Zaglądają, podglądają.

wtorek, 5 czerwca 2018

Zadumana.

Maj trwał. Mało; maj się skończył, a tu nic... Bo kto widział, żeby w maju, zamiast fotografować, kontemplować, popadać w zachwyty, latać z konewkami, podlewać lipcowo i ratować, co się da. Upał. Sorry, taka zmiana klimatu? No to dziś, żeby blog nie zdychał z upałów, coś wspomnieniowego z wiosennych wyjazdów.

Lubię oglądać i podglądać cudze ogrody. Kto nie lubi, wszyscy lubimy, prawda? Czasem, gdy podglądam, mam ochotę wejść, zapytać, czy można, pogadać z ogrodnikami, ale nie robię tego, nie wiem, jak zostałoby to przyjęte.
Tych ogrodów nie podglądałam, a te oglądałam zaproszona, tak lubię najbardziej.

Ogród Jana.

Pod wielkim miastem, gdzie kiedyś diabeł mówił dobranoc i wstyd było powiedzieć, że się w ogóle tam było, powstało małe miasteczko, a w nim domki i domy z ogródkami i ogrodami.
Do domu Jana,  prowadzi arteria i trudno sobie wyobrazić, że nie tak dawno jeszcze była tu piaszczysta droga, a zamiast cukierkowych domków, zwykłe gospodarstwa zwykłych rolników.


Dom jest na samym końcu drogi, dalej sosnowy las.
Widok zza płotu


 Ogrodzenie... No thuje, ale przełamane innymi nasadzeniami, nie tworzą ostrokołu.


Zaproszenie.


I oglądanie.


Pytam, co robi, że te świerki takie zdrowe, ale widzę, że słowo "conica" nic Janowi nie mówi i dziwi się hasłu przędziorki.
Zwiedzam.


Przycięte, zadbane, będą kwiaty...


 Ładnie jest.


Nie przepadam za tymi formami brzóz, a ta mi się podoba.


Z drugiej strony.



Pod brzozą.


I niżej.


Kiedy gospodarz o tym drzewie mówi, że to daglezja i dziwi się, że nie, ja też przestaję się czemukolwiek dziwić.


Radzi się, co dosadzić na skalniaku.


A skalniak, jak skalniak, dużo gorsze oglądałam i radzę nie dosadzać niczego.


Hiacynty, właśnie kwitły hiacynty...


Ogród projektowała jakaś firma, hiacynty sadziła Kasia.
Idziemy na kawę do altany.


Pijemy kawę, a ja zastanawiam się, czy kiedykolwiek widziałam smutniejszy ogród i smutniejszego ogrodnika.
Tak tu miło, spokojnie, słonecznie... i smutno.


Bo nie ma z kim pić wina i kawy, bo nie ma już Kasi.
Minęły dwa lata, to trzecia samotna wiosna Jana i jest w nim tyle żalu za minionym, nie powiedzianym, nie przeżytym razem. Bo Jan pracował, pracował, pracował...
Można mieć wszystko i nie mieć niczego.
Pozostał pusty dom i ogród, który kiedyś był, bo był, a teraz jest oczkiem w głowie, bo tak kochała go Kasia...

Lubię tam jeździć, żeby pogadać i spojrzeć na to co się ma z właściwej perspektywy.

Ogród Magdaleny.

Już go pokazywałam, ale w innej odsłonie, a poza tym ogrody w stylu japońskim, to ogrody zadumy, więc ten kojarzy się z poprzednim, który pokazałam.

Na powitanie niezwykle rzadka odmiana miłorzębu, a w tle te biedne kikuty drzew, jak wszędzie.


Dalej magnolia. Magdalena wspomniała nazwę odmiany, ale wyleciała mi z głowy.


A szkoda, bo jest to najpiękniejsza według mnie odmiana.


Cienistość.


Perfekcja.


Sadzawka.


Rybki.


Klimaty.


Altanka.


Latarnia.



Ścieżki.


Niby kostka nie pasuje, a pasuje.


Marzenie z karmnika ościstego.


Detale.


Inne detale w innej części, inna historia..


A u mnie?
Jak pisałam - praca, praca, praca, upał, upał, upał. A co wypracowałam, pokażę, mam nadzieję niebawem.
Na koniec o wypowiedzi byłego ministra od dewastacji przyrody. Opowiadał o zaletach smakowych... gołębi grzywaczy. Oniemiałam. Jak można, jak można publicznie popisywać się, bo to był popis, swoim dnem?


