Zaglądają, podglądają.

piątek, 4 listopada 2011

Posprzatane...

Są dwie szkoły. Zostawić jesienią ogród w stanie w jakim go jesień zastała i druga, posprzątać co się da przed zimą. Pierwsza mówi, że suche kwiatostany bylin, na przykład rozchodników, wyglądać będą cudnie pokrywane kolejno szronem, potem śniegiem i tak dalej. Raz dałam się na to nabrać. Miało być pięknie, a nie było. Zimą oglądałam wcale nie cudne sterczące badyle, z rzadka wyglądające malowniczo, a na wiosnę, gdy czas na inne zajęcia, miałam z nimi mnóstwo roboty. Wyznaję drugą szkołę. Przed zimą tnę co się da, wygrabiam, czyszczę, porządkuję. Ale, UWAGA, napisałam "tnę co się da", czyli, co można, bo terminy cięcia, to jednak rzecz święta i z cięciem budlei, pięciorników, tawuł, hortensji bukietowych, przystrzyganiem bukszpanów, irg, bluszczy, iglaków, traw oraz niewymienionych z nazwy czekam do wiosny, trudno. Wygrabiam też ostrożnie, zostawiając liście pod wrażliwcami; magnolią, hortensjami, bukszpanami, rododendronami, azaliami, niektórym wręcz liści dosypując, otulając je nimi. Różanecznikom robię dodatkowo kołderki z liści dębu i sosnowego igliwia, co dodatkowo zakwasza glebę.
Okrywanie to osobny temat. Czy stosuję...? Nie, raczej nie. Może wrzosy i dwa klony palmowe, świeżo posadzone okryję. A pozostałe? Co miało wymarznąć, wymarzło, co miało odbić odbiło. Reszta niech ratuje się sama. Zimozielonym nie taki mróz straszny, jak wysuszające wiatry i słońce na przedwiośniu. Mówimy; zmarzło, a nie zmarzło, tylko uschło, więc jaszcze z konewką polatam. Tym bardziej, że pogoda cudna, ale sucho, bardzo sucho. Nam ta słoneczna jesień odpowiada, a rośliny czekają na deszcze.
Moje azalie i rododendrony po kolejnym podlewaniu wyglądaja tak.

Runianka japońska czeka. To młode tegoroczne sadzonki, ciekawe co z tego eksperymentu  wyjdzie.
Część różaneczników już przykryta igliwiem, a głębiej liście dębu. Pełen profesjonalizm!
Rozchodniki przycięte, rabata wygrabiona. Tak lubię.
Sosna niedawno przypominała beczkę, teraz podkrzesana zaczyna przypominać drzewo. To było duże cięcie.
Dąb czerwony w całej krasie.
Dom tonie w winobluszczu. Liście ułożone jak dachówki.

Mój ukochany kącik pod wierzbą czeka na wiosnę...

Kasztanowiec zrzuca liście, wszystkie musimy zebrać i spalić, żeby unieszkodliwić szrotówka. Pies, jak zwykle się leni.
Jadalna opieńka? Nie wiem. Wyrosła na martwym pniu orzecha.
Pięciornik jeszcze kwitnie.
A przycięta latem tawuła zachwyca kolorami przyrostów.
Jutro dalsza praca w ogrodzie, ale pięknie jest, nie narzekam, pozdrawiam słonecznie mimo listopada!
MIŁEGO WEEKENDU!

8 komentarzy:

  1. pięknie, ja robię to na wiosnę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również zostawiam takie prace na wiosnę. Lubię szron na zaschniętych kwiatostanach zimą. A dodatkowo takie długie pędy i kwiatostany są ochroną przeciwko mroźnym wiatrom.

    OdpowiedzUsuń
  3. moja szkoła jest taka: na ile starczy czasu przeplatane z zostawianiem jesiennego-zimowego bałaganu - jakże często malowniczego :DDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja robię porządki teraz, jest na to akurat czas, wiosną lubię mieć mniej roboty :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna jesień więc pogoda pomaga w porządkach, pięknie u Ciebie...pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Zagnić psa do roboty! Niech liście grabi! Że co? Że się nie da???
    Skąd ja to znam...:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. ale te zeschnięte części bylin chronią ich pączki, pozwalają przezimować bezkręgowcom...

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczególne wrażenie na mnie zrobił na mnie pięciornik. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń