Zaglądają, podglądają.

piątek, 30 listopada 2012

Dziury i dziurki.


Mgliście, dżdżyście, a jednak ogniście. Jeszcze. Za chwilę będzie biało, jak powiadają pogodynki i pogodowce.
Ostatnie ogrodowe ognie na berberysach jeszcze cieszą, ale...

 ... pod krzewami już mnóstwo berberysowego confetti. Za chwilkę powyższe dołącza do poniższych.

Zainspirowana zdjęciami Megi też spróbowałam. I taki berberysowy efekcik, bardziej promienisty, niż wirowy, ale jest.

Poza tym szara rzeczywistość, listopadowa bardzo. Czarne dziury odkryte - kosmiczna i budżetowa. Nie wiadomo, która większa. Myślę, że budżetowa równa kosmicznej, albo większa i czarniejsza.
Rozmowa z M. na temat czarnej dziury we wszechświecie nie wyjaśniła mi niczego, bo wdaliśmy się w dyskusję naukową i gdy dobrnęliśmy do rozpatrywania w problemie roli sił przyciągania, na moje stwierdzenie, że przecież światło nie jest materią i co ma piernik do wiatraka, dyskusja została słusznie przeze mnie oczekiwanie przerwana pod byle jakim, pod ręką będącym akurat pozorem. Tak bywa, gdy na moje wychodzi.
U Was też tak? Ja tam muszę wiedziać wszystko do końca, a niektórych to denerwuje.
Tu zrobiła mi się dziura w tekście, której usunąć nie umiem.


Kolejna dziura, a nawet dużo dziur, pojawiło się na trawniku. Nie są jeszcze czarne, ale wszystko zapowiada.
Dla M są one gorsze niż kosmiczna i budżetowa razem wzięte. Dlatego, gdyby ktokolwiek wiedział, co je spowodowało, piszcie, radźcie. Na razie podejrzenie padło na sclerotinia homoeocarpa. Nowość jakaś?


Koniec z dziurami, bo święta idą i kolejne się szykują w domowych budżetach.
Spacerki po ogrodzie ograniczam do niezbędnych; chodzenie po natkę pietruszki i sadzenie ostatnich cebulkowych kupionych za grosiki, które po bliższym rozpoznaniu okazały się śniadkami. Śniadków nie lubię, ale skoro już nabyte, to posadzone, a poza tym niebieskie.
Zabieram aparat, żeby ocalić przed śniegiem piękno [?] jesieni.


Moje posadzone wiosną poziomki zadarniające zadarniają, jak mogą.

 Pod czerwonym dębem urokliwie.

Kończę bardzo optymistycznie; w piątek 21 grudnia 2012. rozpoczyna się zima. Zostały tylko trzy tygodnie jesieni, a potem już z górki na pazurki polecimy do wiosny.
Nie wiem skąd ten optymizm, ale...
... "Ja wam mówię: jest dobrze,
Jest dobrze, jest dobrze,
Ale nie najgorzej jest" [x3]
Pozdravka.

Tu znowu dziura, ja nie wiem skąd i po co.










niedziela, 25 listopada 2012

Bez pracy niema kołaczy.

Zasypały mnie jabłka.
Zaprawione, przetworzone, w szarlotkach, w kompotach, w piwnicy, rozdane... i dalej są.
Mimo pomocy w zrywaniu...
Po pokonaniu strachu przed drabiną...
Mimo -5 na dworze nie przemarzły i  dalej są. Wiszą, nie spadają, czekają. Na co? Nie wiem. Zostaną tak sobie jako jeden wielki karmnik na zimę.
A odnośnie pomocy. Skończyło się nieróbstwo niektórych i rozpuszczanie przez innych. Koniec. Jest praca, jest nagroda. Nic za darmo.
Chciałabyś pograć w ukochane gry, proszę bardzo,  najpierw do roboty.

System działa, rwą się do roboty, godziny pracy zamieniamy na godziny ekranowe, wszyscy zadowoleni.
Tym sposobem uprzątnięta piwnica.
Posortowane, ułożone wg. wzrostu i kształtu. Perfekcja.
Polecam metodę. A jak się pięknie uczą się życia!
Nie jestem katem, dla tego na takie rzeczy przymykam oczy i częściej włączam pralkę.
Czy już otulacie wrażliwce na zimę? Chyba jeszcze za wcześnie. Poszłam zobaczyć, co słychać i stwierdziłam, że niektóre pootulały się same w gustowne dębowe kominki.


