Ogród, o co nigdy bym go nie podejrzewała, dojrzewa. Zarasta, robi się dostojniejszy, spokojniejszy, majestatyczny i... mniej kolorowy. Ta kępa aksamitek stwarza dysonans, za bardzo kontrastuje, ale co tam.
Dominują odcienie zieleni i wcale nie jest nudno, bo zielenie są różne, nawet czerwone.
Ja też dojrzałam do tego, że nie wszystko musi być, nie wszystko muszę mieć. Bo nowa odmiana, bo tego nie mam, a to ładne. Niby nie szalałam, ale kusiło. Mam to za sobą. Szczególnie mam za sobą cuda na kijach, czasem kijeczkach bądź patyczkach. Może to się sprawdza w malutkich przestrzeniach, u mnie nie.
Latem [bo sierpień to już jakby nie lato] w zieleń pięknie wtapia się przydymiony błękit lawendy. Już przycięta tworzy nowe przyrosty.
Łany kolorowych floksów same przeniosły się na górny poziom, ich miejsce zajęły jałowce i berberysy. Tu i ówdzie szarość rogownicy, która kiedyś pokrywała skarpę.
Rozrosły się niepomiernie irgi. Te na tle wierzby i berberysów Julianny tworzą zieloną triadę.
Kiedyś na skarpach miałam ambicje posiadania szarotek i lewizji. Dawno mi przeszło.
Szarotki miały mieć miejsce reprezentacyjne przy schodkach. Wyparł je jałowiec, bluszcz i grab samosiejek. Cięty do bólu stworzył zieloną kępę.
Dzielnie trwają rozchodniki posadzone na samym początku ogrodowej przygody. Lawendy i one właśnie, to jedyne "kwiatki" na skarpach.
W szczelinach między kamieniami usadowiła się dąbrówka, która w masie choruje, a w miejscu wybranym przez siebie, nie.
Kamienie zarasta irga. I dobrze. Są coraz mniej widoczne.
A to jakiś nowy floksik wędrowny. Sam się przeniósł i teraz zakwitł wiosenną świeżynką.
Ogólnie skarpa, miejsce mojej katorgi w walce z chwastami na początku, stało się miejscem prawie samoobsługowym, podobnie jak rabata z iglakami.
I rabata bukszpanowa. Pozwoliłam się rozrosnąć niektórym kulom za bardzo. Za rok przytnę mocniej.
Dojrzała i przysłoniła mi widok z tarasu katalpa, która była bez szans, bo kto przesadza katalpę, w dodatku porzucając ją na kilka dni celem znalezienia miejsca.
Genialnym pomysłem było przytrzymanie jej płasko rozrośniętych korzeni [u poprzedniego właściciela rosła , tak, tak, na szambie] wielkimi płaskimi kamieniami. Pomysł autorski.
Już jej wiatr nie przechyli, nie wyrwie, kamienie zostały, poidełko doszło, bo nigdy ich za wiele. Natomiast nie wiem, czy ten bluszcz na jej pniu posadziłam słusznie.
Dojrzał, a nawet przeszedł samego siebie szpaler jaśminowców pod tarasem. Każdego roku po kwitnieniu wyszarpywałam i wycinałam pędy z resztkami kwiatów. Robota głupiego. Tego roku jaśminowce przycięte zostały wbrew sztuce, dużo krócej, sekatorem, równo z podłogą tarasu i po całości. Miesiąc temu wyglądało to koszmarnie, i proszę, znów sięga do barierki... Polecam!
Na ścianie winobluszcz też pokazuje swój wiek. Problem z przycięciem go pod rynnami pozostaje w zawieszeniu, jak on sam.
Dojrzewa również trawnik, ale co to za dojrzewanie, skoro to jedna dziesiąta wieku słynnych stuletnich angielskich trawników. Żadna.
Kolorowo jest na rabacie przed tarasem. Tu najbardziej dojrzały jest pięciornik.
I rozchodniki.
Oraz co roku wykopywane z myślą, że w końcu "to" wywalę, cynobrówki. Wykopuję, przechowuję, sadzę. M lubi. Ja też.
Przy okazji. Zwróćcie uwagę na te pelargonie. Przechowuje je pieczołowicie, z sentymentem, bo to ostatnie, jakie kupiłam na balkon mojej Mamie. Rozmnażam, żeby nie zatracić. Zrobiło się za dużo, część późnych, byle jak zrobionych sadzonek wsadziłam do gruntu. I co? Natura naturą. Te byle jakie są najzdrowsze i najpiękniej kwitną. Doniczkowe takie sobie.
W pył obraca się nasz pieniek kawowym stolikiem dawno temu będący...
Niemy świadek naszych uniesień i zachwytów nad ruiną i łanami chwastów. Nie było nic, była kawa na pieńku i nasze marzenia, i pies. Pieniek dożywa swych dni wśród wrzosów. Kurczę... wrzosy kwitną...
Dojrzałość w ogrodzie to krzywa wierzba przeniesiona dla odratowania z balkonu Mamy...