To moje grzywacze ogrodowe.
Wyobrażacie sobie?
Pozdravka.



























23 komentarze:

  1. Tacy ministrowie jaki nierząd. Wszyscy jakby z bardzo od Słońca odległej planety o bardzo niskim stopniu rozwoju. W tym roku jakoś dziwnie z tą pogodą, tworzą się jakby jakieś nieduże enklawy pogodowe- w jednej sama susza, w drugiej pada i burzowo, żadnego umiaru w pogodzie, same extrema.
    W końcu posadziłam na balkonie begonie stale kwitnącą i niskie aksamitki (wysiliłam się;)))), ale były dni, że musiałam na 5 skrzynek zużyć 5 l wody, choć wg "porad ogrodniczych" begonie i aksamitki żyją bez wody. Może w ogrodzie, ale nie na balkonie, na którym słońce operuje od 8,00 rano do 17,00, a temperatura taka, że można pewnie na parapecie jajecznicę usmażyć.
    Zaprojektowanie ogrodu tak by nie tylko był ładny ale i funkcjonalny a do tego by się roślinkom ze sobą dobrze sąsiadowało to nie jest łatwe. A Twój ogród spełnia te wszystkie warunki i bardzo, bardzo go lubię odwiedzać.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak, mój "ulubiony" poseł z tylną częścią stopy pobił wszystkich! Brawo! Pycha szła przed upadkiem... i jak walnęła! Niech Ci wysiłek kwitnie obficie. Odwiedzaj, zapraszam, ale z pochwałami przesadzasz.

      Usuń
  2. Nie słyszałam o tej wypowiedzi, niech sam siebie zje... dno!!!
    Bardzo lubię oglądać ogrody, bardzo przyjemny post, bardzo też poruszający. Ogrody pomagają, są balsamem dla duszy, bezcenne. <3

    Pozdrawiam Cię serdecznie, zmęczona upałem. hehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie zjada, paskud jeden.
      Poruszający...ano życie.
      Pozdrawiam nieco chłodniej. Wreszcie.

      Usuń
  3. Ja też lubię podziwiać ogrody, a tu aż się łezka zakręciła. Dzień mam taki refleksyjny,bo i u mnie nie za dobrze się dzieje i ja też Magdalena. Ech życie..., nigdy nie wiadomo kiedy wszystko zostanie nam zabrane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdaleno, wszystkiego dobrego życzę. I tyle.

      Usuń
  4. Po bieganiu z konewkami -[drugi miesiąc] siadam przed komputer i wchodzę na Maję w Ogrodzie [w tym Twój] wchodzę na fora ogrodowe i oglądam ogrody.Tylko tyle w tym upale mogę robić.Pozwala mi to przetrwać upały i nie zniechęcać się podlewaniem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też biegam, biegam i końca nie widać. Maraton już przebiegłam i to z ciężarami. Wmawiam sobie, że to dla kondycji. Też lubię i oglądam, wszystkie, oprócz siebie.

      Usuń
  5. Ja tez tak mam, zagladam do ogrodow, kradne chwile i widoki, zaraz wiem cos o wlascicielach. Lubie odwiedzac te sama ogrody w pewnych odstepach czasu. Niekiedy smutnieja, a nawet jezeli nie smutnieja same ogrody to smutnieja ich wlasciciele. Czasem jest na odwrot smutny ogrod nabiera zycia. Dziekuje za Twoje refleksje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Po ogrodach ich poznacie... Są piękne, takie sobie i takie... gorsze.
      Proszę, czasem refleksja potrzebna, żeby się nie zagubić.

      Usuń
  6. Przepiękny jest ten pierwszy ogród (na razie o nim przeczytałam). Oglądając zdjęcia zastanawiałam się właśnie, że on taki niesamowicie uporządkowany a tu mamy tęsknotę za bliską osobą... to wszystko tłumaczy. Bardzo kochał swoją żonę, to takie już rzadkie...
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo kochał, a jak bardzo, widać po ogrodzie i po Nim... Masz rację, to coraz rzadsze.

      Usuń
  7. Powtórzę po raz kolejny. Podziwiam właścicieli takich ogrodów i jestem szczęśliwy, że sam takowego nie posiadam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie. Nie miałbyś czasu na fotografowanie, podglądanie, czajenie się na obiekty. U mnie wczoraj piękny obiekt, bocian, spacerował na ogromnym polu kapusty. Oczywiście aparatu nie miałam, a za bociana w kapuście powinnam dostać co najmniej 500 +++.

