Z obfitości wody cieszyły się szpaki. Najpierw taplały się w kałużach, potem suszyły w słońcu. Wywieszały się na drutach, jak pranie.
To, sadząc po ubarwieniu, szpacza młodzieżówka. Pewnie obmyślają hasła.
Na podmokłej po deszczu łące jak każdego dnia - śniadanko.
Para grzywaczy kręciła się w ogrodzie wiosną. Były nawet próby założenia gniazda na sośnie, ale zrezygnowały, wybrały chyba apartamenty na wyższym piętrze. Pojawiły się nagle w trójkę. Przyleciały pokazać dorodne dziecko, jakie udało się wychować? Przyleciały się pożegnać?
Pobiegłam na strych, żeby je lepiej widzieć. Wygląda to malowniczo, ale w upalny dzień, a był taki, jest tu pewnie z pięćdziesiąt stopni. Pranie schnie momentalnie, a człowiek rozpuszcza. Okien nie otwieramy, bo wróble niszczą i nie czyszczą.
Udało się, podpatrzyłam!
Oprócz ptaków w ogrodzie gości zając, chyba z rodziną, może i z sąsiadami oraz krewnymi i znajomymi. Swoimi i królika, bo spotykam licznie. Jak nie w selerze, to we wrzosie. Zając podlany konewką bije rekordy sprintu, widziałam. Podobno zajęcy mało. Mało, bo wszystkie są u mnie!
Korzystając z "wolnego" pojechaliśmy poszperać w starzyźnie. Poszłam w ptactwo za grosze.
Szaraczek pasuje do doniczki.
Kaczki schowałam, bo dzioby mają jakieś nie kacze.
A ta, bo to kura chyba, zasłania obity z lekka fragment poidełka.
Wychodzi na to, że jednak kura, ale co tam, dałam ptakom drugie życie.
Z tej zdobyczy jestem dumna. Uroczy, nie uszkodzony, solidny metalowy kosz na kwiaty z zawieszką.
Doniczka spatynowana czasem, jak znalazł do kosza. Pęknięcia nie są zrobione, spękały samoistnie. Dobór miejsca zawieszenia, pojemnika i rośliny spontaniczny, dla potrzeb szybkiej sesji.
Poza tym nabyłam świetny karmniczek na słoninkę lub karmę w kostce za jedyne trzy złote.
M zadowolony jak dziecko z wypatrzonego przesiewacza do kompostu i z metalowej ciężkiej nogi na nie wiadomo co, ale "za tę cenę nie wziąć, byłby grzech". Zastosowanie nogi w pertraktacjach - ja, że podstawa pod poidło, M, że pod kwiat. Pertraktacje przerwane, najpierw trzeba pomalować. Negocjujemy kolor. Polecą słowa, polecą! Efekty pokażę po.
Tyle, lecę, w końcu mam "wolne"!
Pozdravka.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę deszczu, deszczu, deszczu.
UsuńU mnie potworna susza.
Zazdroszczę GRZYWACZY.
U mnie jakiś dziki kot udusił samicę, w momencie kiedy robiły gniazdo- zgroza. Było mi ich żal. On wołał ja później i nic......
Zajęcy też zazdroszczę.
Serdeczności Gaju.
Mam nadzieję, że popadało wreszcie? Nie przepadam za kotami, strasznie niszczą ptaki w ogrodzie.
UsuńGdzie Ty kupujesz takie fajne rzeczy? Podkradnę pomysł na poidła. Gołębie prześliczne.
OdpowiedzUsuńKupuję na najbliższej giełdzie staroci, zawsze coś tam namierzę. Kradnij do woli.
UsuńPiękny post serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, ja tez pozdrawiam.
UsuńUwielbiam te Twoje rupiecie i jak wiesz, zaraziłam się od Ciebie znoszeniem ich do domu. Aktualnie kolekcjonuję stare widelce za grosze. Karmniczek cudny!
OdpowiedzUsuńGrzywacze? A ja je nazywałam "gołębiami" a nawet "turkawkami". Mam taką stałą parkę pod domem i tłum wróbli, które potrafią wlecieć przez balkon na rundkę po pokoju:)
Takie wolne to chwila ciszy przy robocie, co?:)
Dobrze nazywasz, bo i grzywacze i turkawki są gołębiami.
UsuńTak, tak wygląda moje "wolne".
odbyłam rewelacyjny spacer po Twoim blogu, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, pozdrawiam.
UsuńPiękne fotki są cudowne kocham przyrodę będę tu odwiedzać.
OdpowiedzUsuńPiękny ogródek!!! My też mamy zaprzyjaźnione gołębie, które Marek regularnie dokarmia i gdy siedzimy przy stole podczas wieczornego posiłku, one również przylatują zajadac :) Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńprzyjemnego wypoczywania!!!
Usuń