Zaglądają, podglądają.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Wierzby.

Na poczatku blogowych pisanek jest tekst i zdjęcie wierzbowej drogi, która nas urzekła i przyprowadziła w to miejsce. Przypomnienie i porównanie, jak droga wygląda zimą i wiosną.

Lubię wierzby, ale ponad wszystkie przekładam wierzbę płaczącą. Marzyłam o tym, żeby rosła w dali, za skarpą, ale skąd ją mam wziąć, nie miałam pojęcia. W żadnym centrum ogrodniczym niczego takiego nie znalazłam. Wtedy dowiedzialam się, że wystarczy wziąć gałązkę takiej wierzby, ukorzenić i zasadzić. Nie bardzo wierząc w szczęśliwy koniec eksperymentu spróbowałam. Pewnego wiosennego dnia, równiutko trzy lata temu, czekałam w samochodzie na M. Samochód stał na jakimś parkingu, a obok rosło sobie, powiewając delikatnymi gałązkami, moje marzenie. No to zaczynamy, pomyślalam, a że ZAWSZE, jak to prawdziwa kobieta, mam w torebce nóż ogrodniczy, szybko ucięłam foremną gałązeczkę, którą w domu wstawiłam do wody, a po pojawieniu się korzonków posadziłam do doniczki.
. Późnym latem wierzbka została zasadzona w ustalonym dawno miejscu, za skarpą i za nią po prostu zginęła, no bo jak niby miałam maleństwo  zaobaczyć?

A potem wierzba oszalała; koniec ciasnej doniczki, przestrzeń, ziemia, słońce i poooszła, jak burza. Pod koniec lata ze zdumieniem zobaczyłam wychylający się zza skalniaka jej wierzchołek. Minęły tylko trzy lata i proszę, mam wymarzony widok.
Tyle o wierzbach, teraz krótka relacja z ogrodu.
Zazielenił się pieknie żywopłot, jest dobry czas, żeby obejrzeć go i poprzycinać ręcznie niedoróbki z zeszlego sezonu.

Zakwitły kępy fiołków posadzone kilka lat temu pod drzewami. Wiem, ze ich nasiona roznosza po ogrodzie mrówki, ale u mnie coś im to idzie niemrawo. Porozsadzam ręcznie .

Dalej kwitną i oszałamiają zapachem hiacynty. W tym roku, jak i w zeszłym, obiecuję im wykopanie, przesuszenie, posadzenie na nowo. Zobaczymy...

Wrzosowisko przezimowało średnio,ale rododendrony jakoś się trzymają.

No i przycięłam bukszpanowe kule. Bez szablonu, na oko, ale zrobione. Rabata jeszcze nie skończona, nie mam czasu na zbieranie kamyków.

A kącik kawowy czeka....I nie może się doczekać, taki los ogrodnika, nie tylko wiosną. To już koniec historii mojej wierzby i spaceru po ogrodzie. Życzę moim czytelnikom miłych wiosennych dni.

4 komentarze:

  1. Piękny spacer odbyłam niedzielnego ranka po Twoim ogrodzie. Wprawił mnie w miły nastrój. Dzięki piękne. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam. Opłaca się czasami spróbować coś samemu wyhodować.Tobie wyszło z wierzbą, mnie z papirusem
    (post "Pamiątka") i to cieszy.Z fiołkami nie mam problemów, a czasami nawet są tam gdzie ich nie chciałabym.Masz co robić w swoim ogrodzie, bo jest duży. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No to mamy takie same zdjęcie na blogu :))) fiołki !!! U ciebie też tak mocno pachną?

    U mnie na wierzbę płaczącą zabrakło działki, ale może jeszcze gdzieś ją posadzę:), mam za to takie zwykłe z baziami, ze srebrnymi gałązkami:)

    Pięknie u Ciebie, bardzo mi sią podoba to, że Twój ogód wyglada na znacznie większy niż piszesz - taaakie horyzonty!

    OdpowiedzUsuń
  4. absolutnie każda prawdziwa kobieta ma w torebce nóż ogrodniczy!!!

    OdpowiedzUsuń