Zaglądają, podglądają.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Było, minęło.

Przedwczoraj wieczorem po raz kolejny, jak zwykle z wielką przyjemnością, obejrzałam arcydzieło kinematografii polskiej, jakim jest dla mnie film nakręcony przez pana Jerzego Antczaka na podstawie tej powieści.
To perełka na moich półkach. Po pierwsze pamiątka z domu rodzinnego, gdzie nie zawsze były pieniądze na czekoladę, ale zawsze na uzupełnienie biblioteki,  po drugie ukochana książka. Zaczytana, pachnąca... no nie wiem czym, ale pachnie. Może zetlałym papierem, może wspomnieniami?
Popatrzcie proszę, na rok wydania.
Na ilustrację na okładce. Przaśną i biedną jak czasy w których powstała.
A tu Barbara z bliska. Z sekatorem, w ogrodzie. Zamieszczam, jako że blog głównie o ogrodach, więc akcent jest.
I jeszcze spójrzcie na sposób drukowania. Pamiętam zdziwienie gdy to zobaczyłam, ale czyta się dobrze i wygodnie.
Wracam do filmu. Role głównych bohaterów i wszystkich pozostałych aktorów genialne. Sposób pokazania tamtej rzeczywistości wierny, piękny i wzruszający. A przecież to tylko czyjeś noce i dni. Czy ktoś jeszcze potrafi zrobić TAKI film?
Jednak nie byłoby filmu bez powieści.
I znów pytanie. Czy ktoś jeszcze potrafi TAK pisać o codzienności, o zwykłych nocach i dniach?
Pomyślcie, oba dzieła powstały w strasznych, siermiężnych czasach. A dziś?

Postać autorki i miejsca, w których bywała; wsie, miasto i miasteczko opisane w powieści pod mocno, albo nieco tylko zmienionymi nazwami, lub których nazwy pozostawiła bez zmian, są mi niezmiernie bliskie. Przez  kilkanaście lat mieszkałam tuż obok Serbinowa, Kalińca, Kurzy. Jeździłam tamtymi drogami, chodziłam tamtymi polami, Szymszela wypatrywałam i zostawiłam w tych okolicach wiele moich nocy i dni.
Jest w powieści wstrząsający moment, kiedy Barbara zastanawia się, po co to wszystko. Po co my się tak troszczymy, staramy, tak zabiegamy,  przejmujemy, skoro nasza rzeczywistość minie i rozpadnie się w pył. Wielokrotnie przypomina mi się ta scena, a dziś wróciłam do niej, gdy pod wpływem filmu obejrzałam sobie zrobione latem zdjęcia. Kiedy pojechałam zobaczyć, jak wygląda dziś miejsce tamtych moich nocy i dni.    
Popatrzcie, co zobaczyłam i czy Barbara nie miała racji?
Ktoś kiedyś zbudował ten piękny pałac, ktoś założył park. Kolejni "właściciele", mimo że byli tylko właścicielami w cudzysłowie, dbali o obiekt i o piękny starodrzew w parku, a potem...
Ten taras i schody zachwycały mnie zawsze, więc jeszcze raz. Aż boli.
Tył  budowli w stanie znacznie gorszym, tabliczka ostrzega, że przechodzenie zagraża oberwaniem tynków i balkonu. Zadziwiające dla mnie jest to, że pałacyk zamienił się w ruinę, kiedy przywrócono prawo własności spadkobiercom dawnych właścicieli.
Ciekawe, czy za jakiś czas podzieli losu tego pałacu?
I byłoby piękne, gdyby nie było takie smutne.
Całe szczęście, że uratowano i ocalono od zapomnienia dwór w Russowie, czyli powieściowym Serbinowie. Jest tam muzeum Marii Dąbrowskiej, a obok skansen wsi wielkopolskiej. Obiekt ładny, zadbany, wart zwiedzenia. 
Na koniec wrócę do postu poprzedniego. Niby coś tam osiągnęłam, ale nie za wiele. Mała burza w szklance wody. W dodatku kila osób poczuło się dotkniętych, czy urażonych, za co serdecznie przepraszam. Tylko Aneta odczytała właściwie moje intencje. Może dzisiejszy wpis, jako kontynuacja poprzedniego, przybliży to, "co autor miał na myśli"? Oby.
Pozdrawiam prawdziwie zimowo, biało i gorąco.