Dołożę igliwia, gałązek iglaków i dobranoc. W silne mrozy okryję agrowłókniną
A teraz zabawa z odpowiadaniem na pytania od Aradhel.
1 Zmierzch czy świt?
odp. Tylko  świt!
2 Wyobraźnia czy realizm?
odp.Realizm, jednak realizm.
3 Z wiatrem czy pod wiatr?
odp. Staram się z wiatrem, ale czasem wiatr w oczy wiał, oj wiał.
4 Rodzina czy praca?
odp. Sprawiedliwie dzieliłam.
5 Fiołek czy jaśmin?
odp. Fiołek, choć wybór trudny.
6 Złoto czy srebro?
odp. Zdecydowanie złoto. "...choć srebro i złoto, to nic, chodzi o to, by młodym być, więcej nic..." Podpisuję się pod tekstem piosenki.
7 Ciasto marchewkowe czy sernik?
odp. Sernik!!!
8 Piotruś Pan czy Zorro?
odp. Piotruś, niestety Piotruś, Piotrula.
9 Kolor Bożego Narodzenia to dla ciebie kolor...
odp. Zieleń i złoto. Dopisuję kapkę czerwieni.
10 Kawa w fotelu czy na tarasie?
odp. Zdecydowanie na  tarasie, jest lepsza, oczywiście siedząc w fotelu.
11 Z rodzicami najbliżej czy jak najdalej [kwestia mieszkania]?
odp. Od 21 roku życia jak najdalej, mimo wielkiej miłości. Młode ptaki z gniazd odlatują, takie prawo przyrody.
Ufff...
Pozdravka.



1. Zmierzch czy świt?
2. Wyobraźnia czy realizm?
3. Z wiatrem czy pod wiatr?
4. Rodzina czy praca?
5. Fiołek czy jaśmin?
6. Złoto czy srebro?
7. Ciasto marchewkowe czy sernik?
8. Piotruś Pan czy Zorro?
9. Kolor Bożego Narodzenia to dla ciebie kolor...
10. Kawa w fotelu czy na tarasie?
11. Z rodzicami w pobliżu czy jak najdalej (kwestia mieszkania)?

Read more: http://sloneczneniezapominanie.blogspot.com/#ixzz2DE5KS32w


1. Zmierzch czy świt?
2. Wyobraźnia czy realizm?
3. Z wiatrem czy pod wiatr?
4. Rodzina czy praca?
5. Fiołek czy jaśmin?
6. Złoto czy srebro?
7. Ciasto marchewkowe czy sernik?
8. Piotruś Pan czy Zorro?
9. Kolor Bożego Narodzenia to dla ciebie kolor...
10. Kawa w fotelu czy na tarasie?
11. Z rodzicami w pobliżu czy jak najdalej (kwestia mieszkania)?

Read more: http://sloneczneniezapominanie.blogspot.com/#ixzz2DE5KS32w


1. Zmierzch czy świt?
2. Wyobraźnia czy realizm?
3. Z wiatrem czy pod wiatr?
4. Rodzina czy praca?
5. Fiołek czy jaśmin?
6. Złoto czy srebro?
7. Ciasto marchewkowe czy sernik?
8. Piotruś Pan czy Zorro?
9. Kolor Bożego Narodzenia to dla ciebie kolor...
10. Kawa w fotelu czy na tarasie?
11. Z rodzicami w pobliżu czy jak najdalej (kwestia mieszkania)?

Read more: http://sloneczneniezapominanie.blogspot.com/#ixzz2DE5KS32w

 



wtorek, 20 listopada 2012

Proste odpowiedzi na ciekawe pytania.

Obiecałam, no to uwaga, uwaga, odpowiadam!

