Jubileusz!
Walczymy dziesiąty rok.
I nie, że z wiatrakami. Może z nimi byłoby łatwiej.
Z czymś gorszym, złośliwszym, zaraźliwszym, a wrednym z nazwy jak uśmiech posła na H., co to niby słodki, a jadowity wielce był. [Na szczęście czas przeszły, bo już się do mnie z TV jadem nie śmieje.]
No gorzej przedstawić nie mogłam - oto on.
Niby ładnie.
Malowniczo nawet.
Ale. Spróbujcie to usunąć tak, żeby nie zostało nic, jak jest wszędzie? Wciśnięte, zamotane, wplątane.
Grabimy, zbieramy, wyciągamy z zakamarków.
Potem palimy nim w piecu, bo na dworze wiatr rozniesie, deszcz zmoczy, zostanie, nie wyginie.
Szrotówek kasztanowcowiaczek!
Mam i ja! Mam, i następnego roku też miała będę, bo nie sposób gnoja zwalczyć.
Zastanawiam się, podczas grabienia nad wieloma sprawami:
- Ile liści ma przeciętny kasztanowiec?
- Kiedy i przez kogo zasadzony został nasz?
- Kto będzie wygrabiał, jak nie będzie już nasz?
- O czym myślę, jak myślę, że "nie będzie już nasz"?
... Nastrój taki, jak ta fotografia.
Wypalenie z melancholią.
Ponuro, ponurszo i najponurniejszo.
I widoków na lepsze brak.
Bo jak?
Pustka.
I zgniła mgła.
A w markietach durne choinki z plastiku i chińskie ozdóbki.
Pozdravka.
A u nas miejskie starutkie kasztanowce owijają żółtą taśmą. Nie wiem z jakim środkiem, ale później oblepione są tym co gryzie Twoje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja też mam kasztanowca chyba pradziadek go sadził i nawet go lubię. Też dzielnie walczymy ze szkodnikiem, co najgorsze szrotówek potrafi zaatakować klony. Dlatego tak ważne jest wygrabianie i usuwanie liści kasztanowca jesienią, bo jak nic wiosną zaatakuje. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA dlaczego nie miałby być wasz? Coś smutkiem późnojesiennym wieje, Gaja, uszy do góry, popraw koronę i zasuwaj do przodu!:) Grabienie liści to najlepsza rozgrzewka na jesienny poranek i najfajniejsze ćwiczenie na bóle pleców - mam aktualnie zalecone, grabię sobie raz z prawej, raz z lewej strony(żeby skoliozy nie pogłebiać i równomiernie zakwasy mieć:)), codziennie i wpadłam w taki cug, że pół wioski bym najchętniej wygrabiła:) Plastikowe choinki omijam szerokim łukiem - musiałaby być cudnie zrobiona, żebym kupiła i się zachwyciła. Ale w domu na święta tylko prawdziwa! A że sypie się??? No cóż, po coś ćwiczę od jesieni to grabienie:)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się dzielnie i nie poddawaj się.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło z ulicy Kasztanowej:)
OdpowiedzUsuńDurne, oj durne te choinki i markiety som :-D
OdpowiedzUsuńPrawie wszyscy odwodzą mnie od sadzenia liściastych, bo "kto to będzie grabił?" Ale sąsiedzi dookoła mają brzozy, leszczynę, winobluszcz więc porządku i tak nie będzie bez grabienia, więc co mi tam !
Serdecznie Cię pozdrawiam!
P.S. A jak naleweczki?
A tych innych parszywe uśmiechy Ci nie przeszkadzają?
OdpowiedzUsuńPrzepiękny ogród. Pozazdrościć tylko :) A spadające liście dają się we znaki każdemu. Polecam stronę: http://www.studia-legnica.edu.pl
OdpowiedzUsuńSuper artykuł :)
OdpowiedzUsuńhej! niedługo, całkiem niedługo Święta i nowy duch w nas wstąpi :) a potem to już w zasadzie wiosna, nie ? :) jakiś czas temu gadałam z zaprzyjaźnionym dendrologiem i powiedział mi m in. że jego zdaniem walka ze szrotówkiem to dokładnie walka z wiatrakami :(
OdpowiedzUsuńUroki posiadania ogrodu :) Zapraszam do siebie: http://www.darmowekursyonline.org.pl
OdpowiedzUsuńDlatego i też między innymi nie lubię jesieni, bo trzeba grabić i grabić liście, a i tak coś zostanie :(
OdpowiedzUsuńCUDOWNY OGROD POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńjesień zawidała do nas na dobre :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.najlepsze-kominki.pl