Przedogródek ma być wizytówką,zaproszeniem,a nasz raczej odstraszał,niż zapraszał. Zupełnie nie miałam koncepcji,zresztą skalniak,z którym najszybciej coś trzeba było zrobić i trawnik,żeby nie topić się w błocie miały priorytet. Ale nadszedł czas i na tę część ogrodu. Rozmyślałam długo...i nic. Poprzedni właściciele mieli tu ryż,mydło i powidło,a jedyną rośliną która była do zaakceptowania,to piękna peonia. Wykopałam,przesadziłam. Oprócz zielska rósł tam stary,zaniedbany bardzo jałowiec i to on pomógł mi w podjęciu decyzji.Podkrzesałam ostro,wygładziłam i ukazał się pięknie wygięty,rozgałęziony od samego dołu pień. Jak w japońskich ogrodach,pomyślałam i jak pomyślałam,tak zrobiłam. Na przekór"okolicznościom przyrody",a co mi tam. O ogrodach japońskich dużo wiedziałam choć jeszcze kilka lat temu nie były tak popularne.No,przede wszystkim wiedziałam,że są potwornie drogie. Usprawiedliwiłam się,że to będzie tylko mój japoński żart i zabrałam się do roboty sama. Zaczęłam od dziury w ziemi,która miała imitować element wodny. Widzowie uśmiechali się z politowaniem,a ja już sadziłam wszystko z "japońskim" w nazwie-runianki,tawuły,azalie,klon palmowy,miłorząb,do tego magnolia,różaneczniki,hosty i oczywiście hortensje. No,nie wszystko od razu ,trochę to jednak trwało. Żeby zamiary zrealizować, nie można było się spieszyć. Kilka roślin miałam,kilka dokupiłam i po pewnym czasie coś się zaczęło rysować,coś wykluwać. Doszły jeszcze głazy układane zgodnie z zaleceniami tylko w nieparzystych grupach,na jałowcu zawisł bambusowy dzwonek powietrzny i mój japoński żart dojrzewał. Jako wypełnienie pustych przestrzeni ustawiłam donice z moim pierwszym drzewkiem bonsai i iglakami. Kiedyś przypadkowo kupiłam za bezcen stukawkę. Pani w sklepie nawet nie wiedziała do czego to służy i co to w ogóle jest. Zalegało,drastycznie obniżyła cenę. Nie dziwię się,bo był to sklep ogrodniczy...przy cmentarzu. Może za rok stukawka zacznie stukać? I w ten sposób stałam się posiadaczką kawałka mojej własnej Japonii na wielkopolskiej wsi. A swoją drogą,jest w tym przedogródku jakiś klimacik,jest tu inaczej,ciszej,spokojniej. No i jest pięknie,pod warunkiem,że się o ten kawałek ogrodu dba szczególnie-wszystko musi tu być w porę przycięte,przystrzyżone,wygrabione. Może zawodowcy doczepiliby się do tego i owego,ale ja mam usprawiedliwienie,w końcu to tylko japoński żart.
Widok ogólny na przedogródek.
To co kiedyś było dziurą w ziemi zmieniło się w poidło dla ptaków-siadają na konarze i piją.
Hortensje,azalia i mech.
Bukszpan formowany i wierzba.
Sosna kosodrzewina pod sosną żółtą
Piękny widoczek ,ja też uwielbiam kamyki :)
OdpowiedzUsuńŁadna kompozycja bardzo lubię ogrody japońskie. Kiedyś podczas wakacyjnego wypadu, niedaleko Kudowy Zdrój natknęliśmy się z żonką na piękny prywatny ogród japoński, który można zwiedzać. Zwiedzanie go to było jak jakaś podróż, nagle jakby człowiek znalazł się faktycznie w Japonii. Ogród jest duży i jest na co popatrzeć. Tu jest próbka tego co ukaże się naszym oczom http://toster.pl/tost/248290
OdpowiedzUsuńsama chcialabym stworzyc przed domem niewielki ogrod japonski, ale po obejrzeniu tych zdjec wiem, ze nie mam szans. Chyba będę zmuszona zlecic to zadanie projektantowi ogrodow:))
OdpowiedzUsuń