Jaką ja bzdurę wyczytałam!!!
"Jajka, które są najtańsze, czyli jajka z "trójką", pochodzą z chowu klatkowego. Podobnie jak w chowie ściółkowym, kury nie wychodzą z budynku, ale dodatkowo nie mogą się po nim poruszać - całe życie spędzają w klatkach."
Zgoda, tak jest i tylko współczuć kurom. Człowiek zgotował im taki los. To jeszcze nie ta bzdura.
Dalej przeczytane:
"Jajka, które są najtańsze, czyli jajka z "trójką", pochodzą z chowu klatkowego. Podobnie jak w chowie ściółkowym, kury nie wychodzą z budynku, ale dodatkowo nie mogą się po nim poruszać - całe życie spędzają w klatkach."
Zgoda, tak jest i tylko współczuć kurom. Człowiek zgotował im taki los. To jeszcze nie ta bzdura.
Dalej przeczytane:
"Panuje powszechny pogląd, że ostatnie jajka są najmniej zdrowe"
Dalej zgoda z powszechnym poglądem, dalej cytuję, przy czym tu właśnie -uwaga, uwaga - zaczyna się zapowiadana bzdura:
" Sprawie tej przyjrzał się tygodnik "Polityka", który o opinię poprosił prof. Stanisława Wężyka, eksperta w sprawie chowu kur. Jak powiedział Wężyk w wywiadzie dla pisma: "W sklepie zawsze wybieram "3", bo dają mi gwarancję, co jadły kury i w jakich warunkach żyją. Że są szczepione i badane oraz nie mają kontaktu z dzikimi ptakami mogącymi roznosić choroby"."
!!!
Panie profesorze... Śmiać się, czy płakać? Jada pan te jedynie słuszne w pana przekonaniu jajka? Z wrednym zapaszkiem, z dziwnym kolorkiem i takąż konsystencją? No to współczuję panu, jak tym kurom. A może zapomniał pan, jak smakuje prawdziwe jajko od kur żywiących się "byle czym", znajdujących w sposób grzebiący swoje "byle co" w zielonych rowach, na własnych podwórkach i wszędzie tam, gdzie je kurze oczy i instynkt zawiodą, które to jajka grożą strasznymi chorobami, ale są niezwykle smaczne? Ja też mam gwarancje, co "moje" kury jedzą, widuję je często, bo po sąsiedzku, w akcji grzebania. Co do warunków życia kur w klatkach, proszę zapytać którąkolwiek, czy zamieni tęże klatkę na byle jaki nawet kurnik. Ręczę, że znam kurzą odpowiedź. Współczuję dalej, ale zwieść się pańskim "mądrościom" nie dam i nie zamienię najsmaczniejszych jajek od mojego wioskowego pana Dziadka, na najzdrowsze z klatki. Co do badań "gwarantujących" zdrowie drobiu. Nie wie pan, co polski rolnik, przemysłowym hodowcą drobiu będąc, potrafi. Jest przemysłowy, musi być i pomysłowy! Zasłyszane od takiegoż: "dobra, jeszcze kał do mikrofali i mogą se badać". Sekundy i każdy drobiowy kał mający wykazać drobiową zdrowotność wykazuje ją w 100 %. Mus, to mus, chcą zdrowe, proszę bardzo.
No więc, śmiać się, śmiać z pisanego słowa, a płakać nad losem kur.
Jajka od pana Dziadka. Kupujemy je i zjadamy w ilościach, które załamały by dietetyków.
Czy z boczku, czy z góry, zawsze ładne, zawsze smaczne i niech mi tu profesory...
A może przyczepią się jeszcze do pomidorów? Moje pochodzą z "niebadanych źródeł", czyli od pani gospodyni z sąsiedniej wsi. Smak i zapach nie do opisania. Co tu pisać, spróbować trzeba.
Dalej zgoda z powszechnym poglądem, dalej cytuję, przy czym tu właśnie -uwaga, uwaga - zaczyna się zapowiadana bzdura:
" Sprawie tej przyjrzał się tygodnik "Polityka", który o opinię poprosił prof. Stanisława Wężyka, eksperta w sprawie chowu kur. Jak powiedział Wężyk w wywiadzie dla pisma: "W sklepie zawsze wybieram "3", bo dają mi gwarancję, co jadły kury i w jakich warunkach żyją. Że są szczepione i badane oraz nie mają kontaktu z dzikimi ptakami mogącymi roznosić choroby"."
!!!
Panie profesorze... Śmiać się, czy płakać? Jada pan te jedynie słuszne w pana przekonaniu jajka? Z wrednym zapaszkiem, z dziwnym kolorkiem i takąż konsystencją? No to współczuję panu, jak tym kurom. A może zapomniał pan, jak smakuje prawdziwe jajko od kur żywiących się "byle czym", znajdujących w sposób grzebiący swoje "byle co" w zielonych rowach, na własnych podwórkach i wszędzie tam, gdzie je kurze oczy i instynkt zawiodą, które to jajka grożą strasznymi chorobami, ale są niezwykle smaczne? Ja też mam gwarancje, co "moje" kury jedzą, widuję je często, bo po sąsiedzku, w akcji grzebania. Co do warunków życia kur w klatkach, proszę zapytać którąkolwiek, czy zamieni tęże klatkę na byle jaki nawet kurnik. Ręczę, że znam kurzą odpowiedź. Współczuję dalej, ale zwieść się pańskim "mądrościom" nie dam i nie zamienię najsmaczniejszych jajek od mojego wioskowego pana Dziadka, na najzdrowsze z klatki. Co do badań "gwarantujących" zdrowie drobiu. Nie wie pan, co polski rolnik, przemysłowym hodowcą drobiu będąc, potrafi. Jest przemysłowy, musi być i pomysłowy! Zasłyszane od takiegoż: "dobra, jeszcze kał do mikrofali i mogą se badać". Sekundy i każdy drobiowy kał mający wykazać drobiową zdrowotność wykazuje ją w 100 %. Mus, to mus, chcą zdrowe, proszę bardzo.
No więc, śmiać się, śmiać z pisanego słowa, a płakać nad losem kur.
Jajka od pana Dziadka. Kupujemy je i zjadamy w ilościach, które załamały by dietetyków.
Czy z boczku, czy z góry, zawsze ładne, zawsze smaczne i niech mi tu profesory...
A może przyczepią się jeszcze do pomidorów? Moje pochodzą z "niebadanych źródeł", czyli od pani gospodyni z sąsiedniej wsi. Smak i zapach nie do opisania. Co tu pisać, spróbować trzeba.
Albo do brzoskwiń? Kupione pokątnie, pewnie nie pryskane wszystkimi opryskami przynależącymi sadom przemysłowym w Polsce i nie tylko, za to pachnące brzoskwiniowo, złotym sokiem brzoskwiń spływające.
Ani moje jajka ani owoce, bo pomidory w/g nauk botanicznych to owoce, nie trzymają pewnie żadnych europejskich norm gabarytowych. I nic mi to nie przeszkadza. W tej materii mogę nie czuć się Europejką. Pozostaję Polką z zabitej dechami wsi, mającą za nic mądrości profesora W.
Czy widzicie przecudnej urody skrzyneczki? Trafiły mi się za grosze w sklepie na Y.
Żegnam się groszkami, które za późno posiane, kwitną jak w środku lata pięknym zestawem kolorów.
Pozdravka.
Ani moje jajka ani owoce, bo pomidory w/g nauk botanicznych to owoce, nie trzymają pewnie żadnych europejskich norm gabarytowych. I nic mi to nie przeszkadza. W tej materii mogę nie czuć się Europejką. Pozostaję Polką z zabitej dechami wsi, mającą za nic mądrości profesora W.
Czy widzicie przecudnej urody skrzyneczki? Trafiły mi się za grosze w sklepie na Y.
Żegnam się groszkami, które za późno posiane, kwitną jak w środku lata pięknym zestawem kolorów.
Pozdravka.