1. Co byś zrobiła gdybyś wygrał 20 mln zł w totka?

odp.
Byłabym zmieszana, ale ucieszona tym, że moim najbliższym nie zabraknie nigdy na chleb z masłem i dobre szkoły dla dzieci, a mnie na ogrodnika, jak przestanę ogarniać hektary, i prywatne leczenie, jakby co. Proza.
 2. Czemu piszesz blog? (to chyba ważne pytanie ;) )

odp.
Bo jestem ciekawa, kto i kiedy z rodziny i znajomych  pierwszy ten fakt odkryje i jak bardzo się zdziwi. Zaczęłam dla samosprawdzenia  i tak trwa.
3. Jak widzisz zielone poduszki mchów w lesie co myślisz?

odp.
Wracam do dzieciństwa i myślę o moim pierwszym zaczarowanym lesie w Puszczykowie pod Poznaniem, gdzie miejskim dzieckiem będąc pierwszy raz takie cuda ujrzałam i nadziwić się  cudom nie mogłam. Wrażenie niezapomniane, dziwię się cudom do dziś.
 4. Ulubiona kawa czarna a może z pianką ;)?

odp.Czarna żużlowa. Wstyd, ale fakt. Poza tym może być też każda inna, byle kawa.
5. Porywają Ciebie marsjanie i w proszą byś wymienił/a im 5 rzeczy charakteryzujących rodzaj ludzki co im mówisz?

odp.Opisuję wygląd, fakt myślenia [jakiekolwiek ono jest, ale jest], przekonania o geocentryzmie intelektualnym ogółu populacji i egocentryzmie poszczególnych osobników, niewiarę w marsjan i inne nacje oraz możliwość mówienia nieprawdy przez większość.
6. Osoba z którą marzyłabyś/łbyś się spotkać i porozmawiać.

odp. Z tych, co odeszli, to Maria Dąbrowska, a ze współczesnych, nie mam takich potrzeb.
7. Kraj do jakiego chciałbyś pojechać?


odp. M. Rosja, ja Francja, więc zostajemy na polskiej wsi.
8. Masz do wyboru 3 obrazy, mroczny jesienny pejzaż z początku XXw, pastele przedstawiającą bukiet róż, czy kolorową abstrakcję, który wybierzesz?


odp. Jednak róże, skoro nie ma wiosennego/letniego pejzażu z początku XXw, to listopadem się katować nie będę.
 9.  Potrawy słodkie czy słone, preferujesz?


odp. Słone. Nie umiem się najeść słodką potrawą, zawsze będzie tylko deserem.
10. Kolor który ciebie prześladuje, którego nie lubisz, źle Ci się kojarzy to...


odp. Musztardowy, coś okropnego łącznie z nieromantyczną  nazwą. Lazurowy, kremowy, błękitny, szary, pudrowy róż i pozostałe tak, ale musztardowy?
 11. Na hasło "tajemniczy ogród" co sobie myślisz?


odp. Świetlisty cień, letni upalny chłód, cisza, ptaki, wilgoć, zdziczałe konwalie i maliny, mech na kamieniach, schodki do nikąd, zapomniana ławka w rozpadającej się altanie.
Miałam taki prawdziwy "swój" tajemniczy ogród, Dziś w tym miejscu stoi apartamentowiec...

A skoro przy tajemniczym ogrodzie jestem.  Taki tajemniczy w miniaturze zobaczyłam kiedyś zbierając porzucone w ogrodzie zabawki. Oczarował mnie.
Widzicie te poutykane w ziemię łepki koniczynkowych kwiatków, szyszeczki żywotnika i listeczki?  A schodeczki dla elfika?
Tu elfik na drabince, a na drabince wpleciony zgodnie ze sztuką ogrodniczą fragment pnącza.
Pracuję nad tajemnicą w moim ogrodzie, czasem zaczynam ją już odczuwać, choć do sukcesu daleka droga. Poza tym, zawsze będzie to tylko namiastka, bo tajemnicę tworzy czas.

Pozdravka.























piątek, 16 listopada 2012

Duperelki.

Pierwsza duperelka.

Macie to?
Kaktus bożonarodzeniowy, Grudnik, Zygokaktus, jak zwał, tak zwał?
 Jeśli macie i trzymacie go, jak Bóg przykazał, w chłodnym miejscu, to wnieście go do domu, podlewajcie, chuchajcie i czekajcie na kwiaty. Powinny się wkrótce pokazać. U mnie jeszcze pąków nie ma. Czemu?
Czekam. Nie wiem, czy zakwitnie, bo mam dziwne doświadczenia z tym panem. Niezadbywany, zakurzony kurzem kredy, w złym miejscu postawiony, zakwitał każdego roku burzą kwiecia na wysokiej szafie w mojej szkolnej pracowni. Zadbywany, odmuchiwany, traktowany po domowemu, nie zakwitał wcale, albo kwitł w lecie.
Tak ma, tak robi. Ale, gdyby jednak pojawiły się pąki, i kwiaty, to -uwaga- nie wolno go już wtedy pod żadnym pozorem ruszać, bo zgubi wszystkie.

Druga duperelka.

Może nie duperelka, bo to jednak ważne, no to przypominajka - podlewajcie zimozielone! Bukszpany, runianki, wrzosy, pierisy, golterie, różaneczniki, iglaki i co tam jeszcze zimozielonego macie! Póki ziemia nie zamarzła! Ja latam z konewkami, bo susza jaka była w tym roku nie zapewni im  wilgoci. Szczególnie w lutym, marcu , gdy słońce zacznie przygrzewać a wiatry smagać, będa potrzebowały wody.

Trzecia duperelka.

Karmniki. Czas szykować karmniki, żeby dokarmiać, jak przyjdzie czas. Czas przyjdzie, jak zasypie, zawieje, zlodowacieje. Wcześniej nie dokarmiajmy, póki co jedzenia pod dostatkiem, niech nie leniwieją i szukają same.

Taki karmniczek pod tytułem "karmnik dla sikorek" nabyłam za 8 . Surowe drewno pociągnęłam olejem jadalnym rzepakowym. Wszelkie farby, jakimi maluje się karmniki i budki dla skrzydlaków, często śmierdzą niemiłosiernie i potrafią odstraszać. Próba generalna wskazuje, że wszystko działa, słoninka nabyta i nabita.

Czwarta duperelka.

Poidła wystawiamy również zimą. Teraz popiją z kałuży, rosę skądśtam spiją i się ptaszki napiją. Ale jak kałuże, zimne rosy i wszelakie zbiorniczki lód skuje, to marna ich dola. Pewnie, że w poidle też zamarznie! Tu się zaczyna nasza rola - pilnujemy, żeby woda była w postaci ciekłej.
Moje poidło, żeby było poręczniej, już na tarasie.

Koniec dupereli, teraz dziękować bądę.
Zostałam wyróżniona przez właścicielkę Moczarowego, co jest dla mnie zaszczytem, bo w ogrodnictwie i nie tylko oczywiście, to jest KTOŚ.
Teraz mam podtrzymać zabawę, ale...
Dostawałam już wyróżnienia, dziękowałam, ale nie grałam dalej. Nie mogę się wyłamać, więc tak, żeby był wilk syty, a owca cała - niebawem, osobnym postem, odpowiem na pytania, a blogów nominować do oskarków nie będę, bo i tak nie umiałabym wybrać.

Listopad mnie dobija, spycha do dołów, co z tego, że za oknem  takie widoczki. Wolałabym w zieleni.

 Nic z tego, przeczekać trzeba, tylko jak, pytam? Więc czytam, czytam, czytam.
Pozdravka.

 

niedziela, 11 listopada 2012

Małokolicznościowo.

Czytam biografię, choć nigdy nie przeczytałam Jego żadnej książki.

Choć "Sztukmistrz z Lublina" od lat stoi na półce w Mamy bibliotece.
Wstyd, ale widocznie trzeba dojrzeć. Właśnie dojrzałam.
Tematyka żydowska interesowała mnie od zawsze, ale tylko interesowała, pobieżnie, powierzchownie, nic więcej, bez wgłębiania się w temat. Ciekawy, tajemniczy, daleki, piękny.
Skąd to zainteresowanie? Nie wiem. Może zaczęło się dawno temu od pożółkłych zdjęć w albumie Ojca?
Stare szkolne fotografie, na nich gromadki chłopców i te Jego słowa...
"To Żydki, widzisz, to Żydek i ten Żydek."
Nie widziałam, nie rozumiałam, nie dopytywałam, ale w słowie "Żydek" wyczuwałam jakąś dziwną nutę. Niemożliwe, że pogardy. A jeśli nawet, to niezamierzonej przecież, bo z czułością i nostalgią wymawiał ich dziwne imiona.
Potem słowo "Żyd "pojawiało się w opowieściach innych ludzi i zawsze gdy je słyszałam, brzmiało w nim coś, co zastanawiało, choć niczego nie rozumiałam dalej.
Stopniowo dowiadywałam się, poznawałam, docierałam do tajemnic nieznanego; do piekła zgotowanego przez innych, do Korczaka i Jego dzieci, do "Sklepów cynamonowych", wstrząsającego "Warkoczyka" Różewicza, przeczytanej jednym tchem "W ogrodzie pamięci, do "Pianisty", do historii takich jak ta:

