"W marce odchodzą starce", powiadają.
Nie był starcem. Był lekarzem, świetnym diagnostą, kumplem z dawnych, tych najpiękniejszych lat, lat młodości.
Mieszkaliśmy jakiś czas w tym ślicznym domku pośród starodrzewia. Domek nas zbliżył. Tu mieliśmy nasze pierwsze samodzielne mieszkania. On na górze, my na dole.
Dawał niezwykłe poczucie bezpieczeństwa, bardzo ważne dla nas, rodziców niemowlaka wcześniaka. Wiedziałam, że jest nad nami i to wystarczało.
Potem w nieskończoność spacerowałam z Nią tą aleją.
Zostały tylko wspomnienia, pamięć i smutek.
Te błękity, to dla Ciebie Doktorku. Dokładam je do wczorajszych róż...
Moje fiołki są takie same jak te, które kwitły w "naszym" parku, gdzie zapachy i śpiew słowików nie dawały spać.
Pozdravka.
współczuję...
OdpowiedzUsuńEch Gaju... sciskam mocno.
OdpowiedzUsuńNajgorzej poradzić sobie z tym, że do człowieka wciąz nie dochodzi śmierć kogoś bliskiego...Jak to mozliwe, że wszystko jest takie samo, jak było, tylko tej osoby nie ma...?
OdpowiedzUsuńpomyślałam tak samo jak olga...
OdpowiedzUsuń[*]
OdpowiedzUsuńSerdeczne uściski
Wyrazy współczucia[*]
OdpowiedzUsuńPrzykro mi :(
OdpowiedzUsuńściskam...
Pamięć - fioletowy magazyn wspomnień. Przytulam Cię Gaju.
OdpowiedzUsuńPrzeurocze zdjęcia :) nie idzie się oderwać! Super Blog!
OdpowiedzUsuńPrzykro gdy odchodzi ktoś bliski, dobry człowiek. Zdjęcia piękne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńżycie toczy się dalej, choć trudno uwierzyć w to że już nigdy z tą osobą nie porozmawiamy, nie uśmiechniemy do siebie...
OdpowiedzUsuń