Zaglądają, podglądają.

piątek, 28 lipca 2017

Genetyka rodzinna.

O mnie, bo to ja, było głośno.
Wprawdzie niczego nie napisałam do wiecznie smutnego pana, niczego nie dałam do przekazania panu ze starej stodoły, ale córką leśnika , jak najbardziej , jestem.
Leśnika, drzewiarza i myśliwego.
Już padają gromy... Już się sypią...
A jednak, myśliwego też.  Trwały spory, bo jak można, a On cierpliwie tłumaczył, że nie tylko można, ale trzeba.


Tak było latami, zimami, wiosnami i jesieniami - broń, lornetka, nieodłączna furażerka i w las.
Może miał rację, może nie, już nie podyskutujemy, fakt faktem, że w końcu wyszło na moje, bo kiedyś, ot tak, powiedział, że sprzedał broń. Oniemiałam.
Broń. Dryling. Najcenniejsza rzecz. Dmuchana, chuchana, polerowana z ceremoniałami znanymi tylko posiadaczom tychże. Sprzedana.
Nie pytałam dlaczego, wiedziałam, a do tematu już nie wróciliśmy.
Pozostał mi orzełek z furażerki o którego historię nie zapytałam i lornetka.


Pozostały cudowne wspomnienia.
Każde wakacje w lasach Puszczy Noteckiej.
Chyba już było, ale jeszcze raz. No więc to w tej leśniczówce, albo gdzieś obok niej wypoczywaliśmy.


Słowa agroturystyka nie znano, ale to było właśnie to. Tu zobaczyłam po raz pierwszy i zakochałam się w jamnikach szorstkowłosych. Mam, bo czy można nie kochać?


Tak spędzałam ostatnie wakacje po skończeniu zootechniki.


Już wiadomo, po kim mam geny przyrodnicze.
A komu przekazałam?



Blondynce. Maturę zrobiła w technikum ogrodniczym.
Drugiej żaden gen odpowiedzialny za cokolwiek związanego z biologią najszerzej rozumianą się nie trafił.
Nasze dialogi na temat roślin wyglądają tak:
- Roślinkę sobie kupiłam.
- Jaką?
- Fajną.
- Ale jak się nazywa?
- A, to nie wiem.
- A jak wygląda?
- No mówię, że fajna...taka zielona.

Ale wiadomo, że dziedziczy się nie tylko po rodzicach i tym to sposobem właśnie "zielone" geny powędrowały do jej starszej córki.
Zawsze ze zwierzętami. Raz z  małymi.


Raz z dużymi.




I gdyby zawód zootechnika miał jakąkolwiek przyszłość, to kto wie.
Takimi meandrami doszłam do sedna w temacie genetyki.
Moja duża satysfakcja - kolejne pokolenie w rodzinie studiować będzie w tym samym mieście, na tej samej uczelni, na kolejnym wydziale.
Kolejne pokolenie odwiedzać będzie to miejsce. Za czasów studiów mojego Taty nie było go, ale za moich i M już tak. Ile kaw, ile piw, ile przegadanych godzin. Bo czyż nie milej w takich okolicznościach przyrody, niż na salach wykładowych? No milej.


Sławna knajpka...


...działa i ma się dobrze.
Polecam lokal i powodzenia Marianno!
A w ogrodzie powiało, połamało.


Położyło, wywróciło.




Jak ogarnę, pokażę, może jeszcze zdążę pokazać lipcowy ogród. Może, bo czas gna jak pendolino. Już po Ance, a wiadomo, że po Ance wiadome ranki...
Pytanie mam takie.


Ktokolwiek wie, proszę napiszcie, odpowiedzcie - co to za trawa? Nie wiem skąd, nie wiem co, pewnie z jakiejś wyprzedaży. Trzymam w donicy, bo jak ognia boję się rozłogowców.
Boje się też własnych ogórków, których przezornie posiałam mało, ale one postanowiły plonować odwrotnie proporcjonalnie i przerażeniem napawa mnie rozrośnięta plantacja malin, która miała zostać znacznie zmniejszona, ale nie wyszło.

Pozdravka.