15 komentarzy:

  1. Witam cieplutko Szczęśliwy każdy nowy dzień, Gdy z życiem idzie w parze. Cieszmy się jego każdą chwilą Nie patrzmy co da w darze. Uśmiech rozdawać od rana I kochać wszystko co żyje, W ludziach poszukać dobroci Bo w każdym ona się kryje... WSPANIAŁEGO I RADOSNEGO DNIA

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim rodzinnym domu też jest kilka takich perełek jak twoje "Noce i dnie". Najstarsza chyba jest "Lilia Weneda" - jeszcze przedwojenna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie film "Noce i dnie" kojarzy się głównie z moim Tatą, który, nie cierpiąc Jadwigi Barańskiej, za każdym razem gdy pojawiała się na ekranie wykrzykiwał "Szkarastwo!". A moja mama kochała się wtedy w Karolu Strasburgerze, dzięki czemu pamiętam jeszcze tę piękną scenę z nenufarami... Ale "dzięki" tacie, zawsze odrzucało mnie od tej książki. Kiedyś ją w końcu przeczytałam i podobała mi się, ale się tacie nie przyznałam... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój Tato nie był odosobniony. Ja, wstyd się przyznać, też kiedyś nie trawiłam Barańskiej. Później zobaczyłam, jaką jest piękną kobietą.

      Usuń
  4. Noce i Dnie to moja coroczna na równi z Rodziną Whietoków lektura.I obowiązkowo film.Na szczęście mam na kasecie i mogę oglądać jak mam złe dni a czytać do poduszki żeby mieć lepsze sny.Uwielbiam ta książkę,uwielbiam film.Tamte czasy ,tamte dworki ,wnętrza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, również uwielbiam wracać do starych książek :) Mają duszę. Pałacyk zapewne kiedyś byś bardzo piękny - jak ustrój oraz ludzie potrafią niszczyć piękno. W mojej okolicy jest również piękny pałacyk - tzn, był - dopóki nie zrobiono w nim PGR -u !!! Tragedia :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Zawsze wolałam książkę, niż film. Mimo wszystko. Bo czytając mogę puścić wodze wyobraźni. Tak samo mam z " Nad Niemnem" Orzeszkowej. Czytałam ze 20 razy, jak nie więcej. Film też oglądałam nie raz, ale co książka, to książka:-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Noce i dnie tych dworków już nigdy nie wrócą, nawet po restauracji. Te siedziby tworzyły cały mikroświat związany nie tylko z budynkami, ale gospodarką i kulturą. Żal bardzo.
    Książkę uwielbiam i - co wyjątkowe - film również. Zazwyczaj ekranizacji książkowych nie trawię i nie próbuję już nawet oglądać tych, które powstają teraz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Już wczoraj chciałam dodać komentarz, ale ..nie mogłam...więc uparcie dzisiaj próbuję ... Noce i dnie, to jedna z moich ukochanych powieści i filmów, mogę czytać i oglądać bez konca,podobnie, jak Nad Niemnem Orzeszkowej, to juz tyle lat a mi ciągle mało:)
    Kiedy widzę takie zdjęcia, jak tego pięknego pałacu, serce płacze.Tyle już pięknych perełek polskiej historii i kultury, umierało cichutko mając w pamięci czasy swojej świetności, kiedy rozbrzmiewały w nich głosy pokoleń....Umiera nadal! Przykre te "zawirowania" historii i systemu, żeby nie nazwać dosadniej i nie powiedzieć Głupie! nawet nie staram się zrozumieć, dla mnie to ni dopuszczalne!

    Pozdrawiam ciepło i przepraszam, bo chyba mnie trochę ..."poniosło" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię ten film, powieść trochę mniej, ale może dlatego, że musiałam ją czytać nie po kolei - w bibliotece zawsze brak było a to początku, a to środka, a to końca (wydanie liczyło w sumie 5 czy 6 tomów). A dewastacja i niszczenie starych dworków/pałacyków to jedna z moich bolączek: najpierw PGR-y, teraz pozostawione samym sobie :( Ech...
      Co zaś do poprzedniego postu, to rozumiem Cie doskonale: ja od około roku buszuje po różnych wnętrzarsko-hendmejdowych blogach i mogę z pewnym wstydem się przyznać, że jestem ich ofiarą poniekąd. Nabawiłam sie sporych kompleksów: ani nie gotuję zbyt dobrze, ani nie szyję, nic nie potrafię zrobić ani z papieru, ani np. ze starego mebla. A przede wszystkim: nie mam na to czasu. A te kobitki mają jeszcze małe dzieci! I są z nimi w domu często! Niektóre pracują na etat, niektóre - na swoim. No nie można się załamać? Dopiero niedawno zrozumiałam, że to są żony bogatych, tj. mających dobrze płatną pracę mężów, i wcale nie wiadomo, czy ktoś im np. w opiece nad dziećmi nie pomaga - mam, babcia, koleżanka, niańka, żłobek/przedszkole. I że 90% tych blogów to kreacja. Bo ja mam 2 dzieci, pracuję na zlecenia (muszę, ale i chcę) - raz więcej, raz mniej, nie jest to regularny zarobek, jak wiadomo, i naprawdę poza pracą i dziećmi nie mam czasu często nawet porządnego obiadu ugotować, nie mówiąc o przetworach, szyciu itp. Nie mam możliwości płatnej opieki dla dzieci, i prawdę mówiąc nie chciałabym, a ani Teściowie, ani Rodzice nie bardzo chcą i nadają się do pomocy przy dzieciach, gdy mam pilne zlecenie, więc jesteśmy z mężem zdani prawie wyłącznie na siebie. Więc albo te blogowiczki nie mówią prawdy, albo są to jakieś... robokopy. I to użalanie się, że nie mam kasy - ale kubeczek czy filiżanka np. Green Gate za 40 czy 60 zł na porządku dziennym, na bieżąco latanie (i kupowanie) po T_Maxah, Ikeach itp., wakacje zagranicą, podróże... Oczywiście, zazdrość też przez mnie przemawia, przyznaję się bez bicia. Tylko ten fałsz i nachalny lans mnie razi jednak. Cóż, Internet..., i każdy może być tym, kim chce. I czasem myślę sobie, że te kobitki muszą być jednak jakieś chyba nie do końca spełnione, skoro zniżają się do kreowania rzeczywistości, żeby zyskać jakąś popularność i poklask. Choć np. rękodzielniczki biżuteryjki, scrappki, dekupażystki, robótkowiczki, ceramiczki podziwiam.
      Anemari

