Zobaczyłam go siedem lat temu, kiedy zastanawialiśmy się nad sensem kupna siedliska. Stał na jego straży przy drodze, przed wejściem na posesję. Brązowe liście miał całkowicie porażone szrotówkiem kasztanowiaczkiem. Jeszcze nie był mój, ale już go ratowałam. Wygrabiałam, paliłam i tak w kółko przez wiele dni. Sąsiad gospodarz radził zostawić tę robotę, bo "liście, pani, same się rozłożą". Wyjaśniłam o co mi chodzi, zrozumiał ideologię, nie zrozumiał sensu pracy, wsiadł na rower i odjechał. Wiem, co pomyślał, że ewentualna sąsiadka to miastowa wariatka. Wiem.
Grabiliśmy i paliliśmy przez kolejne jesienie, a cholerny szrotówek był. Wiedziałam, że to jego poczwarki ukryte w opadłych liściach, sieją spustoszenie i że tylko ta metoda tak na prawdę może dać efekt.
Dała! W tym roku nasz kasztanowiec jest zielony, mimo końca sierpnia!
Liście i tak zgrabimy i spalimy nie bacząc na wymowne spojrzenia sąsiada. Przez kilka lat już się oswoiłam z tym, co sądzą o nas Tubylcy.
W Polsce giną całe kasztanowe aleje, giną kasztanowce w parkach i przy drogach. Bardzo mi szkoda tych drzew i ciekawa jestem, bo to długi proces, czy w końcu zwycięży równowaga biologiczna, czy szrotówek kasztanowiaczek. A jeszcze czai się robiniaczek i lipowiaczek. Będzie co grabić i palić... już tak niedługo...
Pozdrawiam spod zielonej korony.
Wspaniale! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńA są w pobliżu inne? Nie zarazi się ponownie?
Cieszę się z Tobą. Ja podobnie ratuję kasztanowce z dziećmi w szkole. Efekty też są. Pozdrawiam. Ania:)
OdpowiedzUsuńpiekny...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie po wyróżnienie:-) w blogowej zabawie (to prawie łańcuszek św. Antoniego).
OdpowiedzUsuńCo do kasztanowca to podobno skuteczne jest podlewanie w V-VI drzew Confidorem (10 l roztworu w obrębie korony).
Gratuluję wytrwałości - warto walczyć o każdą roślinę a tym bardziej o tak piękne i okazałe drzewo. My w tym roku walczyliśmy o wierzbę mandżurską .
OdpowiedzUsuńKocham Cię Gaju za ratowanie tego kasztanowca. Mieszkam na ulicy Kasztanowej, która nie bez kozery tak się nazywa. Drzewa chorują, mimo leczenia i pielęgnacji, ale mają majem kwiaty a jesienią owoce, z których moje dzieci robią ludziki:) Nie wyobrażam sobie bez kasztanów mojej ulicy!
OdpowiedzUsuńbardzo ładny blog. zaprasszam również do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://piekny-domek.blogspot.com/