie. Chwalić więc Boga, że lubię czytać!
Jeszcze coś. Założę się, że w żadnej z tych książek nie natknę się na całkiem nowe idiotyzmy.
Nowe idiotyzmy:
- "No weź", "Weź przestań", "Weź się". Pytam wtedy, co mam wziąć?
- "Proszę cię", "Błagam cię", "Błagam". Pytam, o co?
- "Powiem tak", co zastępuje powoli dotychczasowe "Znaczy" i "Znaczy się", jako początek wypowiedzi.
- "Tak?" , jako koniec wypowiedzi, co zastępuje niegdysiejsze "Nie?", które to "Nie?', tak jak obecne "Tak?" z góry określa mi poziom interlokutora.
Moje pytania, przyznaję złośliwe, pięknie zbijają z pantałyku rozmówcę i o to mi chodzi! Żeby delikwent zastanowił się, co mówi, skoro już mówi.
Nowe idiotyzmy niestety szerzą się za sprawa mediów. "Mądre" panie i panowie nie potrafią w swej mądrości inaczej zacząć i zakończyć wypowiedzi. Podejrzewam, że za mało czytają, za dużo mówią.
Kończę idiotycznym "Łaaał" i "Heloł", użytym jako okrzyk radości, że tak pięknie mi się napisało.
Kto mądry, ten skuma o co biega. Taki żart...
Pozdravka.
Ja obecnie od czytania wolę robótki ręczne :)Ale jako nastolatka byłam wielką fanką horrorów. Ale co do gromadzenia nalewek, przetworów itp - to równiez uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Robótki? Bardzo bym chciała, ale nie umiem, tak na przemian z książkami, byłoby fajnie.
UsuńUwielbiam książki - oczywiście papierowe. Lubię je wąchać - takie małe zboczenie ;) Nie ciągnie mnie do urządzeń, które książki udają, choć można dzięki nim zaoszczędzić wiele miejsca na półkach. Ja po prostu lubię popatrzeć na grzbiety zgromadzonych przeze mnie pozycji i zastanawiać się po którą sięgnąć. Wydaję chyba więcej na książki niż na ciuchy. Ciuchy mnie tak nie kręcą.
OdpowiedzUsuńP.S. Oczywiście uwielbiam czytać :)))
Nie sama jesteś w tym zboczeniu, nie sama. A co do ciuchów, dużo by mówić. Lubię mieć, nie znoszę kupować, w związku z czym nie mam i w dodatku wiem dlaczego.
UsuńOch, dostrzegam pośród twych nowych ksiażek _"Tam, gdzie spadaja anioły" Świetna! jedna z moich ulubionych!:-))
OdpowiedzUsuńWiem, że dobra, stąd moje polowania na nią.
UsuńMam taką półkę w chatce, tzw. żelazna rezerwa, bo kiedy zdarzy się, że przeczytam wszystkie wypożyczone, a czasu pod dostatkiem, sięgam właśnie po nie; kupione na allegro, w bibliotece po złotówce; przeczytane, oddaję znowu do biblioteki, aby nie zajmowały miejsca, niech ktoś inny korzysta, a ja przywożę nowe; czytałam "Dziewczynkę ...' i inne Romy Ligockiej też; zaczyna i u nas lać, czekam, kiedy w studni wody przybędzie; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBibliotekę zostawiam na gorsze czasy, jak skończą się zapasy.
UsuńU Ciebie woda w studni, u nas w piwnicy - deszczu skończ!
Piękna kolekcja! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ilona
Dziękuję, mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Usuńłał!!!!!!!Rozśmieszyłaś mnie końcówką. Fajne książki czytasz:)Pójdę za Twoim wyborem i poszperam w bibliotece. Na nówki mnie nie stać, ale pewnie tam znajdę nowości.
OdpowiedzUsuńNowości w bibliotece? Gdzie tak jest? Zazdroszczę. Mam nadzieję, że moje wybory Cię nie zawiodą.
UsuńKsiążki, jak weki, jesienią i zimą dają witaminki. Zazdroszczę Romy Ligockiej (za 2,25???? - zgroza) i Cukierni. Też przenoszę swoje zakupy do sieci, za namową córki. Jedynie osiedlowa rupieciarnia, warzywniak i poddomowy spożywczak są godne uwagi. Dobra jest też wymiana (np. na book swap party). Pozdrawiam szelestem papieru:).
OdpowiedzUsuńWitaminki, chyba tak, bo bez książek usycham. Tak, 2,25, ale to był ewidentny fuks.Szelest papieru doszedł!
UsuńTeż bym z chęcią na jesienno-zimową słotę zaopatrzył się w kilka wciągających pozycji, niestety z nadejściem jesieni zaczyna się rok akademicki i muszą mi wystarczyć tylko te związane z chemią i naukami ścisłymi.
OdpowiedzUsuńKiedyś nie doceniałam piękna chemii, dziś tak. Powodzenia na uczelni!
