W sobotę przed spankiem padło niewinne: "a może byśmy tak..." Wiedziałam o co chodzi, bo też mi to po głowie chodziło, ale skoro nie zaczynał, to co się będę wyrywać.
No to w niedzielę rano, wespół w zespół, na łowy. Korki, ludzi mnóstwo, widać że początek giełdowego sezonu.
Niby nic ciekawego się nie zapowiadało, ale powolutku, powolutku. Najpierw kamionkowy garnuszek. Grzech nie kupić do kolekcji, bo takiego maleństwa nie mam, a tylko cztery złote. Jest. Wtedy okazało się, że nie zabraliśmy żadnego nosidła, a co będzie, jak zakupimy bardzo dużo bardzo okazyjnych rzeczy po bardzo atrakcyjnych cenach? No to musieliśmy nabyć koszyk. Wprawdzie za całą dyszkę, ale mamy w co pakować, a koszyków nigdy za dużo i do kwiatów przyda się zawsze. I poooszło.
Oto nabytki-zabytki, bez najważniejszego, ale o tym potem.
I jeszcze raz bardziej z góry.
Małemu garnuszkowi dokupiłam większego brata i postanowiłam - koniec z gliniakami! Mam pięć, starczy, tym bardziej, że płota na nie na nie dalej brak. Znowu dyszka, ale jakiż piękny; stary, a jak nowy.
Ta lampka sprawna? A jakże, w dodatku niemiecka, a nie chińska. A ile? A tyle. Nie biorę, za drogo, a ta doniczka do bonsai? Pani bierze ją razem z lampką za dyszkę. A, to biorę. I mam. Wiecie ile takie doniczki kosztują??? No ale kto to kupi, iluż też bonsaistów jest na giełdzie? Żadnego, bo ja też tylko udaję!
Tę doniczkę oglądała jakaś pani i bardzo jej zazdrościłam. Nie, że ogląda, tylko że nie wypatrzyłam jej pierwsza. Pani nie podobały się jakieś odpryski. Mnie wprost przeciwnie. Dziewięć złotych.
W trakcie chodzenia i oglądania wpadła nam w oko pewna "rzeźba". Nie, że taka piękna, ale też nie koszmar, a jakby coś [ale co?] z nią zrobić, to możnaby. Ciężka jak diabli, ale nie metal, ponoć cement z żywicą. Ile? Pięćdziesiąt. To dziękujemy. M. poszedł się dalej targować, a że jest w tym dobry, stanęło na trzydziestu pięciu. Ja dalej nie, odchodzimy.
Byłam zadowolona z tego co mam. Właściwie mogłabym na tym zakończyć, gdybym o coś się nie potknęła i przy łapaniu równowagi nie ujrzała wanienki oraz o jej istnieniu nie powiedziała M., który zapałał do niej miłością natychmiastową i gorącą. Po co nam trzecia wanienka? Bo TAKIEJ nie mamy, a pod kran, to tylko ta. Dlaczego ta? Bo jest prostokątna. Co za różnica? Pogardliwe spojrzenie, że nie widzę zasadniczej różnicy. I znowu. Ile? Tyle. Pogięta. Wyprostuje się. Nie dam. Nie sprzedam. To w końcu ile? Stanęło na trzydziestu pięciu. Ludzie, co za radość! Widocznie wanienka też Go pokochała.
Radośni wpakowaliśmy zakupy do wanny i wróciliśmy na parking.
-Widzisz, że musimy mieć kombi.
-Taaa, musimy. Na wanienki.
-To ty poczekaj, a ja jeszcze pójdę do faceta z rzeźbą.
-Nie!!!
-Dwie dychy, za więcej nie kupię.
-Dwie i ani grama więcej!
- Dwie.
Czekałam spokojnie. Okazało się, że jeszcze nie doceniam umiejętności M. Po chwili wracał cały w skowronkach, a obok facet z rzeźbą na ramieniu.
-Dwie dyszki z dostawą! Powiedziałem, że giełda się kończy, a on kolejny raz będzie to tachał do domu i za tydzień to samo.
-Skąd wiedziałeś, że był z nią tydzień temu?
-Nie wiedziałem. Zaryzykowałem, ale popatrz, trafiłem!
