Zaglądają, podglądają.

niedziela, 6 marca 2016

Filozofia w ogrodzie.

"Ogród i ja
...czyli o tym, jak z niczego powstało to miejsce i nie tylko o tym."
 
To tytuł i podtytuł mojego bloga.
Dziś będzie "nie tylko o tym".
 
Czytam Wasze wpisy. Wasze, czyli ogrodników - zawodowców i ogrodników z bożej łaski, amatorów. Czasem są to posty mądre do bólu, nasycone łaciną, czasem cortenem [ już wiem, co to jest ], czasem monotematycznie nudne, często okraszone profesjonalnymi zdjęciami jakie mi nigdy nie wyjdą oraz precyzyjnymi planami ogrodów, których nie narysuję, a czasem "normalne", bez zadęć, bez "ja wiem wszystko i najlepszym blogerem ogrodniczym jestem", czasem pomieszane. Te lubię najbardziej.
Ja w grupie drugiej - tych z bożej łaski.
Nie muszę się spinać, dbać o to kto i dlaczego mnie czyta, co mi to da i jak się przełoży wiadomo na co.   Piszę, bo lubię, bo może komuś pomogę ucząc go  na popełnionych już przez siebie  błędach [ słaba nadzieja, bo nie ma jak własne ] i swoich doświadczeniach, bo może kogoś czymś zainteresuję.
Piszę, bo piszę, po prostu.
Teraz sedno.
 
Kto to jest "ogrodnik"?
 
I  celowe oderwanie od tematu.
Na studiach miałam filozofię. Co zapamiętałam z filozofii, poza nieziemsko przystojnym profesorem?
Dwie rzeczy.

Pierwsza.
 
Zadał pytanie.
 - "Co to jest stos?" Czy jeżeli wysypiemy na stół ziarna pszenicy, to będzie stos? 
Zgodna odpowiedź, że tak.
- Czy jeżeli ze stosu zabierzemy jedno ziarno, dalej będzie stos?
Oczywiście.
- Jeśli zabierzemy kolejne i kolejne ziarna, dalej będzie stos?
Myślenie... Będzie.
- Jest już tylko dziesięć, pięć, trzy wreszcie  ziarna, czy dalej jest to stos?
Nooo...
- Kiedy więc "kończy się" stos...?

Druga.

Z egzaminu w indeksie "dobry plus" i komentarz profesora, że plus za umilanie swą obecnością jego wykładów. Takie rzeczy się pamięta!

A, jeszcze trzecia.

Profesor miał zwyczaj pisania w szufladzie. Fascynowało nas to. Kiedyś zajrzeliśmy do tej szuflady. Zapiski były na jej drewnianym dnie.
Jasne, przynajmniej nie miał możliwości pogubienia cennych notatek...

Tyle zapamiętałam z dwóch semestrów filozofii, no jeszcze parę nazwisk znaczących filozofów, które znać wypada .
Może i mało, ale za to z ekonomiki rolnictwa nie pamiętam nic.
[ Z łąkarstwa Briza media, bo mi się podobało brzmienie, a z anatomii tunica flava abdominis z tego samego melodyjnego powodu i nie chciejcie wiedzieć, co to znaczy.]

Wracam do sedna, które bez opowieści o stosie byłoby mało zasadne.

Kiedy więc zaczyna się i kończy bycie ogrodnikiem?
Czy bycie nim ma w ogóle początek i koniec?
Czy byłam ogrodniczką posiadając trzy bratki na parapecie? A kochałam je miłością wielką.
Czy będę nią, jak nie będę miała ogrodu?
Czy "ogrodnik", poza zawodowcem, ma definicję? A jak ma, to jaką?
Swoją drogą geniusze sztuki ogrodowej nie byli mgr ogrodnictwa.

Więc jak to jest? Kto to jest "ogrodnik"?

Takam filozoficzna na przedwiośniu. Przedwiośniu takim jak trzeba.
 