  "Elżbieta, nazywana Bietą, urodziła się 5 stycznia 1942 r. w warszawskim getcie jako córka Josela Koppela i Heni z domu Rochman. Jej historia jest jednak historią z happy endem, jedną z 2,5 tysiąca historii żydowskich dzieci ocalonych dzięki Irenie Sendlerowej. Elżbieta została przemycona jako półroczne niemowlę na aryjską stronę w zbitej gdzieś na Nowolipiu drewnianej skrzynce, ukrytej na wozie pełnym cegieł. Jej jedyną metryką jest srebrna łyżeczka z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem, wciśnięta do ręki Ireny Sendler przez matkę Elżbiety podczas przekazywania skrzynki pasierbowi – przedsiębiorcy budowlanemu. Miał przepustkę do getta, więc bez trudu wywiózł stamtąd wóz naładowany cegłami. Dziecko trafiło do Stanisławy Bussold, znajomej Sendlerowej, felczerki i położnej, współpracującej z Radą Pomocy Żydom –„Żegotą“, która je zaadoptowała. Henia Koppel zginęła w wieku dwudziestu czterech lat w 1943 r. w obozie w Poniatowej, Josel został zastrzelony ponad rok wcześniej na Umschlagplatzu – na peronie, gdy odmówił wejścia do wagonu. Elżbieta dowiedziała się o swoim pochodzeniu dopiero w wieku siedemnastu lat."

  Widziałam  i nie mogłam uwierzyć; płyty umacniające brzeg rzeki okazały się  płytami nagrobnymi z żydowskiego cmentarza... Zobaczyłam to przypadkiem, na spacerze i oniemiałam.
Dziś, jakakolwiek uwaga, słowo podszyte antysemityzmem budzi moją wściekłość. Tak, wiem, znam i inne sprawy, ale nie interesuje mnie nic poza człowieczeństwem. Bo, idąc tropem "innych spraw", dlaczegóż to nie my trzęsiemy finansami świata, dlaczego nie my pomagamy swoim najzdolniejszym i nie my dbamy o swoich najsłabszych? Dlaczego my, nie żyjący w diasporze, a posiadający swoje miejsce na ziemi, zagryzamy się nawzajem w kraju, nie mówiąc o braku wzajemnej pomocy na emigracji, gdzie Polak Polakowi wilkiem?
Świetnie pokazał cząstkę tych problemów "Cud purymowy".
Skąd w nas się TO bierze? Wyssane z mlekiem matek, wsączone cienkim strumyczkiem na katechezach, przejęte w złej tradycji?
Dla mnie wynika to wszystko również z poczucia ogromnej zazdrości i poczucia niższości. Bo my nigdy, nigdy nie bylibyśmy narodem takim, jak Oni i przykro to pisać w przeddzień 11 listopada. Bardzo przykro.
Kij w mrowisko? Nie, to moje subiektywne myśli. Jakoś tak mi się z czytaną lekturą skojarzyło, a że tak się z datą Święta zbiegło, to czysty przypadek.
Czytam książkę dalej, wstaję, patrzę w okno i zastanawiam się nad szczęściem jakiego doświadczamy.
Radosnego świętowania!
Pozdravka.

niedziela, 4 listopada 2012

Ogrodowe Zaduszki.

Pora wracać do rzeczywistości. Jeszcze płoną światełka na cmentarzach, jeszcze wspominamy, ale już gnamy do przodu i toczą się dalej nasze koła życia.
Ogrody to miejsca, gdzie można się zatrzymać, tu czas nie gna. Mija pomału i dostojnie wyznaczany porami roku, wszystko zgodnie z prawami natury, jak należy. Ogród z całą jego zbiorowością nie zachowuje się tak, jak jak coraz bardziej pomylona cząstka przyrody określająca samą siebie "najwyższym ogniwem".
Jakie to "najważniejsze ogniwo", skoro szkodzi wszystkiemu i samym sobie? Uzurpacja. Skoro takie mądre, to czemu takie głupie?
Takie to przemyślenia naszły mnie po spacerze ogrodowym w Dzień Zaduszny.
Zobaczcie, jak piękny jest świat. Idźcie do ogrodów, w końcu stamtąd przyszliśmy....
Moje drzewa na tle nieba.
Na skarpie wszystko powoli  zapada sen.