Oto ONA . Wenuska ogrodowa mojego M. Dla mnie ma za wąskie biodra, chociaż wagę to ona ma, ze dwadzieścia kg będzie. Ale może zdjęcie takie z góry? To ustawienie tymczasowe. Nie tu jej miejsce. W zieleń gdzieś wstawię, owiję, opletę, będzie dobrze.
I jak? Może być?
Teraz będzie wielkie szorowanie, czyszczenie, wkomponowywanie. Same radości.
Pytanie mam. Jakaś ornitolożka / ornitolog wie, co to za piękność?
Pozdravka.
Ciekawe Twoje nabytki. I ciekawe to, że Twojego M. nie trzeba namawiać do takich wypadów. W sprawie piękności nie pomogę, mało się na tym znam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja tylko czekam kiedy z dzieciakami będę mogła się na taki wypad wybrać bo na męża nie liczę. Wyślę go w tym czasie na ryby i wszyscy będą szczęśliwi
OdpowiedzUsuńzuraw jak nic:))..tak myślę...a wenus zazdraszczam...oj jak by mi pasowała do szuwarków ogrodowych:))pozdrawiam i gratulacje dla mężą
OdpowiedzUsuńŻurawie jakoś tak poetycko mi się kojarzą... ach. Zdobycze imponujące zwłaszcza ta naga piękność ;) Ciekawa jestem przeogromnie jak ją wkomponujesz w ogród. A cóż to za giełda takimi rarytasami bogata?
OdpowiedzUsuńNa razie przymiarki, pokażę jak zaaranżuję. Giełda w Kaliszu, zawsze coś się trafi.
UsuńO znam, znam - przynajmniej tą warzywno - owocową - mój cudny biały holender jest z tej giełdy i kosztował grosze! A Chodybki Gaja zna? ;)
UsuńAle zazdroszczę.....
OdpowiedzUsuńZdobycze rewelacyjne, doniczka do bonsai i wenuska super!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Ale mi narobiłaś ochoty na giełdę! Postanowione. W przyszłym tygodniu też się wybiorę i moją drugą połowę zaciągnę bo on się świetnie targuje... Pozdrawiam. Zakupy zrobiliście świetne :-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdobycze tylko pozazdrościć, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodziwiam nabytki, a jeszcze bardziej Twojego M. Mój w takiej sytuacji rozgląda się za stoiskiem z białą bronią i grozi,że zbroić się zacznie. A tak poważnie: ten "większy brat" i "doniczka z odpryskami" - marzenie. Ciekawa jestem, jak wykorzystasz latarenkę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietna ta wanienak, i donice ... i rzeźba - kurcze uwielbiam takie pierdołki.
OdpowiedzUsuńW sobotę wyskoczyłam z kumpelą na rynek po zdrową wiejską żywność i obie wróciłyśmy do domu z ogromnymi starymi koszami wiklinowymi (które nawet nie były na sprzedaż tylko handlarz trzymał w nich towar - ale nam nie sprzeda?!) - no i jedzenia już właściwie nie kupiłyśmy ... ale się mężowie uczeszyli ha ha
Pozdrawiam serdecznie, Kasia
Piękna ta turkusowa donica i niemiecka lampka. A co do piękności mam mieszane uczucia. Czekam na kompozycje z zaprezentowanymi tu przytaszczami:)))
OdpowiedzUsuńJa też miałam co do niej mieszane uczucia, ale jak ją wkomponuję, jak się wtopi w ogród, będzie dobrze. Poza tym, czasem kompromisy są konieczne.
UsuńZakupy super, a ceny wprost nie do uwierzenia. U mnie na giełdzie ( w Lublinie raz w miesiącu) takie same graty kosztowałyby 4 RAZY DROŻEJ. Wiem, co mówię, od trzech lat nie opuściłam żadnej.
OdpowiedzUsuńAle ani w ząb nie rozumiem;(
Pozdrawiam, Marta z Lublina
no jak, wiadomo, że żuraw! Dobrze, że jakoś ich więcej ostatnio! No i rzeczywiście, tanio jak w Szwecji;-)
OdpowiedzUsuńZakupy się udały, fajne nabytki. :)
OdpowiedzUsuń