Lubię język polski. Lubię go z jego trudną [?] ortografią i skomplikowaną [?] gramatyką. Nie mam nic wspólnego z polonistyką, po prostu go lubię. Unikam ludzi popełniających błędy w mowie i piśmie. To wyniosłam z domu i dzięki domowi za to. To przekazuję młodszemu pokoleniu i po latach udręki słyszę podziękowania, czyli trud nie poszedł na marne.
"Napisz coś, powiedz coś, a będę wiedziała, kim jesteś", ot i wszystko, nie będę się rozwodzić.
Ale, oprócz języka polskiego ogólnego, literackiego i potocznego, lubię gwary regionalne; śląską [brawa dla filmów pana Kutza], góralską, lwowską, której używał mój dziadek, i moja ukochaną gwarę wielkopolską, wśród której się wychowałam. Nie była obecna w moim domu , bo Poznań nie jest miastem rodzinnym moich rodziców, ale spróbujcie nie nasiąknąć językiem, jaki słyszy się w sąsiedztwie, na podwórku i wszędzie dookoła. Chcemy, czy nie chcemy zaczynamy przejmować słowa, cechy fonetyczne, fleksję, charakterystyczną intonację.
No więc nasiąkałam gwarą, bo wiadomo, że "skorupka" za młodu nasiąka, przy czym, od kiedy mama kategorycznie zabroniła mi milicjantów [wtedy] nazywać "szkiełami", pieniądze "bejmami", a pociąg "baną", które to nazwy uważałam za jedynie właściwe, jakaś dziecięca intuicja nakazywała mi inaczej mówić w domu, inaczej poza nim., wśród "gwarowiczów".
Żyłam sobie spokojnie w tym rozdwojeniu, aż w miarę dorastania, porzucenia wiszenia na "sztendrze" [trzepaku] głową w dół, co sprzyjało medytacjom i w miarę edukowania, dowiedziałam się tego i owego. Skończyłam z gwarą, znielubiłam ją, pozostało mi tylko to, że bezbłędnie potrafiłam wyłowić z tłumu mieszkańca Wielkopolski. Wystarczyło jedno słowo, albo tylko charakterystyczny zaśpiew.
O moim powrocie do gwary, o ponownym jej polubieniu, opowiem kiedy indziej, a że blog ogrodowy, choć nie tylko, kilka nazw roślin i okołoogrodowych określeń jakich używa się w gwarze wielkopolskiej.
"Pyrki" - oczywiście ziemniaki.
"Szabelek"- młoda zielona lu żółta fasolka w strączkach
"Redyski"- rzodkiewki
"Sznytloczek"- szczypiorek [region kaliski]
"Angryst"- agrest
"Smrodyle"- czarne porzeczki
"Korbol", "korbal"- dynia
"Kierzki", "kiechy"- krzaki
"Hyczka"- czarny bez
"Chęchy"- zarośla
"Macoszki"-bratki
"Gable"- widły
"Haczka "- motyka
Niestety, bez ilustracji, ale zapewniam, że gwarowe wygląda tak samo jak nie gwarowe.
Rozpisałam się bardzo, jednak muszę, koniecznie muszę jeszcze o jednym.
Podgrzewam więc atmosferę, a że nie mam kominka, to kominem.
Ręczę, że taki dym "dajom polskie wągle" [daje polski węgiel], podobno dobrej jakości, a nie spalany plastik. No niezły dym z tym węglem...
Kto ma ochotę [a kto nie ma, prawda?], niech się częstuje moimi ukochanymi "klemami" [cukierkami].
Albo tymi, ostatnio odkrytymi w pewnym sklepie pewnej sieci. Ta sieć w naszej gwarze to "petronelka", a "petronelka", to biedronka. I wszystko jasne.
A kto na diecie [ a kto nie na diecie, prawda?], to może tym.
Wracam do tego jednego, o czym muszę.
Muszę o małym słówku "tej". Słówkiem tym mieszkaniec Poznania i okolic zwraca się do znajomej osoby pragnąc zwrócić jej na coś uwagę. Zdanie "Tej, zobacz no jaki kejter", znaczy tyle samo co "Ty, zobacz, jaki pies".
To słowo wykorzystał i rozsławił Zenon Laskowik nadając nazwę swojemu kabaretowi "Tey".
Dlaczego "Tey", a nie "Tej", Laskowik tłumaczy tak:
" Nazwa TEY wzięła się z wymawianego po poznańsku zaimka osobowego "Ty", czyli właśnie "tej". "Y" został dodany do podkreślenia międzynarodowego charakteru tego kabaretu."
Nic dodać, nic ująć. Takie małe słówko, a międzynarodowa sława. Gwarowy był też tytuł pierwszego spektaklu "Tey-a"- "Czymu ni ma dżymu". Swoją drogą, ciekawe, kto wiedział, dlaczego "Tey" nazywał się "Tey"?
Miłego odpoczynku.
Hej!
OdpowiedzUsuńDzięki za wizytę:) Andrzej Jaroszewicz przeżył też dramat rodzinny. Bo jego rodziców zamordowano w willi w Aninie pod Warszawą.
