Zaglądają, podglądają.

poniedziałek, 4 lutego 2019

Powrót.

Pięć miesięcy. Równe,sprawdziłam.
Nie pisałam, nie zaglądałam, nie komentowałam, aż zajrzałam...
Czemu nie piszesz, przewijało się w rekordowej liczbie komentarzy.
Ano, czemu... nie wiem. Wróć, nie "czemu", a "dlaczego", mówi się. Dlaczego więc? Dalej nie wiem, ale podejrzewam, że powód był taki.


Krótko po ostatnim wpisie na pole za moimi oknami, gdzie słońce wschodziło tak...


...gdzie po horyzont zielone pola i pal już diabli, że z ziemniakami, a nie ze słonecznikami, zaczęła wyłaniać się fabryka.
Co będą tu wytwarzać? Mięso. Jak to na wsi...
Ręce mi opadły, klawiatura zamarzła, przestałam pisać, fotografować.
Jeszcze chciałam Wam wysłać serdeczne życzenia na Święta z tym zdjęciem...


... potem na Nowy Rok, z tym...


...ale nie mogłam. Choć wiecie przecież, jak dobrze Wam życzę.
Wszędzie widziałam tę fermę.
Zapytacie jak można? Tak blisko domów, w których mieszkają ludzie...
Można. Bo wszystko, absolutnie wszystko, rozbija się u nas przez brak jakichkolwiek przepisów antyodorowych. Poza tym wszelkie normy zachowane, więc kto bogatemu zabroni? Koniec tematu.
M. pociesza, że u nas wiatry wieją tak, że nie odczujemy. Nie wierzę.
Wiem za to, że ogromnie  spadła wartość naszego domu i ogrodu i jak się to ma do zamiaru sprzedaży.
Jedyne "pocieszenie", że nikt tego nie kupi i będziemy tu do usranej. Taaa....
Dalej dziwicie się, dlaczego nie pisałam? No!

Ale nastał luty, lutowe słońce, a z nim jakieś pierwsze nieśmiałe wiosenne nadzieje.


Pierwsze ogrodowe spacery pokazały zniszczenia.


Zapomnienia.


Pokazały po raz nie wiadomo który piękno dereni zimą.


I białe pąki ciemiernika.


Zajrzałam sprawdzić co u Was i stwierdziłam, że nie jestem sama. Megi nazwała to wypaleniem, inne z Was też mają jakieś powody.
A luty, jak to on, pokazał, ze nie odpuści i dzisiaj było tak.


I tak.


Czerwone jabłka na pobielonej jabłonce zachwycają.


Taras trzeba będzie odśnieżyć.


A hortensje cudne nawet w zimowym wydaniu.


Kasztanowiec przy wjeździe strzeże nas dniem i nocą, jako że ani płotu, ani bramy nie mamy.


Tak wygląda mój ogród zimą. Doceniam uroki, ale zdecydowanie wolę wiosnę i lato.

A teraz smutny koniec historii od której zaczęłam wpis.


Ferma, która tak mi przeszkadzała, nie ma już gospodarza. Za chwilę odbędzie się jego pogrzeb.
Był stosunkowo młodym, na pewno ambitnym człowiekiem, świetnym menadżerem. Był też pracoholikiem.
O pracoholizmie:

"Nadmiar obowiązków i stres są w stanie doprowadzić do zjawiska zwanego karōshi, czyli do śmierci z przepracowania. Pierwszy przypadek karōshi odnotowano w Japonii w 1969 roku. Może ono dotknąć ludzi o dobrym stanie zdrowia, w okresie wielkiej aktywności zawodowej. Karōshi nie dotyczy „szarych pracowników”, ale przeważnie ludzi sukcesu."

J. był człowiekiem sukcesu...
A ferma? Do fermy się przyzwyczaimy, jak do wszystkiego.
A Wy uważajcie na siebie!
Pozdravka.

"