      Usuń
    2. No, nie wiemy , jak to jest, wszystko zależy od punktu widzenia, siedzenia...

      Usuń
  9. Ja też jestem wielką fanką "Nocy i Dni", uwielbiam oglądac ten film, i nigdy mi się nie nudzi... :)

    W mojej okolicy zrównano z ziemią przepiękny dworek , ZABYTEK ! dziś śladu po nim nie ma...
    Pojęcia nie mam kto podejmuje decyzję w takich sprawach i czym się kieruje...to sa po prostu kpiny i jeden wielki cyrk... dla porównania historia moich rodziców, którzy mieszkają w kamienicy z 1938roku...Zadna piękność, wybudowano tuż przed wojną dla pracowników kolei.W zasadzie można by powiedzieć ,że koszmarek...na dodatek sypie się , tynki poodpadały, cegły murszeją... w mieszkaniach zimno, straty ciepła ogromne i tym samym koszty ogrzewania wielkie...wspólnota wystąpiła o pozwolenie na docieplenie budynku , i ogólny remont elewacji.. i co?? nie otrzymano pozwolenia , bo budynek jest wpisany do rejestru zabytków...tym torem myślenia ma dalej niszczeć i się rozpadać....
    ech, Polska to piekny kraj.... ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Gaju! Już kiedyś szukając blogów ogrodowych trafiłam do Ciebie, ale dziś postanowiłam się odezwać, kiedy przeczytałam ten post. "Noce i dnie" to jedna z moich ulubionych, ponadczasowych powieści - opowieści o życiu kobiety. Drugą jest "Krystyna córka Lavransa" Sigrid Undset (Maria Dąbrowska zresztą bardzo "Krystynę" ceniła). Te powieści pokazują, że zmieniają się epoki i kostiumy, ale sedno życia kobiety pozostaje to samo, od setek lat, a właściwie od zawsze. Cieszę się, że nie jestem jedyną osobą, która czyta takie starocie. Film też zawsze oglądam ilekroć telewizja go powtarza.

    Szkoda starych dworków, w ogóle szkoda tego naszego materialnego dziedzictwa kulturowego, z którym obchodzimy się tak niefrasobliwie. Mnie się serce kraje na widok starych wiejskich chałup obijanych plastikiem lub styropianem, z plastikowymi oknami...

    Pozwolę sobie jeszcze odnieść się do Twojego poprzedniego wpisu. Jestem kobietą uwijającą się po ogrodzie z kosiarką, łopatą i widłami, a czasem nawet kilofem, po domu biegam z wiertarką, szlifierką oscylacyjną i młotkiem, o farbach, pędzlach i wałkach nie wspominając. Ale czasem zrobię sobie też pastelowo przecierany słodki stolik, kwiatowy naszyjnik albo inną bzdurkę :) Oprócz tego nałogowo myślę, czytam i zastanawiam się. Tylko paznokci nie mam kiedy pomalować ;) A blogi... są te o sprawach poważnych i te o mniej poważnych. Ja swój piszę po to, żeby szukać jasnych stron życia. Ale poduś nie posiadam, wolę poduszki ;)

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie:
    http://tarnina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Krystynie", mojej ukochanej już wspominałam, kilka postów wstecz. dobrze, że nie jesteśmy same w starociach. Narzędzia o jakich piszesz, to moja codzienność, ale wiertarą mi zaimponowałaś!

      Usuń
  11. Z niszczeniem pałaców i dworów przez PGR-y jest bardzo dużo nieprawdy i stereotypowego myślenia. Ja znam bardzo wiele przykładów restaurowania takich obiektów właśnie przez PGR-y i to pod kontrolą konserwatorów zabytków. Przynajmniej w Wielkopolsce tak było. Natomiast teraz, często po przejęciu ich w ręce prywatne, popadają w kompletną ruinę.

    OdpowiedzUsuń