14 komentarzy:

  1. Coś w tym jest, aczkolwiek niekoniecznie jest to proste. Ojciec - torfoznawca po SGGW, Mama - chemik po SGGW, ja - kompletnie nieścisły, choć również po wydziale przyrodniczym (na który, z resztą, pracuję), córka - prawie chemik na politechnice. Idąc tym tropem, nie mogę doczekać się wnuków, które powinny być, takie jak ja i kompletnie odmienne od pradziadków i córki/matki :)))) PS. Przepraszam za ciekawość, ale kiedy Twój Tata nosił tego orzełka na furażerce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orzełka pamiętam od zawsze, a były to czasy, kiedy takich orzełków pokazywać się nie powinno i nie należało się z nimi afiszować. Tato był z niego dumny i miał to gdzieś.

      Usuń
  2. Nie można nie kochać jamników szorstkowłosych. Nie da się. I to niezależnie czy była to linia krótkowłosy +sznaucer czy krótkowłosy + Dandie Dinmont terier (mój był z tej linii). To są najbardziej kochane , mądre i cwane psy na świecie.I najpiękniejsze.
    Czas dziwnie szybko ucieka a lato jakieś takie dziwne w tym roku. Posusz maliny na zimę jeśli masz "nadplony"- w okresie grypowym będzie jak znalazł.
    Zdrowsze niż sok,bo bez cukru będzie. A suszone maliny można dodać do sernika- wyciągną z niego wilgoć i urozmaicą smak.
    Nie znam tej trawy.
    Jak na razie moje wnuki niczego po mnie nie odziedziczyły a zdolności manualnych zwłaszcza.
    Wyjedziemy prawdopodobnie dopiero w 3 tygodniu września.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Cwane", to najlepiej określa te cwaniaki. Wszystko rozumie, tylko czasem udaje, że jest przygłupi.
      Suszone maliny? Może spróbuję, choć u nas nikt w zasadzie tych malin, oprócz soków i nalewek, nie lubi. No a ile można pić?
      Pobądź jeszcze z nami, a potem pisz z obczyzny.

      Usuń
    2. Nie wyobrażam sobie bym mogła nie pisać z obczyzny.Pewnie będę miała jakąś przerwę, bo jak znam życie to tam operatorzy nie działają błyskawicznie.
      Miłego;)

      Usuń
  3. Niestety nie wiem, jak trawa się nazywa. Mimo że mam do nich słabość to mam problem z zapamiętaniem nazw ogólnie roślin. Bardzo piękny post. Córce gratuluję. Jesteście przepiękne. Bardzo przyjemne zdjęcia. Córka wygląda na bardzo radosną, pełną życia i dobroci kobietę.

    Pozdrawiam i życzę udanego weekendu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, o której tak ładnie piszesz? O blondynce, czy brunetce?

      Usuń
  4. Pięknie rodzinne wspomnienia. Jak bardzo nasi przodkowie odciskają swoje piętno na naszym życiu. Ile im mamy do zawdzięczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mamy dużo. Szkoda, że nie zadamy już pytań, które muszą pozostać bez odpowiedzi.

      Usuń
  5. Trawsko wygląda na trzcinnik ( spoko, nie łazi szalenie ) ale ja jestem genetycznie obciążona artyzmem ( nie wiem czy po "sanitarnym" ojcu czy "pedagogicznej" matce ) i mogłam przestrzelić z tym rozpoznaniem.
    Jamników wszelakich nie da się nie kochać, choć ta miłość czasem boli ( wiem z autopsji ). :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja też wiem. Kiedyś miałam profesjonalna hodowlę, działo się. Teraz tylko dla zabawy i przyjemności, mam nadzieję, że wzajemnej.

      Usuń
  6. Dobrze, że Ci córki pozwalają publikować ich zdjęcia ;-) Mój syn by mnie chyba....;-)
    A trawę pokaż w całości - bez części z blaszką liściowa trudno mieć pewność. To może być Mozga trzcinowata i wtedy trzymaj TYLKO w donicy. Wszelkie trzcinniki są absolutnie miejscowe, ale ta Twoja na Trzcinnika nie wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt nie wie o blogu, więc nikogo nie pytam, a zdjęcia są moje. A jednak, bardzo zaufana ogrodniczka M.M. napisała mi, że jednak trzcinnik i to piaskowy.

      Usuń