Urok traw. Jesienią są najpiękniejsze.

Ptasia stołówka na irgach.
Jak dobrze mieć dom.... Jak dobrze, że jest ktoś, kto "robi dym"....
Nowy chodniczek " z niczego"w bramce do "nowego ogrodu". Nie krytykujcie, te pasy cegła/kostka, to przejazd dla ciągniczka - kosiary.
Rok temu był tu jeszcze wielki śmietnik...
A po roku....  Za dużo trawy? Wiem, ale "robiący dym" tak lubi. Może korty, może golf?
Od tego miejsca zaczął się "nowy". Plastikowe obrzeże zostanie usunięte, to detal roboczy. Płacząca ma 4,5 roku, sama nie wierzę.
Wracam.

Kończę Zaduszki w ogrodzie pełna dobrych myśli i nadziei.

Cisza, jesienne słońce i stada spłoszonych wróbli. Inne ptaki z rzadka, ale dziś wybaczam nawet srokom. One wiedzą, co im wybaczam....
Miłego tygodnia!
Pozdravka.



czwartek, 1 listopada 2012

Marzenie.

"Najpiękniejsza w klasie, bez dwóch zdań, na przerwach bili o Nią się nie raz. Jej obraz niezamglony w sercu mam i nie zapomnę..."
Przerobiłam sobie refren piosenki, bo wszystko pasuje jak ulał właśnie do Marzenki. Wtedy, kiedy się poznałyśmy w trzeciej klasie podstawówki Marzenki, potem Marzeny.
No to początek już znacie. Może jeszcze, dla potwierdzenia, że najpiękniejsza w klasie dodam szczegóły. Szczupła, delikatna, z chmurą złoto - popielatych loków, błękitnymi oczyma, dołeczkami w policzkach i pięcioma piegami. I z wiecznym uśmiechem. Czy kto inny mógłby dostać rolę miesiąca maja w szkolnym przedstawieniu? No nie.
Wtedy to nie była jeszcze przyjaźń, takie dobre koleżeństwo, a potem rozdzielił naszą codzienność wybór innych liceów. Z racji bliskości zamieszkiwania spotykałyśmy się jednak czasem i w trakcie któregoś z takich spotkań stwierdziłyśmy w czasie paplaniny, że wybieramy się na ten sam kierunek studiów. Radości nie było końca.
To od tamtej chwili stałyśmy się nierozłączne. Razem na uczelni, w kawiarni, wspólna nauka w czasie sesji, wspólnie imprezowanie, wakacje, wreszcie wspólne zdawanie i oblewanie egzaminów.
Egzamin z biochemii oblałyśmy w sposób rzec można zaplanowany. Późna wiosna.  My obie szczęśliwie zakochane. Marzeny  rodzice wyjeżdżają na wczasy, żebyśmy miały spokój [Naiwność Rodziców Marzeny, mimo tytułów,  granic nie miała]. Czy to są właściwe warunki do nauki? Czy w takich warunkach można przyswoić sobie cykl Krebsa i podobne biopierdoły? W dodatku Marzena uroiła sobie, że i tak musimy zdać, bo...nasza egzaminatorka robiła doktorat u Jej ojca. I że pani docent po prostu nie będzie wypadało nas oblać, czym uspokoiła i siebie i mnie, bo czułyśmy nieodpartą potrzebę uspokojenia. Nawet nie zapytałam dlaczego niby i ja mam się na ten doktorat robiony w końcu u Jej ojca załapać. Przebalowałyśmy dwa tygodnie, po czym pani docent oblała nas zupełnie nie zważając na to, czyją doktorantką była.
Kolejne sesje przebiegały pomyślnie, a dobre wyniki zawdzięczałyśmy solidnej nauce i "tabletkom na uczenie się". O istnieniu takich tabletek, podając nazwę, poinformowali nas obeznani w temacie znajomi studenci medycyny. Sesja, apteka,start! Tak to leciało kilka lat. Skuteczność medykamentu potwierdzona została moją nagrodą rektorską, a naszym "lekiem na całe zło" była najczystsza efedryna, która jako środek przeciwko astmie oskrzelowej sprzedawana była w aptekach bez recepty. Działo się  to w zamierzchłych czasach, kiedy nie było dopalaczy i ćpunów, więc dopalałyśmy się, żeby nie powiedzieć ćpałyśmy, spokojnie.
