Czyli, ze starego, zbędnego, kupionego, bądź zostawionego, bo się przyda i nawet czasem sie przydaje.
Tak lubię, coś z niczego i szybko; nie było, jest, nie miałam, mam. I tym sposobem posiadłam rzeczy następujące.
Karmnik sikorkowy pierwszy zrobiony ze starej, przypalonej mocno z drugiej strony deseczki do krojenia. Umajone to starym kawałkiem liny, gałązką, rafią.
Do deseczki przybity gwoździk na słoninkę, kawałki kory i proszę bardzo, są! Wyczaiły, że niżej też dają.
Idąc za ciosem i obserwacją oblotów sikorek zmajstrowałam karmnik sikorkowy drugi, najprostszy. Kawałek drewna z kotłowni, gwoździk i dalsza wyżerka.
Z obserwacji wynika, że samiczki przepędzane z tarasu korzystają z zaokiennego parapetu kuchennego. I dobrze, panie do kuchni.
Następne "z niczego coś", to już nie ja.
Latem kupiliśmy na starociach takie oto nóżki za 30 zł, bo się przydadzą. Nie lubię z pedałami i kołami, więc w sam raz te luzaczki.
Pół roku czekały i się doczekały. Pisałam, że cierpliwość popłaca. Czekałam na wenę, chęć tworzenia, natchnienie, jak zwał, tak zwał i nagle M doznał i mam.
Dla mnie cudo, mistrzostwo wykonania. I jeszcze taki ruchomy pręcik skombinował na zawieszenie doniczki, teraz latarenki.
Na stoliczku, który latem powędruje na dwór i zostanie kwietnikiem, teraz leży cudna serwetka bardzo okołoświąteczna, którą lata temu dostałam od Teściowej, mistrzyni haftów, dokładności i cierpliwości.
Spójrzcie na sciegi w zbliżeniu, jakie cudo.
A tu motyw jakby saneczkowy. Tyle prań, prasowań [pamietaj, prasuj tylko na lewej... ], a serwtka jak nowa.
Smutno. Które to już Święta bez Marii...
A życie płynie i mimo zapowiadanego końca świata ludzkość biega, robi zakupy i w ogóle o tym nie myśli!
Ja tam pomyślałam i taki osobisty niezbędnik na koniec świata sobie postawiłam na tarasie. Odsnieży Drogę Mleczną, oświetli i ogrzeje czarne przestrzenie. Jakby co, to ja mam!
Tak na prawdę, to pomysł ściągnęłam z oglądanej w sklepie dekoracji. Nie dacie wiary jakie pieniądze TO kosztowało! Aż mnie zatrzęsło. Dobra, było kolorowsze, sztucznym śniegiem obsypane, ale nic więcej. Pogrzebałam w czeluściach piwnicznych, zmodernizowałam po swojemu, prysnęłam rubinem trzonki piły i szufli i mam, a śnieg w dodatku prawdziwy! Szyszek dorzucę, szybciej się rozpali.
Dobrych pomysłów życzę!
Pozdravka.
Fajny, prosty pomysł na karmidełko dla ptaków.
OdpowiedzUsuńPan M bardzo się stara, najpierw stołki, teraz to:) U mnie stara maszyna nie może się doczekać skręcenia i dorobienia blatu od lat:))
M się stara, fakt, ale czasem też miewa okresy zastoju.
UsuńFajnie,że nie ma srok, gawronów i kawek- żadna słonina nie miałaby prawa się uchować.Są bardzo pomysłowe w tym względzie.
OdpowiedzUsuńJest para srok, ale jakoś się nie odważają. M płoszy je strzelając z wiatrówki, oczywiście tylko celem wypłoszenia.
UsuńTe karmniki są całkiem, całkiem. U mnie sroki, były, ale jak przyszedł mróz to się zmyły. A słonina wisi na drucie, sznurek wcześniej przedziubały.
OdpowiedzUsuńA moje sroki się nie zmywają, niestety.
UsuńFantastyczny pomysl to wiaderko z narzedziami! Karmniczki tez mam dla ptaszkow ale nie takie fajne, ot zwykle :)
OdpowiedzUsuńŻartujesz, nie ma zwyklejszych! Deska, kawał pieńka i to wszystko.
UsuńNie ma to jak dobry pomysł, a jak widzę przodujesz w tym nie tylko Ty, ale robicie to rodzinnie:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak, nauczyłam M, że wystarczy pomysł.No i praca oczywiście, głównie Jego.
UsuńPomysły świetne, ten z deseczką super, stolik cudny, nie ma to jak trochę pomyśleć....pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNo myślimy, myślimy... Dziękuję!
OdpowiedzUsuńTak pięknie z tym karmikiem ;d
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale zrobiło się świątecznie.
UsuńDzięki.
Uśmiałam się z Twoichj patentów, wszystko zajefajne.
OdpowiedzUsuńKubełek murarski już przerabiałam na sąsiadki urodzinki, ja załączyłam jeszcze flaszeczkę czyściochy, a co:)
Pozdrawiam mazursko
Flaszeczka, czemu nie, tylko... dzieci patrzą...
UsuńBardzo lubię Gaju to Twoje szperactwo i cosie. Zaraziłam się nawet! Rzemiosło pierwsza klasa, satysfakcja multi:)
OdpowiedzUsuńU mnie wróblowisko i pszenica w karmniku. Ptaki wyjadają też resztki kaszy ze smalczykiem z psiej miski.
Miło mi "zarażona"!
UsuńZ psiej michy też dziobają, dziobaki jedne. Wróble wolą prawdziwych wsiowych, ze stodołami, tam jest dostatek dobra wszelakiego.
No po prostu rewelka. Myslałam początkowo ,że ten pierwszy karmnik to z zegara. I te przybijane słoninki swietny pomysł . ja wieszam i chyba nie jest ptaszkom zbyt wygodnie. Musze to u siebie powielić. Stolik to po prostu dzieło sztuki i to co na nim też. A na narzędziową dekorację dałam się nabrać.Pomyślałam , fajnie to wygląda ale szkoda narzędzi . Tak to jest jak się najpierw ogląda fotki. No i nie wiedziałam ,że jesteś taką zdolną poetką. Gratuluję :-)
OdpowiedzUsuńNamierzona się czuję!? Tak?
UsuńKarmnik z zegara mógłby być, ale szkoda mi zegara, no chyba że z kukułką. Ale by płoszyła sikory!
Rewelacyjne są te karmniki!
OdpowiedzUsuńI jakie śliczne hafty!
No to do roboty, prościutkie są!
UsuńPozdrawiam, dziękuję.
Fajne pomysły pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo pomysłowe karmniki. Moja mama w Zaciszu też dokarmia sikoreczki i kiedy sobie razem siedzimy przy oknie lubimy patrzeć na te małe piękności jak słoninkę pałaszują:) Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuń