Ale zanim o wrzosach, to o coraz częściej pomijanej, zapominanej dacie - pierwszego września 1939. Nie będę nudzić, króciutko, chcę Wam coś pokazać. Chłopca, który mógłby być jednym z przyjaciół filmowych bohaterów z "Jutro idziemy do kina". Jak oni zdał w 1938 roku maturę, jak oni był młody, piękny i radosny, z ufnością patrzący w życie. I jak oni tamtego pierwszego września poszedł na wojnę.
To mój Tato. Jeszcze usmiechnięty, bo to dopiero Szkoła Podchorążych, a po niej studia. Tak myślał, takie miał plany.
Na studia poszedł dopiero po strasznych sześciu latach, ale wtedy o tym nie wiedział. Nie wiedział o czekającej Go strasznej bitwie pod Tarnawatką. Nie wiedział, że powiedzie się brawurowa nocna ucieczka z niemieckiej niewoli, o latach okupacji, o operacjach wojskowych i walkach w szeregach Drugiej Armii do końca, do ósmego maja 1945 roku. Niczego nie wiedział, a światowa polityka pisała scenariusz życia tego młodego chłopaka.
Wiele takich wojennych losów opisanych jest w tej książce.
Tato był jednym z nich, chłopcem z lasu.
A teraz wracam do wrzosów.
Kilka obrazków z mojego wrzosowego kątka. Może brak podstaw, żeby kątek nazywać już wrzosowiskiem, ale podstawy stanowiskowe ma - piach zmieszany z kwaśnym torfem i słoneczna wystawa. Rośliny wrzosowisk to lubią. Poza tym dwie zasady obowiązują zawsze; nie kupuję wrzosów w marketach, bo są raczej są jednorazowe i podlewam rano. Tak mi podpowiedziano, to przetestowałam i tego się trzymam, a wrzosy, golterie i inne wrzosowiskowe mają się świetnie.
Wiele w ogrodzie jest "moje", ale trawnik należy do M. Efekty spektakularne, ale czegoż On dla trawników nie robi; karmi, poi, czesze, strzyże, chucha i dmucha, no i ma. Mam i ja! Przy okazji, bo na aż takim dywanie mi nie zależało.
Ja zamiast uganiać się z kosiarką, albo wozić ciągniczkiem koszącym, a mulczującym, wolę chwile z kawą i książką tu, w moim miejscu pod wierzbą. Nawet bez kawy i książki jest tu co robić. Można bez końca wgapiać się w TO. Dacie wiarę, że wczoraj na TYM zobaczyłam klucz dzikich gęsi? Aparatu oczywiście nie miałam. Pocieszam się, że dopiero ćwiczą, obgęgują trasę i miejsca postoju na pikniki w drodze.
A skoro o książkach zaczęłam. Zbieram zapasy lektur na jesień i zimę. Dostałam już autobiografię Głowackiego za 6 zł plus koszt przesyłki. Jasne, że z Allegro.
Pozdravka.
Witaj Gaja!masz piękne wspomnienia o swoim ojcu,wrzosy tez nadają piękno Twojego bloga nie wspomnę o całym ślicznym ogrodzie jest co
OdpowiedzUsuńpodziwiać po prostu ładnie zapraszam na moje blogi
nie są tak piękne jak TWOJE ale będę się starała miłej niedzieli
Wspomnienia tak jak ogród trzeba pielęgnować.A trawnik śliczny,gratulacje dla M!Mój niestety nie jest tak dopieszczony :)
OdpowiedzUsuńMojemu tacie wojna też bardzo namieszała w życiorysie zwłaszcza w kwestii edukacji.Teraz dałam mu zadanie ,żeby spisał to wszystko bo pamięć bywa ulotna a warto ,żeby kolejne pokolenia miały świadomość jak to bywało. Wrzosowisko godne tej nazwy a trawnik to mucha nie siada po prostu.
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia, tak jak Twoje wrzosy. Kupiłam też, nie w markecie mimo, że były tańsze. Uwielbiam je. Mimo,iż zmieniłam podłoże troszkę się martwię, bo ziemia moja to właściwie glina.
OdpowiedzUsuńPiękną kartę zapisał w dziejach twój tata. Wojna siedzi w jakiś sposób w każdym z nas, nawet w pokoleniach, które nie maja o niej większego pojęcia. Pozdrawiam, wrzosy piękne aczkolwiek trochę nostalgiczne.
OdpowiedzUsuńWzruszająca opowieść o Tacie.
OdpowiedzUsuńA wszystko co dotyczy ogrodu jak zawsze wypielęgnowane.
Pozdrawiam serdecznie
Wzruszające wspomnienia, okropne scenariusze pisał wojenny i powojenny czas, mój teść w wieku 17 lat trafił do więzienia bezpieki, nigdy nie chciał opowiadać o tym; napawam oczy Twoim ogrodem, zakątkami jego urokliwymi, to ogrom pracy; kto nie posiada kawałka ziemi, nie zdaje sobie sprawy, że to samo tak się nie zrobi; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDZIS WSIADAM NA ROWER I JADĘ NA RYNECZEK PO WRZOSY:)))...TWOJE SA CUDNE:)))))
OdpowiedzUsuńMój tata też walczył w Kampanii Wrześniowej i wojna zmieniła jego plany życiowe, najważniejsze, że przeżył choć czasami jego życie wisiało na włosku. Takie czasy.Pięknie w Twoim ogrodzie, cudne wrzosy, ja jeszcze nie mam, u mnie nadal lato a wrzosy przypominają o nadchodzącej jesieni....pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńGaju, dobrze, że wspominasz Tatę. Trudne, ale piękne jest takie życie. Powinniśmy wszyscy pamiętać i doceniać czas w którym żyjemy, zwłaszcza kiedy kwitną wrzosy:)
OdpowiedzUsuńGajo, ogród masz cudownie piękny, a kwitnące wrzosy zwiastują nadchodzącą jesień.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze wspominasz Gaju. Ja z moimi rodzicami i dziećmi też wspominamy tamte chwile przy wszystkich ważkich historycznych datach. A wrzosy kocham i mam w Zacisznym Ogrodzie swoje małe wrzosowisko, które właśnie wczoraj obfotografowałam. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuńMarzy mi się morze wrzosów! Ale muszę najpierw przygotować podłoże.
OdpowiedzUsuńWspomnienia piękne, ale i bolesne.. mamy to szczęście żyć w czasach gdzie wojna nie zabiera nam dzieciństwa, młodości, radości...
ściskam Cię mocno Gaju!
Ten ogród zawsze mnie zachwyca, piękne wrzosy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDonoszę o nominacji :)
OdpowiedzUsuńhttp://ja-kama-mama.blogspot.com/2012/09/nominacje-versatile-blogger-award.html
masz tak wspaniały ogród ,że patrząc na niego wierzę że moje marzenia się kiedyś spełnią . Donoszę również o mojej nominacji :)
OdpowiedzUsuńPięknie wspomniałaś o swoim ojcu :)
OdpowiedzUsuńWrzosy, czyli te kwitnące na jesień, nigdy nie mogę ich odróżnić :) Wczoraj posadziłam kilka i nie wiem, czy nie zostawiłam im za małej odległości od siebie. Poza tym wymieszałam ziemię do iglaków z taką zwyczajną ziemią, zobaczymy czy się przyjmą. Nie wiedziałam, żeby ich wieczorem nie podlewać tylko rano. Warto zapamiętać. Gdzieś u funkiach, czyli hostach czytałam, żeby też rano podlewać a nie wieczorem, ze względu na ślimaki.