I najstarsze przedmioty...
Derenie. Pierwsze ogrodowe krzewy zasadzone z pierwszymi koncepcjami.
Mija jedenaście lat od pierwszych nasadzeń.
Nie do wiary.
A ileż wyciętych już świerków posadzonych celowo, choć z niedowierzaniem, że kiedyś będą jak znalazł na choinki. A były.
Dobrze, że ogród w dojrzewaniu nie zachowuje się jak dojrzewające dziewczynki. Nie ma fochów. Chociaż... Lipa postanowiła w tym roku uschnąć i to połowicznie. Połowa lipy żyje, połowa uschła. Taki foch.
Refleksyjnie kończę i zaraz skończę, ale jeszcze to.
Ekipa odwiedziła nas nagle i prawie niezapowiedzianie.
Kręcili wszyscy, M opowiadał o ślimakach [ było wczoraj], o werykulacji, [bądzie], a p. Maja odpoczywała.
Bloger ma za to kolejnego focha - nie powiększa niektórych zdjąć. Dojrzewa?
Pozdravka.
Gajeczko - i ja dojrzałam po 5 latach do ogrodowania. Nic na siłę, nie zgodnie z trendami, nie dla okazów, choć piękne, ale w zgodzie z matką naturą, choć ona ma dziwne zachowania i kaprysy, których do końca nie pojmuję.
OdpowiedzUsuńMasz piękny ogród, ja też mam piękny ogród (ha, ha, skromnością nie grzeszę) i porażki, a te nieuniknione, godnie znoszę, bo nawet wytrawnemu ogrodnikowi są one przypisane, amatorom zdecydowanie częściej. Nie mam wpływu na klimat, pogodę, plagi robactwa, chorób itp. Jestem pogodzona. Dojrzałam.
Pozdravka
I tak trzymajmy, cudom na kijach się nie dawajmy. Gdyby nie M, to moje trawniki, o ile byłyby, zawierałyby więcej chwastów niż trawy, na pewno. Wolę wszystko "dziksze", no ale...
UsuńKompromis :)
UsuńNasz mazurski trawnik pewnie też wyglądałby inaczej, ale za dużo ha do obrabiania. Faceci mają jakieś dziwne ambicje, jeśli chodzi o trawniki.
Ściskam
Piękny ogród :-) nie wiem co napisać, dech mi zapiera jak patrze na każde zdjęcie. 11lat? Tyle jestem z moim obecnym mężem, gdybym to wtedy rozpoczęła przygodę z drzewai, krzewami i kwiatkami. Prawda trzeba dojrzeć, i Twój ogród wygląda naprawdę zdrowo i jest dojrzały jak na swój wiek :-) hihi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję. Tak, do wszystkiego trzeba dorosnąć, szkoda, że mając 30 lat, nie myślimy o tym, by sadzić drzewa i móc je za kilkadziesiąt lat. oglądać.
UsuńJestem pełna podziwu, tyle pracy ale też efekty zniewalające! Piękny ogród!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Taka praca, choć faktycznie ciężka, daje satysfakcję.
UsuńPrzy tym zaduchu siły mnie opuściły nic mi się nie chce a olchy widok na jezioro zasłoniły panoszą się jak perz a u Ciebie,porządeczek jak na paradzie wojskowej nie wiem czemu mi się tak skojarzyło chyba te tuje i bukszpany tak dumnie stoją hi hi
OdpowiedzUsuńParada wojskowa. Może i tak. U siebie lubię porządek, bo chwila zaniedbania i nie dam rady. U innych lubię dzikość. Ma urok.
UsuńPodziwiam, że taki wielki teren ogarnęłaś swego czasu i teraz masz tak elegancko. I jakie piękne kroksomie - właśnie za mną "chodzą" od niedawna :)
OdpowiedzUsuńA Maja u Ciebie? Fiu, fiu... Super!
Teren wielki i mimo że ogarnięty, to na brak pracy nigdy nie narzekam, sama wiesz.. Cynobrówki polecam bardzo. Wdzięczne kwiecie, ale musi być sporo sadzonek, żeby był efekt. Maja u nas to odc. 549, teraz kręcili jakieś materiały do Akademii Ogrodnika.
OdpowiedzUsuńO, wiadomo, że praca w ogrodzie zawsze się znajdzie. Ale to takie fajne zajęcie przecież :) Na cynobrówki na pewno się skusze jak mi tylko gdzieś w oko wpadną. A teraz pędzę, lecę, frunę ten odcinek obejrzeć. Uściski :)
UsuńNo i obejrzałam. Gaju! Jaka śliczna ta kapliczka!
UsuńRozpadający pieniek z paprocią mi się podoba, za to cuda na kijach nie kuszą wcale. Ale nie dojrzałam jeszcze ogrodowo - ile czasu upłynie, żebym była pogodzona..?
UsuńIdę szukać w sieci Twojej "Mai..."
Odc. 449. Chyba...
Usuń