Z powracającymi kluczami ptactwa.
 
 
Z powolnym, niespiesznym, filozoficznym rzekłabym, a przecież pełnym zachwytów, że już,...
 
 
Bo takie już pączki na wierzbie.
 
...że za chwilę, zaraz, że marzec i śniegi spłyną.
 
Że przebiśniegi.
 
I że zielone z ziemi wyłazi...
 
Że żonkile na Wielkanoc może?
 
Że trzeba porządki robić, bo co te zające na miskanty takie cięte.
 
Derenie ciąć.
 
Tyle pracy, tyle pracy... i wzrok w niebo, i znowu lecą.
 
 
Wyjaśnicie mi, kiedy kończy się stos, a kiedy zaczyna ogrodnik?
 
Pozdravka.

 
 

23 komentarze:

  1. Ja wiem!!! Ja wiem!!! ;-)
    Stos kończy się jak wypali się ostatnia gałązka i trawka wygrabiona i wycięta po zimie, a ogrodnik zaczyna się od tego momentu jak stos się wypali i można wkraczać z pracą "do przodu" ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No że ja też na to nie wpadłam!
      A jak wczoraj paliłam i deszcz mi zagasił, to co? Jeszcze mi daleko do ogrodnika! Część stosu jest. Poczekam, dopalę ogrodnikiem będę.

      Usuń
  2. Śliczne zdjęcia, zwłaszcza powracających kluczy, napajaja optymizmem, że już wiosna wkrótce :-) masz swój fajny styl pisania, czytam z uśmiechem na twarzy, tak naturalnie u Ciebie:-) cieszę się że trafiłam tu:-) Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napajają, napajają.
      O to mi chodzi, żeby było normalnie.
      Dziękuję. Za "mój sty" i za Twój uśmiech.

      Usuń
  3. Fajnie to napisała Izabelka. Ty masz Gaju ogrodnictwo w krwioobiegu, nie jest ono maską, którą zdejmujesz. To dlatego tak fajnie się Ciebie czyta i ogląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, ogrodnictwo we mnie krąży, a nawet z wiosną przyspiesza krążenie. Masek nie noszę i nie znoszę.
      Dziękuję.

      Usuń
  4. Nie mam pojęcia gdzie i kiedy ogrodnik się zaczyna. Chyba przy pierwszej "swojej" roślince. Wszystko jedno czy wysianej, czy kupionej i wsadzonej i zadbanej, czy odratowanej. A kończyć się nie kończy. To niemożliwe jest :)
    Aha! Jakie piękne kłębowisko kłączy masz! A u mnie takie zdechlaczki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc przy moich trzech bratkach stałam się ogrodniczką. I wiesz, że ja to czułam?
      Nie kończy się, powiadasz? Obyś miała rację!
      Kłębowisko jakoś z ziemi wychodzi nie wiem czemu, ale podobno irysy tak płytko się sadzi. To ten kolor z poprzedniego postu - cudny.

      Usuń
    2. Iryski lubią grzać swoje kłącza. Ja dopiero zbieram niedobitki po całym ogrodzie i staram się zapewnić im lepsze życie :)

