Kolejny wyjazd do Poznania. Tym razem przy tej okazji sentymentalna wizyta w parku mojego dzieciństwa i młodości. Jak to się w skrócie mówiło "poszłam do Wilsona". A tam...to samo, tylko wszystko większe,dorodniejsze, ale to samo. Wróciły dawne obrazki - tu łyżwy i sanki, tam zabawa z koleżankami, tu wagary, na mostku randka...Powiało wiosenną nostalgią. Weszłam sobie głównym wejściem, przeszłam cały park aż do palmiarni i wyszłam, a dalej to już mnie samo poniosło do mojego dawnego liceum. I tym sposobem przerobiłam sobie moją dawną trasę dom - szkoła. Swoją drogą, jak dobrze było mieć TAKĄ drogę do szkoły. Jakoś wtedy nie wydawała mi się szczególna, wszak każdy krok, zbliżał mnie do sprawdzianu ze znienawidzonych przedmiotów ścisłych, czego bałam się jak ognia piekielnego.
A po powrocie popadłam w ogrodowe szaleństwo. Posadziłam wreszcie kupione jesienią derenie, przycięłam wrzosy i zainaugurowałam sezon "warzywniak 2011" posianiem tego, co już dawno powinno być posiane.
|
Stara poznańska kamienica,mój rodzinny dom. |
|
Wejście do parku. |
|
Platan. |
|
Staw, zimą lodowisko. |
|
Wodospad. |
|
Pomnik Perseusza ratującego Andromedę. |
|
Aleja lipowa. |
|
Palmiarnia. |
|
Rzeźba dziewczyny, kiedyś stała wśród roślin, dziś w przedsionku. |
|
Zegar słoneczny, kiedyś stał w parku przed Palmiarnią. |
|
Można sobie kupić motylka... |
|
Moje liceum. |
|
Klatka schodowa i szklany dach w starej części liceum. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz