Kompozycja tworzona była długo i wielkim namaszczeniu, limitu czasu nie było Potem podziwianie, a przy okazji podziwiania sprawdzian z przyrody - z czego szyszki, z czego żołędzie, jak nazywa się ta róża i jak smakuje herbatka z jej owoców.
Duma autorki widoczna wyraźnie, w końcu wiedziała wszystko. "Kujonki" na nosku nosi się nie od parady.
Dziełu nadano tytuł "Leśna dolina". Pochwaliłam. Pięknie!
Potem, podczas wycieczki, wyobraźnia poniosła w inne rejony.
Być dużą i móc tam wejść...
Dosiąść. Być tak blisko...
A potem ruszyć z kopyta...
Skoczyć...
Była nieobecna duchem. Wie wszystko, zna kroki, nazwy uprzęży, maści... Tylko "Konia mi dajcie! Królestwo za konia!"
Starsza siostra - wzór niedościgniony małego giermka. Zawsze gotowego przynieść, podać, zrobić "za", usłużyć i zasłużyć na miłe słowo... Pewnie wyobraża sobie, jak to będzie, jak będzie miała piętnaście lat.
A moja wyobraźnia?
Wrzosy tarasowe posadziłam na ławce. Zajęły moje miejsce, bo ja już tu nie posiedzę w tym roku. Jak mają się do "Leśnej doliny"? Zerowo.
Kolor doniczek z wyprzedaży sam się dobrał do koloru wrzosów.
Liście, liście, zamiast różanych płatków wszędzie widzę liście. A dopiero sprzątnęłam. I to dopiero początek.
Nic to, damy radę.
Zdrowotność malinowa, już zlana, czeka. Gdyby jakieś przeziębionko jesienne..., wyobrażam sobie przyziemnie.
Wiem, wielce obciachowe nalepki. Kupne, chciałam sama zrobić, nie wyszło. Mało wyobraźni.
Co z tą wyobraźnią? Nico.
Mogę sobie jedynie wyobrazić, że cebule zeżrą nornice, że wiatr złośliwie rozsypie liście zaszrotówkowanego kasztanowca w miejsca niedostępne grabiom, że zaraz zacznie lać, a zima będzie sroga.
Ech, mieć dziewięć lat...
Pozdravka.
Ech...może nie dziewięć, ale jakieś ze 20 mniej, jeśli chodzi o mnie :).Nostalgicznie pojechałaś, jak mawiają młodzi.Nalewki rzecz konieczna i użyteczna niezmiernie. Nieważne jakie etykiety, ważne, że się wie, co zawiera butelka. U mnie notoryczny brak czasu na wszystko, więc rzecz jasna i na etykiety też. Dobrze, że w ogóle wyrabiam z zaprawianiem. Pogody i radości życzę, i ciepełka :)
OdpowiedzUsuńTy tylko 20, a ja tak ze 30. Szkoda, że se ne wrati!
UsuńMoja 9 latka nie dawno wsiadła na konia, chwilę pojeździła i była.. zachwycona :)
OdpowiedzUsuńU nas też malinówki już zlane, porzeczkówka również, czekają na mrozy i lenistwo przy kominku ;)
Pozdrowienia :)
No to czekamy na mrozy, dobrze, że "rozgrzewki" czekają.
UsuńFajne takie małe i większe. A Leśna Dolina - cudna! Miłego jesieniowania :D
OdpowiedzUsuńPróbuję jesieniować miło, ale mi jakoś nie idzie.
UsuńAle ciekawa opowieść ....piękna pasja konie. Ważne też jak czujemy się duchem :) warto tego nie zatracić . Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńDuchem, to ja hohoho, ale ten cholerny pesel...
UsuńAle ciekawa opowieść ....piękna pasja konie. Ważne też jak czujemy się duchem :) warto tego nie zatracić . Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńPiekna pasja pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki, również pozdrowienia.
UsuńJakże bliski jest mi Twój "optymizm" - moja wyobraźnia sięga w podobne rejony;) Chyba trzeba profilaktycznie zażyć nalewki;) A Leśna Dolina piękna...
OdpowiedzUsuńO, jak dobrze, że nie jestem sama, że ktoś to rozumie. Zażywam.
UsuńMój syn wsiadł na konika polskiego (nie kuca!) w wieku...2,5 roku. Jeździła "bez trzymanki", koni się nie bał, normalnie do paszczy właził:) Potem zmienił przedszkole i koni nie było...ponownie do konia zbliżył się 5 lat później...już się bał, już był sztywny, już nie umiał być swobodny, nie potrafił się wtulić w grzywę i podać wiązki siana bez nieskończonego cofania ręki i nerwowego uśmiechu...:( Jak to szybko mija...
OdpowiedzUsuńKompozycja warta mistrzów flamandzkich:) mała Artystka rośnie! A liście zostaw, wiatr przegoni:) Czego nie przegoni, będzie pięknie szeleścić pod kaloszami...
Bo tak to jest - małe toto, to i strach mały. Małe uczą się najłatwiej, najszybciej, a potem dociera świadomość, strach i po zawodach.
UsuńGaju - no nie nastrajasz optymizmem :(
OdpowiedzUsuńMała, śliczna florystka naprawdę utalentowana, dzieło godne mistrza.
Naleweczki mniam, mniam ...
Pozdravka
Nie nastrajam i tak będzie do wiosny, niestety.
UsuńWspaniała kompozycja, Mała ma wyobraźnię. Należy to pielęgnować, nie każde dziecko tak postrzega ŚWIAT. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKonie sama kocham, jak byłam młoda to jeździłam tak jak Twoja córka,bez opamiętania, nawet odpowiednie studia skończyłam aby być blisko nich:))) Teraz to tylko je maluję:)
Pielęgnuję, a jakże.
UsuńProstuję: niestety, nie córka, a córka córki. TAKIE studia z głowy wybijam, bo sama po takich jestem i nic dobrego z nich nie wynikło. Nawet nie maluję.
Dzięki Ci za walkę ze szrotóweczkiem kasztanowcowiaczkiem (jakoś tak się nazywa, albo podobnie) i za przyrodniczą naukę pokoleń. Moje młode chciałam nakarmić bukowymi orzeszkami (nie chciały), z Bieszczad przywiozłam najdorodniejszą gałązkę tarniny (omiotły wzrokiem), co będzie dalej? - moja wyobraźnia nie sięga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam dylematem - zebrać liście do wora i cieszyć się porządkiem i burym klepiskiem czy pozwolić jesieni słać ten dywan??? (Co radzisz?)
Ze szrotówkiem walczę 9 lat i nie mogę zwalczyć. Liście palę. Owszem, brunatniej później, ale dalej choruje.
UsuńPrzyrodniczo edukuję od zawsze, również zawodowo. Wiem jedno - zaczynać wcześnie i "od niechcenia". Wtedy łapią.
Dylemat w następnym poście przedstawię. Postaram się.
Kompozycja śliczna, jak na ten wiek przystało. Widzę, że obie wnuczki kochają konie. Moja starsza wnuczka też próbowała się z nimi zaprzyjaźnić, ale ich nie pokochała za bardzo :(. Grabienia liści mam już dość, krzyże mnie od tego bolą . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńLubię Twoje opisy, Twój język....którym piszesz ...
Marzenia są również dla tych, którzy chcą być znowu dziećmi ...więc i dla Ciebie, w marzeniach możesz być znowu dziewczynką:-))