Też kiedyś podobne bzdury słyszałem co do kur, że niby te z wolnego wybiegu zjadają nawet swoje odchody?! Ale przecież przez miliony lat kury tak jadły i ludzie żyli. A tych świeżych jaj, pomidorów i brzoskwiń tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńSię podpisuję obiema łapkami:)Dawno temu w podstawówce na lekcji chemii robiliśmy doświadczenie (nie pamiętam jakie, zabijcie:))do którego musieliśmy przynieść jajo kurze. Mieliśmy dziadkowy ogród z kurnikiem, w którym żyły sobie przeszczęśliwe kury, a dziadek codziennie zbierał dla nich lebiodkę i siekał z własnoręcznie przyrządzoną paszą, w której i krupnik i kasza i dżdżownice się znajdywały..., więc przyniosłam jajo a jego żółtko pomarańczowe było, nawet pani takiego jaja nie widziała. Moim koleżankom i kolegom z bledziutkimi żółtkami doświadczenie chemiczne wyszło, moje jajo poległo. Pani powiedziała wówczas coś, co pamiętam do dziś: ZA MAŁO CHEMII W TWOIM JAJU, WIĘC NIE WYSZŁO, ALE PRZYNAJMNIEJ ZDROWO JESZ!. Ot, tyle w temacie:)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym, też zjadamy jajka od szczęśliwych kur od zaprzyjaźnionej pani, swoje brzoskwinie, jabłka, marchewkę,pomidory i jestem z tego dumna. Czasami mocno zapracowana ale wiem co jem. Skrzyneczki Twoje są przecudne...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Też czytałam ten artykuł i zgłupiałam. Jajka kupuję u gospodarza. Żółtka mają żółciutkie i smakują jak żółtko a nie bibuła.Jajka są zdrowe i podobno nie trzeba ograniczać ich jedzenia.
OdpowiedzUsuńGaju, śmiejmy się do rozpuku, nie ma co płakać. Natura jako alternatywne źródło pozyskiwania żywności, hehehe. Niekonwencjonalne takie, przerażająco dzikie. Kura grzebiąca w czarnej, czarnej ziemi - no straszne!
OdpowiedzUsuńGratuluję mediom dbałości o dochód koncernów spożywczych. Umówmy się jednak, że nie traktujemy reklam i reklamowych wpisów (z serii margaryna leczy a masło zabija albo powyższy o jajkach z trójką - majstersztyk manipulacji), jako rzetelnych. Nie dajmy wyjałowić sobie mózgów!
Z pozdrowieniami - "sąsiadka zza płotu".
Matko, ale się uśmiałam :D Ja bym jeszcze dodała do tego mleko, które właśnie sobie popijam - od krowy, nie z kartonu, nie "uchate", za to smakujące jak mleko, po nocy z lekka śmietanką na wierzchu.
OdpowiedzUsuńHi hi - ciekawe czy szanowny pan profesor wie, którędy te ekstra jaja wychodzą z tych ekstra kur :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Chyba większość nie ma pojęcia jakie jajka czy owoce kupuje.Kto raz zasmakował w takich prawdziwych jajkach od szczęśliwych kurek chodzących sobie po podwórku i grzebiących gdzie sie da to nie sięgnie po jajko sklepowe.Pozdrawiam.Groszek cudnie kwitnie.
OdpowiedzUsuńCiekawe jaka profesor ma cene? Prosta sprawa ...
OdpowiedzUsuńNo i Kasia podsumowała. Oczywiście, chodzi o kasę za podpis "autorytetu" pod bzdurami. Szkoda, że "autorytetu" trzeba pisać w cudzysłowie, bo jakiż to autorytet, skoro prestiż zamienia na mamonę. Wstyd mi za profesora z instytutu, ja miałam lepszych.
OdpowiedzUsuńAle jaja jak wszystko jedzonko u nas ;praktyka swoje ,teoria swoje pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzęsto dostaje jaja ze wsi i zawsze żółteczko jest o wiele ładniejsze. Poza tym są większe i smaczniejsze :D
OdpowiedzUsuńWspomnianemu Panu życzę smacznego i na zdrowie:))) Ja też wolę wszytko od zaufanych gospodarzy, nie wymiarowe i ekologiczne:))) Niestety tu w Warszawie mam z tym problem, ale jaja zjadam od kur szczęśliwych i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa:) Pozdrawiam cieplutko. Ania
OdpowiedzUsuńMoże lobby producentów jaj dotarło i do tego uczonego. A kasa mu nie mu śmierdziała. I napisał co napisał.
OdpowiedzUsuńsmakpodniebienia.pl
Groszki piękne! Aż przypomina mi się ich zapach gdy na nie patrzę :)
OdpowiedzUsuńPowinien obowiązywać podział na kury szczęśliwe i nieszczęśliwe :)
OdpowiedzUsuń