Świty nie są mi obce nawet w październiku. Budzące się dni fascynują mnie różnorodnością przebudzeń. Zawierają wielkie tajemnice mających nastąpić, danych nam, godzin. Chwil, w których ktoś się narodzi, ktoś pożegna życie na zawsze, ktoś będzie szczęśliwy, a ktoś zrozpaczony. Każde ze zdarzeń mających dopiero nastąpić poprzedza świt TEGO dnia...
Tak budzi się dzień nad moją wsią. Nad polami, łąkami i moim domem.
Następne zdjęcia to zdjęcia nieudane. Poruszone, a może zrobione źle ustawionym aparatem, ale popatrzcie na niezamierzony efekt. Tak namalowałabym świt, gdybym potrafiła mieszać kolory i malować.
Życzę pięknych świtów, poranków i dni.
Cudowny świt, niebo wygląda jakby w ogniu było. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO kurcze, ależ miałaś piekny poranek! Cudne te kolory!
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam
jak w bajce
OdpowiedzUsuńczęsto mam takie właśnie ogniste widoki nieba:)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, ogród, inicjatywa, pomysły...znalazłam widze kogoś podobnego do siebie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z Mazur
Beata
Cudne zdjęcia, przepiękny ogród. Moje marzenie niespełnione. Podziwiam, że potrafiłaś coś takiego stworzyć, dla mnie to prawdziwe cudo. Trzeba mieć jakiś specyficzny zmysł, żeby w ten sposób widzieć i organizować swój świat... Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńA ja zazdroszczę umiejętności porannego wstawania. Też bym chciała, niestety ciągle mi nie wychodzi. Cóż, nie da się widocznie zrobić z sowy skowronka, ale widzę, że dużo tracę! Pozdrawiam spod Lublina!
OdpowiedzUsuńale ładne... ja zawsze, jak myślę np. o listopadzie, to sobie myślę tak: ale niebo to właśnie w LISTOPADZIE jest najpiękniejsze... i tak sobie tę jesień oswajam, bo, podobnie jak ty, NIE LUBIĘ.
OdpowiedzUsuńNiebo tak potrafi nas zachwycić swymi różnorodnymi kolorami , pięknie.
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia wyszły fantastycznie, efekt niezamierzony ale rewelacyjny - artystyczne uchwycone, całkiem jak malowane pastelami.
Dobra metoda, Megi.
OdpowiedzUsuńJoanno, po prostu trzeba czegoś bardzo chcieć. Wiem, nie zawsze wychodzi samo chcenie, ale czasem jest zaczynem. Potem to już tylko praca, praca, praca...