UsuńHm... chciałabym napisać, że też przygotowuję się do zimowego snu z książką, projektami z szuflady, ale to nieprawda. Ciągle ktoś ode mnie coś chce, ciągle coś dzwoni, coś mnie pogania. A to wszystko dlatego, że nie potrafię na samym początku tupnąć nogą. Ale nowa część ogrodu pozbawiona jest już darni. Przez to ledwo ręką ruszam. Dziś przyjechały do mnie cebule w wielkim pudle :o) Bardzo pada, będzie łatwiej kopać dołki w tulipanowym poletku.
OdpowiedzUsuńKilka lat temu spotkałam dziewczynkę w czerwonym płaszczyku. Padało jak teraz, był straszny ziąb. Stałam na przystanku autobusowym, czekając pod parasolem. Sama. Tylko co jakiś czas ochlapywało mnie przejeżdżające auto. Zobaczyłam ją z dala... czerwoną, podskakującą plamkę. Ciągnęły ją dwie szare, rozlane... Kiedy była bliżej, usłyszałam jej płacz. I byłam bezsilna, bo dziewczynka prosiła "mamę" by, szli wolniej, wolniej... Czerwony płaszczyk nie miał kaptura. Włoski przykleiły się małej do twarzy. Chciałam oddać swój parasol... zostałam zbluzgana przez "zapijaczonych rodziców". Nie wiem dlaczego nie zadzwoniłam na policję.
Mój czas poganiania minął, co ma swoje bardzo dobre strony. Mogę, ale nie muszę.
UsuńJa "swoją" dziewczynkę spotkałam w upalny dzień wakacji. Na wielkim parkingu małe dziecko, śliczne małe i grzeczne dziecko próbowało myć szyby w zaparkowanych samochodach. Określiło nawet cenę - 20 groszy. Gdzie byli rodzice? Nie wiem, może w pracy?
W podobny sposób przygotowuję się do zimy, ale póki co poszerzam wrzosowisko, śliwki i jeszcze raz śliwki, buraczki,pięknie opisałaś sprawę na końcu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Magda
Buraczki czekają i stanowią wyrzut sumienia, bo powinny być już w słoikach. Pada, mam usprawiedliwienie.
UsuńTeż jestem obłożona lekturą, głównie jednak ogrodową:) Biblioteczka super, jednak diabeł tkwi w szczegółach, a każdy szczegół ma swoje znaczenie (piję do logicznego układania książek, czego wielu nie może pojąć:)) - a myślałam, że tylko ja tak mam:)
OdpowiedzUsuńCo do niechlujnej mowy - czasami sobie pozwalam, tak na przekór, czasami nasiąkam mową dzieci:)Pamiętam, jak beształam syna, że nie ma w polskim języku słowa "No..." Walczyłam, walczyłam, pytam syna o coś, a on "no zaraz zrobię..." i mówię - że tak się nie mówi! Za chwilę ktoś z domowników krzyczy: "Przyjdziesz tu wreszcie?" I ja odpowiadam:" NO JUŻ IDĘ!" I jak tu być autorytetem poprawności językowej? :)
Oj, mam, mam. Dział "ogrodowy" wyczytany do bólu, ale za jakiś czas znowu wrócę.
UsuńOj, ja też sobie pozwalam, ale ważne jest co, kiedy, jak i do kogo. Ty walczysz z "no", ja z "tu pisze". Wtedy pytam "kto?".
Rozbawia mnie scena z "Daleko od szosy" - syn mówi matce, że nie mówi się "ino", a na pytanie matki "ino jak?", odpowiada, że "ino "tylko"".
Można stosować podwójny cudzysłów? Nie wiem.
Ja jeszcze na etapie przetworów, niestety albo stety. Ale co tam, uwielbiam je robić i rozdawać, a mam komu. Z czytaniem gorzej, ale jesień i zima dopiero przede mną. Tymczasem jeszcze nie myślałam. W razie czego zwrócę się Gajeczko do Ciebie, ha, ha.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Ostatnio wnuczka zapytała mnie, co zrobię z tymi słoikami malin. Powiedziałam, że głównie porozdaję, bo sama nie przepadam, M też. Spojrzała zdumiona i powiedziała, że chciałaby kiedyś być też taka dobra. Będzie.
UsuńZwracaj się, z tym że hafty i szydełko, to nie ja.
No to mamy coś wspólnego- mam na myśli oczywiście książki. Życie bez książek....jest smutne. Jak kupiliśmy nasz obecny dom wiadomo było, że w jednym pokoju musi być biblioteka. Mogłam wreszcie opróżnić pawlacze i inne zakamarki. Teraz już mniej kupuję bo znowu zrobiło się ciasno. Ale na ogromnej ścianie zawsze znajduję coś dla siebie. Gratuluję snajpera! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny.
OdpowiedzUsuń