Zaglądają, podglądają.

wtorek, 8 listopada 2011

Szara proza w szarej strefie.

Ta szara strefa zaczyna się "za ogrodem". Piszę w cudzysłowie, bo to dalej ogród, tylko zupełnie nie reprezentacyjny, nie efektowny, w trakcie urządzania, a mimo to bardzo tę część bardzo lubię. Jasne, można tu urządzić cudeńka, jakieś nowe ogrodowe wnętrza, ale gdzie wtedy podziać warzywnik, kompostownik, gdzie palić odpady i gdzie dalej zastanawiać się CO TU ZROBIĆ? A ponieważ to bardzo miłe, tak się zastanawiać i planować, nie chcę się tej przyjemności pozbawiać i na razie nie robimy nic.  Już wspominałam, miała tu być dzika łąka, jakieś żywopłoty, cuda wianki, ale pomysły się zmieniają, a szara proza w szarej strefie na razie trwa. Niech trwa.
Szara strefa ogrodowa zaczyna się za tym fragmentem. ogrodu.
Wkraczam do szarej strefy, oglądam się i zastanawiam, jak ujarzmić irgę, która miała nigdy nie wyrosnąć. Jeszcze jest ładnie...
A oto ona, szara strefa w całej okazałości. Szary dym dodaje jej szarości.
Ale dlaczego ja dziś o niej piszę, bo dziś czeka mnie tu szara proza; szara praca . Kiedyś  trzeba...
Sprzęt czeka, start!
Widzicie, jak się szybko załadowało?
I skopało? Bruzda, kompost, przykryć, bruzda, kompost, przykryć...  Nie grabimy, dopiero wiosną. Zimą pozostawiona w ostrej skibie moja ciężka gliniasta gleba skruszeje. No, jeśli ktoś ma piach, to grabi teraz.
Precyzja, prawda?

 Macham sobie, macham, podziwiam widoczki i tracę. Tracę miliony kalorii. To jedna z wielu, ale baaardzo ważna zaleta posiadania ogrodu.Widoczek przy machaniu mam taki. Prawie "Odlot bocianów", ale bez bocianów i pastuszka.
 Zaraz pod szpadel pójdzie pole koperku. Wysiał się z dojrzałych baldachów kopru do ogórków. Rodzina cała pomroziła zapasy, ja mam pół zamrażarki, a on rośnie, jak w maju.
No to jeszcze pęczek, taki piękny, ostatni.
Chwilka odpoczynku na ulubionym miejscu, kiść winogron, też już ostatnia.
Spojrzenia na to jak, skarpa pokrywa się  powoli "oślimi uszkami".
No maj, po prostu maj!
A potem znowu bruzda, kompost, przykryć...
I jeszcze coś. Zbiór kamyków pracowicie zbieranych podczas kopania i grabienia. Poczekają sobie na zastosowanie. Nie wiem jakie, coś wymyślę.
Rany, jaka jestem zmęczona!
Miłych dni i jeszcze słońca!




6 komentarzy:

  1. Pięknie i lekko to opisujesz. Śliczne zdjęcia. Szybko się pracuje (tak pokazują zdjęcia). Podziwiam Cię za pracę, jaką wkładasz w swój ogród :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wątek o tych kaloriach to fakt :) W okresie letnim więcej się ruszałam w ogrodzie i forma była - a teraz ... uffff A to dopiero początek.

    OdpowiedzUsuń
  3. o, to musisz mieć TONY kompostu. A koperkiem się byś podzieliła;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, Gaju, Ty to tak wszystko sama :bruzda, kompost, przykryć??? Cały kawałek ze zdjęcia??? Jestem pełna podziwu, bo mój kawałek sąsiad traktorkiem obrabia, szpadlem nie dałabym rady.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz pełne ręce roboty!Za to potem sama radość w podziwianiu!Pozdrawiam.papa

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale apetyczny koperek!
    Takich kamorów, to bym troszkę przygarnęła ;)
    Co prawda u mnie jest ich dostatek ale teraz marzy mi się kamienista ścieżka i pewnie materiału zabraknie :)))
    A te zgubione kalorie na świeżym powietrzu...bezcenne doznania! Podziwiam Cię za samozaparcie i chęci do TAKIEJ pracy.
    Powiem szczerze, że jak uwielbiam wszelkie wykopki, to patrząc na tą przestrzeń do przerzucenia, ciężko byłoby mi się zebrać w sobie... Jesteś naprawdę pracowitą mróweczką!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń