Zaglądają, podglądają.

środa, 30 marca 2016

Refleksje po.

Jakżesz miało być cudnie pogodowo.
Nie było. "Piździ i gwiździ", to łagodne określenie.
Bez spięcia i zadęcia, za to z zającem w rzeżusze i zielonym szczypiorem, z salwami śmiechu przyprawionego malinową - więc zdrową - naleweczką, minął dzień świąteczny pierwszy, rodzinny.
Zaczęło się od tego, że siostra postanowiła skorzystać z przebłysków słońca.

- Posiedzę w kocu na tarasie, muszę sobie doświetlić szyszynkę i tę..., tę..., no, jak ona...?  Ta druga?
- Co?
- A, już wiem! PRZYLASZCZKA! Tak, przylaszczka! Przylaszczka mózgowa... ?
- Matko kochana, przysadkę z przylaszczką pomylić?
- No bo ty tylko o ogrodzie, o kwiatkach.

No tak.
Tak było przed malinówką, a potem poooszło, bo podkład był dobry.

Dzień drugi, po śniadaniu, po odjeździe ostatniego gościa, był już tylko mój i ogrodu.
Czasem gorszę tubylców działaniami ogrodniczymi w niedzielę, ale w święto nie ryzykowałam. Tylko spacer. No, czasem małe grabeczki w ostępach gdzie wzrok tubylczy nie sięga, bo jakoś nie umiem bezczynnie.
Wiosna nieśmiało, powoli, ale jednak zaczyna się.
Rosa się stara.


Krokusy jak najbardziej.



Smutniaczek samotny pod brzozą też.


Zaczyna błękitnieć ułudka. To w zastępstwie niezapominajek, których zapominam wysiać.


Ułudkę polecam bardzo. Nie dość, że robi za niezapominajki, to nie wymaga pamiętania o siewie, bo to bylinka jest i pięknie się rozprzestrzenia dywanikiem.

Tak sobie chodziłam, tu spojrzałam, tu grabnęłam i zrobiło mi się bardzo refleksyjnie.
Ta maska, do dziś nie wiem, czy góral, czy Indianin, to prezent sprzed wielu lat od przyjaciela rodziców. Zabrałam, powiesiłam. Plastykowa doniczka z prawej, a nienawidzę plastykowych, jest doniczką  roboczą, żeby nie było.


Ta wierzba... tyle o niej było, a tu kolejna wiosna.


Ławeczka pod złotym parasolem. Później się zazieleni i zacieni, a małe ciski może wreszcie podrosną..


Trawy [ miskanty ] przycinamy sekatorem spalinowym, inaczej już nie można, a po wykopaniu, ciężko idzie, dzielimy siekierą. Polecam, sama wyczytałam. Teraz wygląda paskudnie, ale jak ruszą!


Warzywnik w trakcie kopania. Wiem, źle, ale nie zdążyłam jesienią. Siłownia po zimie w sam raz.


Chodzę sobie, chodzę i nagle... ten dźwięk! Traktorek zawarkotał wiosennie.
M nie wytrzymał, skosił. Pół godzinki, skoszone, wyrównane, paseczki, kółeczka. A podobno dopiero, gdy kwitną forsycje.


Wspomnienia, wspomnienia. Jak było rok temu, jak dwa, jak dziesięć i dalej.
Domek tak wrósł w otoczenie... Kiedyś "za skarpą" było tak daleko, dziś tak normalnie.

Coś muszę zrobić, czymś przełamać to morze trawy. Pole do popisu jest, pomysłu brak, M stanie okoniem.

Wróciłam i dowiedziałam się o śmierci księdza K., który powinien służyć jako wzorzec kapłaństwa.
Nie powinien umierać, powinien stać w Sevres i zawstydzać.

Zając w rzeżusze został przegoniony,


...pisanki sprzątnięte, koniec.

Od śmiechu, po smutek.

Rano za oknem znowu sarny.


I skowronki, i wiosna.

Pozdravka.



poniedziałek, 14 marca 2016

Bracia różni.

Wielki Brat patrzy. Uważnie patrzy. Podgląda, a nawet donosi.
Co otworzę lapka, bo on to ten brat, to widzę na co ostatnio poluje M. I proszę, doniósł!
Nowy samochodzik się marzy.
Kolejnego sekatora szukamy.
Krajzegi* jeszcze nie mamy?
Krajzegę już mamy, ale brat czuwa - szukałeś, wiem, ale czy znalazłeś?
Jeszcze nie wie, że nowiutka zabaweczka już stoi w piwnicy, kły ostrzy, rwie się do dzieła.
[ - Zobaczysz, zobaczysz co ja ci zrobię, jakie te kołki i kantówki prościutkie będą, taki płotek chciałaś...
- Taaa..., trzy lata "chcę" płotek. ]

Zahaczył M o meble ogrodowe, i co? Już brat podpowiada - piękne, dębowe i... nasze własne, które wystawiliśmy na A.
Cuda wianki.
Chcecie kupić?

Jakie ładne, przy ognisku na przykład ustawić by można.
Brat czujny, ale nie myślący jakiś.

Jedni patrzą, inni łążą.
Łażą bracia mniejsi. Widzicie te rapetki?


Przychodzą nocą, wszędzie ślady. Pożywiają się miskantami, pęcherznicami, brzozami moimi kochanymi i dereniami. Brzozy nie do odratowania. Trudno. Zwierzu zabronię?
Acha!
Mogłabym zrobić AHA.
Co to jest AHA? Ktoś ciekaw?
Otóż AHA to ukryta, zamaskowana, niewidoczna granica ogrodu. Dzięki niej ogród stapia się z otaczającym go krajobrazem. Dokładniej, tę granicę stanowi dość głęboki  rów bardzo stromy od strony ogrodu. AHA ma dwa zadania. Pierwotne - zabezpieczyć teren ogrodu przed zwierzętami, drugorzędne - zamaskować granicę.
Byłoby to dla mnie rozwiązanie, tylko kto, pytam, kto wykopie rów? Nikt.
Poza tym o dewastację podejrzewam, oprócz saren, zające, a szarak potrafi!

O szaraku.
Pewnej zimowej nocy stałam w oknie podziwiając romantyczną śnieżycę. Przed żywopłotem siedział zając. Siedział, siedział, a ja zastanawiałam się, jak on chce przejść przez gęstwinę, bo ewidentnie chciał. I jakeśmy tak sobie stali, on na mrozie, ja w ciepełku, on nagle skoczył w górę z lekkością piórka, pokonał żywopłot z ogromnym zapasem i pognał coś przekąsić na skarpie. Rekord skoku wzwyż bez tyczki! Bez rozbiegu nawet! Wiadomego gestu mi nie pokazał, a zasłużyłam, bo ja jak głupia czekałam na czołganie się zająca przez krzaczory.

Po uczcie. Nażre się i nie posprząta.


Przedwiośnie się rozmyło w deszczu. Trzy dni tyrałam, ale zdążyłam!


Krzewy przycięte wzorcowo, to jedna z wielu taczek urobku. Malowniczo, ale ciężko.
Pierwsza kawa, tak na roboczo, wypita.


Zimno było, ale jaka radość!
Trwają prace domowe, na parapetach rodzi się nowe.


Z wielkiej tęsknoty za kolorem robię sobie powoli wiosnę na tarasie.
Byli bracia mniejsi, więksi, a tu bracia  kolorowi.
Cudnie kolorowi.

Ten kolor też piękny.

Z takim rysunkiem.


I zaraz inaczej na tarasie.


Rękodzieło raczej jest mi obce, ale coś tam ukleciłam. Coś najprostszego, z trzech elementów.


Z czterech, bo sznurek.


A to z brzozowych gałązek, też prościuchne.


Przed Wielkanocą dołożę pisanki i będzie pięknie. Nie jest to może haft krzyżykowy otulający wydmuszkę, ale mnie się podoba.

A teraz - uwaga - mój pierwszy ciemiernik.
Nigdy mnie nie zachwycały, ale skoro wszyscy w ciemierniki idą, poszłam i ja. Przypadkiem.
W markiecie będąc ujrzałam roślinę opisaną jako "roślina domowa", oczywiście bez nazwy, to znaczy - taka była jej nazwa. Nie mam, nie zachwycały mnie, no ale WIEM, jak ciemiernik wygląda i że nie jest to roślina domowa na pewno.
Nabyłam za 6,70 zł. Cena rewelacyjna.
I co? Zachwyca mnie, ot co! A trzeci kolor bratków też śliczny.


A za tydzień wiosna!!!

* krajzega - stołowa pilarka tarczowa.

PS Brata jako brata nie posiadam.

Pozdravka.

niedziela, 6 marca 2016

Filozofia w ogrodzie.

"Ogród i ja
...czyli o tym, jak z niczego powstało to miejsce i nie tylko o tym."
 
To tytuł i podtytuł mojego bloga.
Dziś będzie "nie tylko o tym".
 
Czytam Wasze wpisy. Wasze, czyli ogrodników - zawodowców i ogrodników z bożej łaski, amatorów. Czasem są to posty mądre do bólu, nasycone łaciną, czasem cortenem [ już wiem, co to jest ], czasem monotematycznie nudne, często okraszone profesjonalnymi zdjęciami jakie mi nigdy nie wyjdą oraz precyzyjnymi planami ogrodów, których nie narysuję, a czasem "normalne", bez zadęć, bez "ja wiem wszystko i najlepszym blogerem ogrodniczym jestem", czasem pomieszane. Te lubię najbardziej.
Ja w grupie drugiej - tych z bożej łaski.
Nie muszę się spinać, dbać o to kto i dlaczego mnie czyta, co mi to da i jak się przełoży wiadomo na co.   Piszę, bo lubię, bo może komuś pomogę ucząc go  na popełnionych już przez siebie  błędach [ słaba nadzieja, bo nie ma jak własne ] i swoich doświadczeniach, bo może kogoś czymś zainteresuję.
Piszę, bo piszę, po prostu.
Teraz sedno.
 
Kto to jest "ogrodnik"?
 
I  celowe oderwanie od tematu.
Na studiach miałam filozofię. Co zapamiętałam z filozofii, poza nieziemsko przystojnym profesorem?
Dwie rzeczy.

Pierwsza.
 
Zadał pytanie.
 - "Co to jest stos?" Czy jeżeli wysypiemy na stół ziarna pszenicy, to będzie stos? 
Zgodna odpowiedź, że tak.
- Czy jeżeli ze stosu zabierzemy jedno ziarno, dalej będzie stos?
Oczywiście.
- Jeśli zabierzemy kolejne i kolejne ziarna, dalej będzie stos?
Myślenie... Będzie.
- Jest już tylko dziesięć, pięć, trzy wreszcie  ziarna, czy dalej jest to stos?
Nooo...
- Kiedy więc "kończy się" stos...?

Druga.

Z egzaminu w indeksie "dobry plus" i komentarz profesora, że plus za umilanie swą obecnością jego wykładów. Takie rzeczy się pamięta!

A, jeszcze trzecia.

Profesor miał zwyczaj pisania w szufladzie. Fascynowało nas to. Kiedyś zajrzeliśmy do tej szuflady. Zapiski były na jej drewnianym dnie.
Jasne, przynajmniej nie miał możliwości pogubienia cennych notatek...

Tyle zapamiętałam z dwóch semestrów filozofii, no jeszcze parę nazwisk znaczących filozofów, które znać wypada .
Może i mało, ale za to z ekonomiki rolnictwa nie pamiętam nic.
[ Z łąkarstwa Briza media, bo mi się podobało brzmienie, a z anatomii tunica flava abdominis z tego samego melodyjnego powodu i nie chciejcie wiedzieć, co to znaczy.]

Wracam do sedna, które bez opowieści o stosie byłoby mało zasadne.

Kiedy więc zaczyna się i kończy bycie ogrodnikiem?
Czy bycie nim ma w ogóle początek i koniec?
Czy byłam ogrodniczką posiadając trzy bratki na parapecie? A kochałam je miłością wielką.
Czy będę nią, jak nie będę miała ogrodu?
Czy "ogrodnik", poza zawodowcem, ma definicję? A jak ma, to jaką?
Swoją drogą geniusze sztuki ogrodowej nie byli mgr ogrodnictwa.

Więc jak to jest? Kto to jest "ogrodnik"?

Takam filozoficzna na przedwiośniu. Przedwiośniu takim jak trzeba.
 
Z powracającymi kluczami ptactwa.
 
 
Z powolnym, niespiesznym, filozoficznym rzekłabym, a przecież pełnym zachwytów, że już,...
 
 
Bo takie już pączki na wierzbie.
 
...że za chwilę, zaraz, że marzec i śniegi spłyną.
 
Że przebiśniegi.
 
I że zielone z ziemi wyłazi...
 
Że żonkile na Wielkanoc może?
 
Że trzeba porządki robić, bo co te zające na miskanty takie cięte.
 
Derenie ciąć.
 
Tyle pracy, tyle pracy... i wzrok w niebo, i znowu lecą.
 
 
Wyjaśnicie mi, kiedy kończy się stos, a kiedy zaczyna ogrodnik?
 
Pozdravka.

 
 

środa, 2 marca 2016

Marcowe marzenia.

Post po poście, bo szlag mnie trafia i tym szlagiem się podzielić muszę. Bo się uduszę.

Ledwo  blond szafiarka  Tola [ ta od Bola ] zniknęła z telewizora, już nowe trupy z szaf wypadają i ścielą się gęsto.
Bolo sapie i wyjaśnia ściemniając.
Rewidować zaczynają.
Cisza nad brzozą z lotniska czeka na kolejne wejście.
Zegarki za cztery krajowe i samochody za czterdzieści w blokach startowych...
Pierwszy marca nowym świętem, może i dniem wolnym od pracy, już, już.
Afery i aferki nieodkryte drżą ze strachu.
Posły Jakieś, głupio mądre, wypowiadają się o rzeczach, o których nie mają bladego pojęcia, aż Żalek słuchać.
Teleexpres przeprasza za nierzetelne informacje [ mój Boże... ].

Tematy zastępcze najważniejsze, kraj w miejscu stoi, kręci się w kółko, jak pies za ogonem  i ruszyć nie może.
Ile jeszcze?

Mam dosyć!!!
Nie chcę słuchać i oglądać nienawiści i zawiści atakującej  mnie zewsząd.

Wiosno przyjdź, śniegi stop, pszczoło bzycz, skowronku wróć, gniazda wij!
Do ogrodu mi się chce. Wam też, wiem.

Chcę tak.

Albo  tak.


Takie mam marcowe marzenia.
Nie widzieć, nie słuchać., obudzić się w fajnym kraju.
A Wy? Jak znosicie rzeczywistość?

Pozdravka.