Sezon rozpoczęty! Wpadają jak burza. Czasem kilka gigantów wjeżdża na jedno pole. Działają szybko niesłychanie sprawnie - uprawa, nawożenie, sadzenie. Ziemniaki... Tu od lat tylko ziemniaki. Jaki płodozmian? Toż to przemysł, a nie jak za Ćwieczka.
Podpatruję z tarasu. Pola uprawione jak pod sznurek, czyściutkie.
Gigant w akcji.
Drugi czai się za brzozą.
Posadzone!
Teraz będzie rosło i plonowało. Zdrowo. Bo co jakiś czas, a "co jakiś czas" jest częsty, do akcji wkraczać będą ogrodowi zabójcy - opryskiwacze. Podczepione do wyposażonych w elektronikę gigantów z klimatyzowanymi kabinami rozłożą ogromne łamane skrzydła i będą pryskać chmurami trucizn. Herbicydy, fungicydy, zoocydy. Jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz. Do zbioru.
Plon niesiemy, plon! W gospodarza dom!
Bulwy naładowane chemią trafią do przetwórni frytek i czipsów. Tu potraktują je kolejną chemią. Estry o zapachu bekonu, zielonej cebulki, pomidorów, papryki i czego tam chcecie, jeszcze kolorek, jakieś E, inne E, jeszcze inne E i gotowe! Mam nadzieję, że nie jecie... ale jakby co, to...
Na zdrowie! I niech się spełni, bo strach jeść!
Z drugiej strony podobnie. Ziemniaczki.
I zboże. Tu dodadzą antywylegaczy, bo na chemia jest na wszystko.
A w dali wytwórnia indyków. Tu rosną filety.
Fabryka indyczej paszy. Nie chcę wiedzieć, co dodają do mieszanek. Choć indyki nie dały się człowiekowi zmanipulować tak, jak kurczaki hormonami pasione.
Wieś sielska, anielska, tylko Zosi w porannym stroju z przetakiem ziarna pełnym brak.
I jak my możemy normalnie być postrzegani w takich okolicznościach przyrody? Nie możemy! Dwoje nieszkodliwych miastowych wariatów bawi się w ogród.
Dla świadomości - seler korzeniowy, skądinąd zdrowe warzywo, w procesie wzrostu, od posadzenia do zbioru, traktowane jest w przemysłowej uprawie chemicznymi opryskami około dwudziestu razy.
Co Wy na to?
Wiem! Zakładacie warzywniki, co i ja czynię i siać lecę!
Pozdravka.
Dlatego ja swoją pasję rozwijam i swoje mam;) i ogóreczki i pomidorki i nic prócz obornika nie daję... może i mam mniejsze i więcej zielska włazi ale wiem co jem, a jakie smaczne;)
OdpowiedzUsuńMniejsze? Nie, masz właściwe, a nie sztucznie powiększone. Zielsko niestety usuwamy ręcznie. Można przy tym wmawiać sobie, że jesteśmy na siłowni... Smak tego , co z własnej grządki niepowtarzalny.
UsuńSiłownia i solarium czasami w jednym :-) trzeba pamiętać o smarowaniu sie :-)
UsuńGorzej u mnie, żadnego ogródeczka w Warszawce poza kilkoma donicami z ziołami na balkonie:( W Zaciszu niestety nie mam jak obrabiać bo za rzadko tam bywam więc tylko po troszeczku warzywek mam:) A na ekologiczne cuda tu w stolicy mnie nie stać. Kupuję tylko czasami. O jedzeniu dużo czytam, a ostatnio stwierdziłam, że dziś nie żałuję, że żyłam w kryzysie:)) O ironio:( Pozdrawiam cieplutko. Ania
OdpowiedzUsuńW cuda ekologiczne nie za bardzo wierzę, taki ze mnie niedowiarek. Też by mi było szkoda kasy. I ta świadomość, że jednak mnie w konia robią.
UsuńCiekawi mnie, o jakim Ty piszesz kryzysie?
Otóż to, ja też nie bardzo wierzę w tą naszą ekologię, chciałabym ale podglądałam tu i ówdzie i po prostu nie wierzę. A kupując cokolwiek- już nie mówię tu tylko o warzywach czy owocach, po prostu bladość mnie okrywa gdy co jakiś czas listę cudownych chemicznych dodatków uzupełnia kolejny ulepszacz, poprawiacz etc, etc...
UsuńOj, Gaju, gdybyś Ty była moją sąsiadką nie tylko wirtualną za bochenek chleba dałabyś może skubność coś z ogrodu? Powoli rozkładam ręce na to dzisiejsze życie.
OdpowiedzUsuńOj mogłabyś skubać do woli! Z mojego ogrodu korzysta więcej osób, niż właścicieli, domowych zwierząt nie licząc. O królikach mowa, ich krewnych i znajomych.
UsuńA chleb domowy? Zawsze, na zakwasie w szczególności.
Ojej, czemu tak pesymistycznie? Na niektóre rzeczy/sprawy mamy nikły wpływ lub nie mamy go wcale. Takie czasy... We wszystkim chemia, w warzywach, mięsie, chlebie. Cóż z tego, że sami chcemy go wypiekać, skoro chemia jest już w mące...
OdpowiedzUsuńMimo wszystko pozdrawiam optymistycznie i wiosennie.
A, nie. W mące kupowanej w młynie nie ma chemii.
UsuńPesymistycznie? Nie! Ostrzegawczo. Jak patrzę na dzieci jedzące kolorowe świństwa, popijające je kolorową wodą, to widzę jaki jest stan świadomości społeczeństwa, a na to wpływ mamy.
Też wiosennie!
Wracam do wpisu i dziękuję Gaju za niego. Od wczoraj kilka razy myślałam o tej nie-ekologii i postanowienie jest taki, że w tym roku warzywniak będzie większy niż dotychczas. Problem mam jednak z okresem zimowym - gdzie przetrzymywać warzywka jeśli brak piwniczki? Wówczas niestety kupuję na bazarku...
UsuńPozdrawiam
Mój warzywnik nas nie wykarmi tak żebym nie korzystała z warzyw straganowych, ale zawsze dorzucam trzy grosze do zdrowego żywienia:) Może kiedyś przekopię większą część ogrodu, a może po prostu zamienię na większy:) pozdrawiam wiosennie i ekologicznie znad siewek szklarniowych:)
OdpowiedzUsuńMój warzywnik sukcesywnie powiększam co roku,wyżywi nas w tej chwili spokojnie :). Przepięknie to ujęłaś....
OdpowiedzUsuńBuziam
Dlatego ja mam swoje małe poletko warzywne i cieszę się z każdej rzodkiewki z robaczkiem, jabłka z "pryszczami" . Pewnie dlatego młodzież taka wyrosła i już nie cięta z metra jak kiedyś ale wysoka jak topole - chemia chemia i jeszcze raz chemia.
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli życze,
Serdecznie zapraszamy do udziału w wielkanocnym konkursie! Do wygrania zestaw narzędzi ogrodowych i rabat do sklepu internetowego makeithome.pl - warto ;) https://www.facebook.com/inspirowani/app_149480438549132
OdpowiedzUsuń