Zaglądają, podglądają.

czwartek, 27 stycznia 2011

Rocznicowo.

Przedwczoraj minęło sześć lat od wiekopomnej dla mnie chwili, zamiany miasta na wieś.
Pogoda była taka sama,popadywał drobny śnieżek,a nasze lary i penaty zapakowane na przeprowadzkowe samochody mknęły ku nowemu. Radość mieszła mi się ze strachem,tysiące myśli tłukło się po głowie. Nie wiem dlaczego,bo klamka przecież dawno zapadła. Widocznie tak musi być. Rozpakowanie poszło sprawnie,bo logistycznie przygotowane było wszystko wzorowo i wieczorem naprawdę mieszkaliśmy w pierwszym własnym domu,na naszej własnej  ziemi. Dom był jeszcze nie ocieplony,bez tarasu, piwnice przypominały lochy więzienne,strych straszył czeluściami,ale poziom mieszkalny,był mieszkalny,wyremontowany i pachnący nowością. Wprawdzie wyposażenie kuchni  stanowiło kilka kartonów,po dwa garnki,kubki i talerze oraz czajnik elektryczny i turystyczny palnik na gaz w butli,ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Natomiast łazienka! Duża,z dużym oknem i dużą wanną,która wygrała z kabiną prysznicową,cała w kolorach kawy ze śmietanką i śmietanki,bez dekorków,ozdóbek,listewek,czego domagali się fachwcy i...z absolutnie źle dobranym kolorem podłogi. Ten fakt,który wkurza mnie do dzisiaj,to efekt pośpiechu i zmęczenia. Pocieszam się,że zawsze to można zmienić i bardzo się tym uspakajam.
A potem była pierwsza noc,czarna jak smoła i cicha wiejska noc,przetykana dalekim poszczekiwaniem miejscowych psów i tajemniczymi nieznanymi mi jeszcze odgłosami naszego domu.
Nie wiem,co mi się śniło,wiem natomiast,że pierwszą myślą po przebudzeniu,było "rany boskie,w piecu pewnie zgasło!"
W dużej wannie. Dorobić skrzydełka i byłby aniołek,prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz