Zaglądają, podglądają.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Sierpniowe westchnienia.

Czemu tak? Bo aż się je czuje w powietrzu. W innym świetle, w innych zapachach... koniec sierpnia, koniec lata... Westchnienia.
Wszystko szarzeje w upale.
 Przedjesienna nostalgia snuje się w powietrzu. Gdyby padało byłyby mgiełki.
Schną trawy. Już?
Rozkwitają wrzosy. Wrzesień, cóż.

Rosną grzyby.
Sąsiad kopie ziemniaki...
Ale. Jeszcze w zielone gramy.
Jeszcze kwitnie to i owo.
Głównie na różowo. Rozchodniki się rozszalały.
Dwa lata nękane dziwną chorobą ozdrowiały i są. Moje myślenie, że "jak nie da rady, to trudno, zginie" sprawdziło się. Dało radę, nie zginęło. Raj dla rojów motyli sam się uratował. Wierzę w równowagę w przyrodzie.
Skoszone łąki za ogrodem nie są tak malownicze jak bywają na pewnym blogu. Wzdychają sierpniowo do deszczu, króluje krwawnik.
Nawet zdjęcia ścięte upałem.
Jesteśmy po ostatniej wertykulacji.
Odpoczywamy.
Tu, za "pierwszym" ogrodem, za bramką, jest "drugi" ogród, który powstaje wolno i z oporami.
Co ja zrobię z tymi winogronami?
W nim są dwie wierzby. Przyjaciółki w upalne dni.
W pobliżu warzywnika warto mieć takie schronienie. Świetnie obrabia się tu wstępnie ogrodowe plony.
Miejsce pod druga wierzbą służy tylko i wyłącznie kontemplacji, bezmyślności i gapieniu się w dal.
Żywopłocik z cisów wygląda idiotycznie w swej małości, ale poczekajmy. Cis rośnie wolno.
Wszędzie snują się ogrodowe węże. Stale coś podlewamy i stale jest sucho.
Modlitwy o deszcz pozostają niewysłuchane.
Dom spowity winobluszczem, co NAPRAWDĘ się sprawdza. W pokojach, gdzie ściany zewnętrzne pokrywa pnącze jest NAPRAWDĘ chłodniej. Chroni przed upałem, jest malowniczo i pięknie. Ale ma też przeciwników. Że pająki. Nieprawda, nie zauważyłam większej ilości. Że liście. Ano, ma, jak najbardziej, ale jakie cudne.
Błogosławimy pomysł założenia rolet zewnętrznych!
Oleandry na tle nieba. Cudne. Ten rok, to ich pogoda.
I tak właśnie mija sierpień.
I KONIEC!.
Porzuconych rolek.
Dodatkowych psów na wakacjach.
Obrażonego domowego.
Koniec zgubionych sandałków.
Koniec okupacji mojego lapka.
Koniec pomocy w ogrodzie - skosiłam!
Ale jeszcze sobie strzelę.
KONIEC wakacji!
Teraz sobie odpocznę!
Pozdravka.



poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nieobliczalność aury i drogowców.

Wpływ nieobliczalności letniej aury 2015 na ogrody i ogrodników. Mógłby być temat? Mógłby. Na pracę jakąś wielce naukową.
Plan pracy w skrócie:
1. Roślinność wszelka wyschła.
2. Ogrodnicy dostają szału.
3. Rachunki za wodę rosną, rosną, rosną... [znak nieskończoności].
4. Spadł deszcz. Za późno.
W tekście poruszyłabym,co następuje.
Dobrze czują się oleandry, pod warunkiem, że bez przerwy je nawadniamy.
Wtedy się odwdzięczają a nawet wdzięczą.
Zupełnie nie przeszkadza to kolczakom.
Podlewane są w ramach mojej wielkiej łaski. Wtedy robię im porę deszczową i znowu nie podlewam, a one rosną.
I rosną.
Mniejsza z powyższym, bo niby wiadomo, bo przewidywalne. Mnie zastanawia co innego. Mianowicie. NIE MA SZROTÓWKA!

Jesienią wygrabiamy, palimy zarazę, ale robimy to od 10 lat i co roku o tej porze szrotówek już był, bo i tak przetrwał w niewygrabionym, ukrytym, zwianym. A latoś nie ma. Upał mu zaszkodził? Jeśli tak, to jedyny z niego pożytek.
Tu pomyślało mi się o głupocie tego, co piszę, bo zapeszam i zaraz się okaże, że szrotówkowi upał nie straszny i liście mi na kasztanowcu od głupiego pisania zbrązowieją.
Ale już napisane, nie wycinam, zobaczymy.
A jak Wasze kasztanowce osobiste lub okoliczne?
Pierwszy raz widzę poparzoną słońcem kannę.
Bo to, to już ewidentny efekt braku wody.
Ożyje tawuła?
Nie mogę podlać wszystkiego, ale maliny podlewam, to mam.
Tu też nalewam.
A poza tym, pewnego razu...
Na naszej drodze, na drodze do nikąd, a "nikąd" kończy się na stojącym w głębi samochodzie, pojawiły się maszyny.
 Nawieziono podkładu, ubito.


Wylano asfalt.
Przejechał walec i, jak to walec, wyrównał.
Tak to do mojej części wsi wkroczyło nowe.
Zalety nowego, to mniej kurzu, a wady, to mniej romantyzmu. Bo te pobocza zachwaszczone, szczawiem gęste, kaniami jesienią obfite...
Zanim nowe stał się ciałem, odbyła się cicha, spokojna, ale skuteczna, na razie, walka.
Rozmowa z kierownikiem budowy na temat "co z wierzbami?" Co z naszym przydrożnym kasztanowcem, co z brzozą?
Pierwsza wersja - wyciąć trzeba, bo rowy.
Cooo!!!
Chciałbym rozmawiać z inspektorem nadzoru, M już się gotował, ale nerwy na wodzy.
To ja, odpowiedział kierownik.
Cooo!!!
M uświadamia kierownika i inspektora "dwa w jednym", że to niedopuszczalne, o czym "dwa w jednym" doskonale wie.
Pyta o wszelkie pozwolenia na wycinkę, ściąga zastępcę burmistrza, robi się gęsta atmosfera.
"Dwa w jednym" wyczuwa duże problemy, spuszcza z tonu, pewnie po cichu klnie, burmistrz wije się, ale ugodowo.
Odbywa się rozmowa, z której wynika, że rowy można przesunąć, drzewa mogą pozostać.
A co na to projektant?  Skoryguje.
Kto???
Podejrzewamy, że nie ma żadnego projektu, ani projektanta.
Sołtys odkrywa, że mają zamiar wylać asfalt bez koniecznej warstwy podsypki. Alarm.
Znalazł się następny mądry i miesza.
Znajduje się "zapomniana"podsypka, sypią, ciekawe, gdzie by się podziała, gdyby nie upierdliwość niektórych.
M gada stale z "dwa w jednym" nabierając przekonanie, że to już "trzy w jednym". Wspólnie ustalają linie rowów, miejsca przepustów.
Co będzie dalej, zobaczymy. Kopią rowy pod projekt sołtysa i M.
Taki rów wykopali przed naszym domem. Może nie zaleje piwnic?
Co tu posadzić, jak zagospodarować?
Budowa naszej drogi jest chyba odbiciem poważniejszych inwestycji, gdzie przewałka goni przewałkę, gdzie nikt za nic nie odpowiada, bo wtedy nie ma żadnej odpowiedzialności za nic, wszystko się rozmywa. Mało to już kruszywa z budowy autostrad rozpłynęło się w nicości?
Ot, Polska w pigułce za naszymi oknami.
Jakaś inna niż ta z ostatnich defilad i mszy.
Prawdziwsza.
Pozdravka.





sobota, 8 sierpnia 2015

Kanikuła.

Tytułem wstępu.
Fajne słowo "kanikuła". Słońce w gwiazdozbiorze Psa. Od 22.06 do 23. 08. Lubię wiedzieć co słowo znaczy.
TO słowo znaczy UPAŁ. W tym roku ma tylko jedno, TO właśnie znaczenie. Choć ma kilka.
Nie padało, nie pada, w/g prognoz padać nie będzie. Wiatr, słońce, 37 stopni.
Więdnie, mdleje, słania się i "nie ma, nie ma wody na pustyni".
Brzozy z wyglądu jakby wczesny październik. Zżółkły w ciągu trzech dni.
Młode, jeszcze w osłonkach, choć podlewane, też zaczynają się wyzłacać. Nie wytrzymują.
Schną pęcherznice
Schnie aronia o owocach wielkości szpilkowych główek. Nalewkaaaa!!! Jak z tego zrobić nalewkę?
Wierzby sypią liśćmi, a aparat więdnie z upału, jakieś zasuszone zdjęcia robi. Pies zażarł zająca. Może też z upału?
A woda płynie, płynie...
I nie daje rady.
Staramy się utrzymać trawnik i kilka wybranych miejsc w jako takiej kondycji, więc zawsze w pogotowiu bateria konew i konewek. Zwarta i gotowa, wody pełna.
Gdybym kilka dokupiła, byłoby niebanalne obrzeże rabatki.
Wybrane miejsca, stale nawadniane, to te z hortensjami,

... i rabata przed tarasem.

Nasiałam się lobelii, nadbałam, jakże zmarnować?
I żeniszki z siewu, i surfinie. Tak, surfinie z siewu. Idiotyzm, wiem,że idiotyzm,
ale spróbowałam. Szału brak, powtórek nie będzie.

I pierwsze  moje dalie. W niebywałym kolorze. A może w bywałym, tylko nie wiem?

Wstaję wcześnie, krzątam się, dłubię drobiazgi.
Żeby wierzba, której prawie nie ma, jednak istniała.
Bo to wierzba od Mamy...
To umajam, jak mogę.
A potem zaczyna się upał i "ani rączką, ani nóżką".[Kto wie skąd to?]
Wtedy tu. Kawa, książka, nicnieróbstwo, lenistwo, cienia szukanie przez przesiadanie.
Gapienie się. Podziwianie. Jak dąb, co był wielką nędzą, zmienia się w piękny ogrodowy parasol.
Rozmyślanie o niczym i o tym, że nigdy nie chrzęściło pod stopami. A z suchości chrzęści
Ptaków pojenie.
Byle przetrwać do wieczora.

Tak upływa kanikuła. Jak pisałam, skończy się 28.08.
Mogłabym jeszcze o wentylatorze, o dzbanach z miętą, meliską,  kompotem malinowym [ maliny podlewamy] i mrożonej kawie, ale po co? Symbole tegorocznej kanikuły każdy zna. Choć podobno miejscami padało...
Dla ciekawych:
Od słowa "Canis" pochodzi też nazwa pewnego zakonu. Dominikanie. Psy Boga... Brzmi strasznie.
Tak było wczoraj, dziś ma być jeszcze cieplej.
Wytrwajcie!
Pozdravka.