Miłością Marzeny był Jacek. Chłopak, który porzucił kilka lat politechniki, bo zanim zakochał się w Marzenie, pokochał konie. Niepozorny drobny blondynek pracował jako masztalerz, mieszkał w pokoiku pod stajniami, a więc "nie rokował" i zupełnie nie nadawał się z racji tych faktów na męża trochę rozpieszczonej, trochę rozwydrzonej córeczki pana profesora. Marzenie to oczywiście nie przeszkadzało, ale wiedziała, że może przeszkadzać rodzicom, nad czym bolała i zastanawiała się jak to obejść. Oczywiście obeszła. Ślub brali w strojach jeździeckich, przeszli pod szpalerem szpicrut i rozpoczęli wspólne życie. Najpierw Oni, potem my. Byli świadkami na naszym ślubie.
Jacek podjął zaoczne studia, szedł jak burza, wygrywał kolejne zawody. Mieszkanie, już nie pokoik pod stajnią, ukończone studia, mistrzostwa Polski w WKKW, potem dwukrotnie olimpiada, później trener kadry narodowej. Bajka.
A my?
Nasza przyjaźń wygasała. Jeszcze kilka razy odwiedziła mnie, ale... ja miałam dzieci. Tylko tak potrafię sobie wytłumaczyć, dlaczego cichła, nie dążyła już do spotkań. I chyba tak było...
Najpierw adoptowali synka.
Spotkałyśmy się podczas zjazdu na uczelni. Gadałyśmy, jakbyśmy wczoraj się rozstały, a potem znowu cisza.
Ale wieści przez znajomych docierały.
I tak dowiedziałam się, że...
Wyjeżdżają do USA. Jacek jest tam dalej zawodnikiem, trenerem i sędzią. Adoptują córeczkę, Marzena przylatuje po nią do Polski i zabiera za ocean. Bajka trwa.
Ale bajki nie zawsze kończą się szczęśliwie.
Podczas treningu jeździeckiego Jacek ulega wypadkowi. Jest sparaliżowany od czwartego kręgu piersiowego w dół. On, jeździec, nigdy już nie wsiądzie na konia. Wierzchowca zamienia na wózek inwalidzki. Nie załamuje się. Rehabilitacja trwa długo, ale po niej  zakłada firmę trenerską i pracuje.
Postanawiają wrócić do kraju. Będąc w USA budują w Polsce dom, na Jacka czeka funkcja trenera kadry narodowej w WKKW. Na kolejnym zjeździe cieszymy się, że na następnym będzie już z nami Marzena. Wracają.
Marzena zaczyna chorować wkrótce po powrocie. Guz mózgu jest mordercą. Umiera i nikt nie może się z tym pogodzić. Nie po to wracała... 
Nie byłam na Jej pogrzebie. Za późno się dowiedziałam, nie zdążyłam.
Tydzień po, szarym listopadowym popołudniem, odbywała się msza w podpoznańskim kościele, tam gdzie miała trwać przerwana  bajka. Twarze znajomych i nieznajomych i nagle mój wzrok spotkał się z oczyma Jacka powracającego na wózku spod ołtarza. Mimo tylu lat i tylu ludzi odnalazł mnie natychmiast. Po mszy przedstawił mi dzieci, a mnie Im słowami : "Popatrzcie, to jedyna przyjaciółka waszej mamy". Kiedy zaprzeczyłam, że to chyba niemożliwe, bo jak to, Wy, bywalcy świata, tylu znajomych, Jacek smutno pokiwał głową i powiedział : "Marzena nigdy nigdzie nie miała przyjaciółki, miała tylko ciebie".

Kiedy odwiedzam na cmentarzu grób Taty, zapalam zawsze światełko mojej przyjaciółce najpiękniejszych lat. Na największej poznańskiej nekropolii Ich mogiły są tak blisko siebie.  I zastanawiam się dlaczego tak się stało, że nasza przyjaźń nie przetrwała. Ona już mi nie odpowie.
Smutny dzień.
Pozdravka.