Każdy czas ma swoich książąt...
Ja gwarę bardzo lubię. Jeśli chodzi o gwar warszawską to jest piękna książka profesora Wieczorkiewicza GWARA WARSZAWSKA WCZORAJ I DZIŚ.
Gwary wielkopolskiej nie znam. Może trochę i to od dziś i od Ciebie:)
Ciężko jest język kaszubski zrozumieć. Kłeło to rower...bene to dobrze:)
Jeździło się na Kaszuby nad morze i w okolice Kościerzyny, Kartuz...
A śląska gwara jest piękna.....
a W kKrakowie, to mi raz powiedzieli: "Vojtek wyjdź na pole...."
A tu pola nie widzę? A to po warszawsku znaczy wyjdź na dwór:)
Warszawiacy zdrobniają...Kawka, kawusia, autko...
a to narzecze prosto z Marymontu w Warszawie: "chodź no córa za róg skrzyżujem oddechy"
Czyli chodzi o całowanie się za rogiem:)
Pozdrawiam bez całoweania się za rogiem'Vojtek
Witaj. Gwara to bardzo fascynujące zjawisko. Ja wychowałam się wśród mowy śląskiej i chic biegle się nią nie posługuję to na codzień zdarza mi się urzywać zwrotów typowych dla ślązaków. Ja nawet nie zdaję sobie z tego sprawy bo to dla mnie naturalne.
OdpowiedzUsuńCiekawe było dla mnie doświadczenie spotkania, na studiach, osób z różnych regionów Polski. Nie raz siedzieliśmy i wymienialiśmy się typowymi dla naszych gwar wyrażeniami. Śmiechu było przy tym dużo.
Teraz mieszkam w Norwegii a tutaj dialekt zmienia się nawet co 10-15 km!! Czasami dwóch norwegów nie rozumie się choć mieszkają w jednym regionie. To jest dopiero misz masz
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za bardzo ciekawy post
W moich stronach dominuje gwara śląska, z tym że ja przyjezdna jestem i ciężko mi nadążyć jak zaczną mówić ( godać ):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
By nowy tydzień minął Ci miło,
OdpowiedzUsuńwędruj ku słońcu z każdą swą chwilą…
Życzę Ci, aby każdy dzień był miły.
Jeszcze tylko, niech doda Słońcu trochę siły,
by złotą koronę na swą głowę włożyło
a chmury z deszczem, hen daleko, przegoniło...
A ja mówię po małopolsku. I na pole wychodzę i będę wychodziła choćby nie wiem co. Czasem nawet nie zdaję sobie sprawy z tego że używam sformułowań typowo małopolskich. Co dziwne, bo jestem zagorzałym czytelnikiem literatury wszelkiej, ale jakoś nie potrafię z książek czerpać wiedzy o poprawnej polszczyźnie.
OdpowiedzUsuńA ja chociaż z centralnej Polski pochodzę i kilka dziesiątek lat tamże spędziłam, po 10 latach na Podkarpaciu mówię "na pole" zamiast "na dwór" i wydaje mi się to całkiem naturalne, natomiast "tyrknąć" (zadzwonić) przyswoić nie mogę. Do kremówek też się nie przyzwyczaiłam i ciągle proszę o "napoleonkę" ku wielkiemu zdziwieniu sprzedawców. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńA ja się tylko przywitam:)alez niespodzianka!przeglądam ja sobie blogi o ogrodach, patrze i co widze?Teletubisiowo!!!ale się ucieszyłam!zdjęcie to kocham i kochac będę, może kiedys pokażę to miejsce osobiście moim Dzieciokom:)Będę tutaj stałym gościem, oj będę!!:)Nie opędzisz się ode mnie:)hihi...
OdpowiedzUsuńAch, Ty tutaj o polszczyźnie a mi tak koślawo literówka wyszła:)poprawię się, przepraszam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe komentarze pod pierwszym wpisem mało związanym z ogrodnictwem. Może nie będzie jedynym i ostatnim?
OdpowiedzUsuńBodę witam, a nazwę "Teletubisiowo? kiedyś tu wyjaśnię. Na razie wiemy o niej my dwie.
JAK TO PIĘKNIE I WESOŁO
OdpowiedzUsuńGDY PRZYJACIÓŁ MA SIĘ W KOŁO
Z NIMI PIĘKNIE CZAS UPŁYWA,
NAWET GDY NAM SMUTNO BYWA,
UŚMIECHAJ SIĘ I ŻYJ, DO PRZODU IDŹ
BAW SIĘ I ŚMIEJ I WIELU PRZYJACIÓŁ MIEJ.
MILUTKO POZDRAWIAM
Już Mikołaj grzeje sanie, czego pragniesz niech się stanie.
OdpowiedzUsuńKażde z marzeń skrytych w głębi Święty Dziadek może spełnić, a gdy Mikołaj Cię ominie zrób na wieczór smutną minę bo to obowiązek Świętych by przynosić nam prezenty . Gdy pierwsza gwiazdka błyśnie na niebie Święty Mikołaj przyjdzie do Ciebie, a potem odleci i skryje go mrok lecz się nie martw - wróci za rok.