      Usuń
  5. Do definicji stosu wzorem mniemanologów podeszłam od strony semantyki, stos to niby nieokreślona liczba rzeczy ułożonych jedna na drugiej ale w języku polskim częścią składową wyrazu jest liczebnik sto. Pokrętni adepci mniemanologii stosowanej mogliby wyciągnąć stąd wniosek że stos zaczyna się od stu, he, he.;-) Nijak by się im nie przetłumaczyło że angielskie słowo stack nie ma nic wspólnego z angielskim liczebnikiem hundred, mniemanologi wiedzą lepiej że semantyka kluczem do zrozumienia wszechświata i że wszechświat przemawia po polsku. W końcu są mniemanologami. Z definicją słowa ogrodnik to wg. mniemanologów też nie prosto ( no w tym wypadku semantyka nie jest już otwieraczem wszechświata, bo ogrodem jak się okazuje zajmują się nie tylko ogrodnicy ). Projektant zieleni, architekt krajobrazu, ogrodnik małymi literkami w najmniej widocznej cześci wizytówki - tak to w mniemanologicznym porządku się układa. Ogrodnik jest bazą, cała reszta tytułów nadbudową. Mniemanologi uznały że baza czyli ogrodnik musi mieć dyploma bo baza musi być stabilna i umocowana. Bez papieru się nie liczy. Nawet jak to papier toaletowy!;-) Amator to tylko amator ogrodnik, z naciskiem na amator. I szlus. Z zawodostwem w takim fachu jest prosto - jeżeli tylko uprawia się zieleń, zajmuje jej pielęgnacją to wszystko jasne. Jesteś ogrodnikiem, "panem Mietkiem" jak to ktoś z prawdziwym szacunkiem określił. Natomiast jeżeli się projektuje ogrody, uuuuu niedobrze - mniemanologi nie lubią takich sytuacji z pogranicza dziedzin. Cóż, artystą się bywa ( żaden dyplom tu nie pomoże ). Mniemanologi znaczy cierpią bo to głupio jak coś nie jest zdefiniowane tak do końca i ułożone w szufladce. Ciężkie jest życie zawodowego architekta krajobrazu czy projektanta zieleni znaczy a mniemanologa jeszcze cięższe ( mniemanologi nie znoszą artystów - gnoje nieokreślone, psujące mniemania ). Na wszelki wypadek, jakby artyzm nie wypalił, zawsze zostaje człowiekowi ogrodnictwo. I szczęście że dyplomowane bo czym by się ogrodnik od takiego amatora zapaleńca różnił? Tak sobie kombinują mniemanologi. Mój bosz..... na całe szczęście jest mnóstwo fajnych ludzi zawodowo projektujących zielone, mających gdzieś całe te mniemanologiczne wywody i cała masa ogrodników bez dyploma kochających ogrodowanie, żyjących w świecie równoległym do świata mniemanologów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Profesor od mniemanologii stosowanej byłby zachwycony Twoim komentem. Ja też jestem. Mniemanologia w najczystszej postaci.
      O, uważam, że obecne dyplomy najwyższych uczelni warte są tyle co na papierze toaletowym napisać można, czyli nic. Co magister, to głupszy [ale głupio - mądry ], o licencjonowanych nie wspomniawszy.
      Chcesz nagrodę za najdłuższy komentarz?

      Usuń
    2. Ascetycznie zrezygnuję z nagrody. Wypracowanie na trzy i pół stroniczki jest nagrodą samą w sobie.;-)
      Mniemanologiczne pozdrawiam.

      Usuń
    3. Jestem fanką tego komentarza!

      Usuń
  6. Sto kończy się gdy zostanie jedno ziarno (chyba, że postawi się je na sztorc, wtedy będzie coś na kształt stosu). Ogrodnictwo to stan umysłu, anie posiadanych areałów. Proponuję powrócić do starego podziału: ogrodnik i ogrodniczek. Przy czym ogrodniczek to taki pomniejszy ogrodnik (taki pomocnik co się uczy, a czyż nie uczymy się całe życie). Co do stopni naukowych: myślę, że teraz bez tytułu doktora jest się nikim :).
    Ale Gaju, wg definicji Azy (z TaBAzy) jesteś ogrodnikiem.
    A ja się dopominam o miejsce ogrodu. Gdzie jest ogród w tym gąszczu? Pozdrawiam, (i znowu nie mogę się podpisać nowym adresem więc podpisuję się starym.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do końca życia być ogrodniczkiem? [ogrodniczuszką?]
      Taba mnie awansowała, pocieszam się.

      Usuń
    2. Kobiety mają łatwiej - od razu awansują na ogrodniczkę (dopatruję się tu formy żeńskiej pomocnika - w mianowniku podaję - "ogrodniczek". Ale nie jest już ta forma żeńska postrzegana jako pomocnik! to nasz sukces pań ogrodniczek! :) okraszę to wszystko uśmiechem, choć to może temat na post okolicznościowy z okazji 8 marca.

      Usuń
  7. a jeśli ogrodnik z dyplomem mieszka w bloku i nie ma nawet jednej doniczki z trzykrotką a jego dyplom leży w szufladzie nie wiadomo której to też jest ogrodnikiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Ogrodnikiem Szufladowym Dyplomowanym Niepraktykującym. A może ma firmę "Ogrody Piękne Zakładam"?

      Usuń
  8. Taaa, faktycznie opona żółta brzucha znacznie lepiej brzmi po łacinie. Wet mego psa był wykładowcą na weterynarii, w związku z tym jego zacięcie pedagogiczne niemal było bez granic i nawet asystowałam przy wszystkich zabiegach na moim psie.I nie zemdlałam.
    Stos- może być mały i duży.Ten najmniejszy to dwie rzeczy ułożone jedna na drugiej. Górną zdejmujesz i nie ma stosu.:)
    Ogrodnik zaczyna się wtedy, gdy człowiek sam zaczyna hodować jakieś roślinki. A do tego wcale nie trzeba mieć ogrodu- czasem wystarczy parapet okienny lub balkon. Co prawda można takiego kogoś nazwać może nie ogrodnikiem a hodowcą, choć nam się zapewne hodowca bardziej kojarzy z hodowlą zwierząt niż roślin.
    Nie mam wielkiego zacięcia ogrodniczego z tej prostej przyczyny, że każdy wyjazd z domu choćby tylko na kilka dni owocował śmiercią ogródka balkonowego i parapetowego. Z tego wszystkiego poprzestałam na winorośli pachnącej i winobluszczu trójklapowym, które są posadzone pod loggią (mieszkam na parterze) i od wiosny do póznej jesieni dekorują mi loggię. Latem mam bardzo zielono, bo blisko budynku rosną 3 lipy i brzoza, poza tym są małe iglaki a trawnik (szeroki, odgrodzony od podwórka) obsadziliśmy dziką różą. Ogólnie całe osiedle jest mocno zielone i zadbane. A z drugiej strony mieszkania mam pod kuchennym oknem róże pnące i kilka już sporych iglaków + żywopłot. Samo się wszystko hoduje, czasem tylko coś podsypię iglakom.A najlepiej rośnie na trawnikach mech i z chęcią bym się go pozbyła.
    I tu jest problem, bo wszystkie trawniki osiedlowe są "zamszone", więc wytępienie go z jednego trawnika będzie trudne- znów powróci za jakiś czas.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, napisałaś TO! Tę żółtą brzuszną, fuj!
      Hoduje się i zwierzęta i rośliny, ale hodują hodowcy. Śmiertelnicy zwykle chowają - psa, kota, paprotkę, czy inną leliję.
      Zieloność wraca do miast! Do niektórych, ale jest nadzieja.

      Usuń
    2. Psa nie hodowałam po prostu mieszkał z nami, był członkiem rodziny. Już go 5 lat nie ma, ale dał nam 16,5 roku wielkiej radości.

      Usuń
  9. Chowane, hodowane, nie ma znaczenia, mam dwa, kundla kundlowatego i rasowca. Oba tak samo kochane. Kundlel mądrzejszy, bywa tak.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj Gaju, filozofko niepoprawna i jeszcze do tego ogrodniczko.
    Filozofie na studiach mialam i ja, ale takich pytan sobie nie zadaje (po prostu ide i robie w tym ogrodzie), ale moze to dlatego, ze nasz profesor nie byl az tak przystojny, a moze dlatego, ze nie mial cennej szuflady z zapiskami (pewnie takze filozoficznymi).
    Milego ogrodowania (bo nie wiem, jak trafniej to okreslic) :)))

    OdpowiedzUsuń