Zaglądają, podglądają.

piątek, 4 marca 2011

Architaktura ogrodowa zwana małą.

Ptaszek
Ptaszek idiota,
głupszy, niż się zdaje,
strojny barwną krajką,
z głową jak makówka,
nieprzyjaciel kota,
ojciec pięciu jajek,
z których każde jajko
pełne jest półgłówka,
przyparty do drzewa
pierzem rudosinem,
toczy głośne swary
z innym znów kretynem,
po czym śpiewa, śpiewa
głupstwa nie do wiary...


Oj, żeby już wiersz, piękny wiersz Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, stał się rzeczywistością! Podobno widziano już klucze ciągnące po niebie, podobno gdzieś wylądował pierwszy bocian. Podobno, ja nie widziałam, a jak zobaczę, doniosę.
Tymczasem, jak w wierszu Iłłakowiczówny, "Na świętego Kazimierza, wiosna z zimą się przemierza..." Na razie zima zwycięża, choć słońce zaczyna grzać cudnie i złudnie.
W oczekiwaniu na wiosnę, nie tylko klimatyczną, wracam do ogrodowych historii. Dziś o małej architekturze ogrodowej. U nas. Nazwa szumna, ot dwa elementy i to wszystko. Najpierw powstała budowla zwana "bramką". Jest to możnaby rzec, krótka pergola stanowiąca symboliczne wejście do ogrodu. Zrobiona jest z gotowych elementow kupionych w sklepach budowlanych, ale nie jako całość o określonej nazwie, bo te gotowce wydawały się niewspółmiernie drogie w stosunku do jakości wykonania, tylko jako poszczególne składniki mającej powstać konstrukcji. Trwało, ale powstało. Stało sobie najpierw takie gołe, nie wtopione w ogród, ale po jakimś czasie dodałam chodniczek z niczego, czyli ze wszystkiego - z kostki granitowej, starej cegły, płaskich kamieni i drobnych kamyków, potem obsadziłam bluszczem ["...niech się gadzina wije..."], dalej doszły jeszcze drewniane donice z bergeniami, czasem stoi tam jeszcze pieniek dla strudzonego wędrowca i tak oto ogród wzbogacił się w wejście.
Drugą budowlę stanowi wyjście z ogrodu, nazwijmy go "reprezentacyjnego", do części, która do ubiegłego roku do żadnej prezentacji się nie nadawała, a zagospodarowana zostanie, mam nadzieję, w tym sezonie. Zbudowana w taki sam sposób, z inną górą, bo  zamiast łuków są belki proste. Obsadzona dwoma krzewami winorośli, bo "a niech tam jakaś jadalna roślina zagości", jako że nie miałam jeszcze wtedy warzywniaka. Chodniczek do zrobienia, nie zdążyłam.
Mam jeszcze w zakresie małej architaktury pewne zamierzenia, bo powinno powstać drugie wyjście i inne rzeczy, ale jest tyle pilniejszych prac.
Czy ja tu kiedyś odpocznę??? Otóż nie, powiedzmy sobie prawdę, ogrodniczka to nie zwiewna dziewoja snująca się po ogrodzie o rannej lub wieczornej rosie, w pastelowej sukience i słomkowym kapeluszu z wpiętą różą. To nie nostalgiczna panienka na huśtawce wśród róż i heliotropów. Ogrodniczka to osoba wiecznie zapracowana i zmęczona, w umazanych ziemią ciuchach, za bardzo opalona, bo zapomniała o filtrach, ale osoba szczęśliwa. 
Takiego szczęścia Wam życzę!
 Bramka w stanie surowym.
 Z chodniczkiem i donicami.
 Chodniczek.
 Wyjście z ogrodu.
To samo, ale bliżej.

3 komentarze:

  1. Gaju,ogrodniczki były w dawnych czasach.Oglądam program o angielskich ogrodach gdzie "państwo" szczyciło się swoimi ogrodami na które pracowały rzesze ogrodników.

    .....dziewoja snująca się po ogrodzie o rannej lub wieczornej rosie, w pastelowej sukience i słomkowym kapeluszu z wpiętą różą. To nie nostalgiczna panienka na huśtawce wśród róż i heliotropów. Ogrodniczka to osoba wiecznie zapracowana i zmęczona, w umazanych ziemią ciuchach, za bardzo opalona, bo zapomniała o filtrach, ale osoba szczęśliwa.....
    pięknie nas opisałaś.Ja dodam jeszcze stres zimowy jak idą mrozy

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też mam zamiar zrobić wejście do ogrodu, oddzielające część frontową reprezentacyjną, od rekreacyjnej w której będę mieć oczko wodne, grilla, i plac zabaw dla dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gaju, podziwiam Twoją przestrzeń!
    Odpowiadam na Twoje pytanie:
    tawułki kupuje się wiosną w kapersach albo w dużych centrach ogrodniczych albo w internecie (all...).
    Ja znowu dokupiłam kilka, bo robię nową rabatę.
    A pomyśleć, że kiedyś mi się nie podobały :)
    Miłego dnia!
    M.

    OdpowiedzUsuń