      Usuń
  8. Ja w sprawie magnolkowej - magnolka z ogrodu Magdaleny to albo 'Black Tulip' albo 'Genie' zwana z polska "Gienką". Zaprawdę urodna! Co do ogrodowania, ogrodujmy na całego, kto wie czy świat potrwa jeszcze dwa tygodnie jak to mawiał Woody Allen ( o tych dwóch tygodniach a nie o ogrodowaniu;-) ). Trza nam żyć tu i teraz, tak żeby niczego nie żałować ( znaczy nie nadużywać ani żyć słabo ). Co do byłego ministra, patrona drwali słoikującego korniki, to należy się cieszyć że mutantów w lesie nie kazał hodować. Takie na przykład sarenki z widelcami w grzbiecie cudownie wyrosłymi żeby od razu człowiek się orientował po co ta żywina w tym lesie istnieje. No bo taki gupi człek bez wykształcenia leśnego to jeszcze pomyśli że do czego innego niż do pieszczenia kubków smakowych szyszkopodobnych. ;-) Co do posła osła to zazwyczaj tak jest że piejący o moralności majo skłonności do błotka wszelkiego rodzaju, Molier o tym ładną komedyjkę dawno temu napisał. Ja czekam jak pieprznie o bruk geniusz ekonomiczny naszego premiera, obiecanki w stylu Edwarda G. przypominajo mi lube czasy mojej młodości. Wolałabym powtórnie nie przerabiać talonów na żywność więc cała moja nadzieja w tym że tzw. Matołusz nie będzie premierował tak długo jak długo "rzundził" ten najczulej wspominany ze wszystkich pierwszych sekretarzy PZPR nieboszczki. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tka, to Gienka, skojarzyłam z nazwą, którą podała mi Magdalena. Piękność nad pięknościami.
      Pieprznie o bruk... no, ja czekam na wiele takich pieprznięć. Czy doczekam? dlatego cieszę się tym, co mam, jeszcze mam, każdą chwilą, nawet tą utyraną w ogrodzie. Matołusz - cudne.

      Usuń
  9. A ja trochę inaczej - niestety większość z nas to nadal mięsożercy. Niby moda na wegetarianizm, weganizm i inne formy diet roślinnych nabiera mocy, my Polacy bez mięsa ani rusz. Powszechnie jadane są bażanty, przepiórki, a gołąb to niestety też ptactwo i do tego rzeczywiście wyśmienite w smaku. Wiem, bo w Afryce to jadło powszechne, a mieszkałam tam 7 lat. Czym różni się jedzenia gołębia od jedzenia kurczaka? Od jedzenia świnki, krówki, cielaczka, etc...
    Tak więc zostańmy w ogrodach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hodowla zwierzyny leśnej, szczególnie w Europie, nie jest tym samym co prowadzenie chlewni a z rozmówek medialnych pana byłego ministra można było odnieść takowe wrażenie. Gołębie w celach spożywczych hoduje się w gołębnikach, są odmiany mięsne, nikt nie broni spożywać. Natomiast przy odławianiu zwierząt z natury to możemy sobie zrobić to samo co już zrobiliśmy z przepysznymi kwiczołami, doskonałymi w smaku cietrzewiami że o wyśmienitych głuszcach ledwie napomknę. Las to nie są delikatesy dla smakoszy tylko ekosystem z którego człowiek wyrósł, znaczy przeszedł w habitat który sam sobie stworzył. Jeżeli chce ten dawny ekosystem zachować to nie może go traktować tylko jako spiżarni czy miejsca pozyskania drewna. Howgh!:-)

      Usuń
    2. Ja wszystko rozumiem, skończyłam zootechnikę zwaną kiedyś hodowlą zwierząt, a jednak chów zwierząt na określone przeznaczenie różni się od zabijania bażantów wypuszczonych z woliery po to, żeby określony buc mógł sobie popukać do łatwego celu. Przecież nie zabija ich, by wykarmić rodzinę, zabija dla przyjemności zabijania. Tego nie mogę pojąc. A, i nie jedzcie kurczaków, nie dawajcie kurczaków dzieciom, bo ich mięso to zestaw antybiotyków i innych świństw. Antybiotyki zapisuje lekarz, nie leżą na półce w markecie.

      Usuń
    3. Myślistwo i łowiectwo nie są same w sobie zbrodnią, pod warunkiem że są prowadzone w sposób cywilizowany. Tak jest np w Anglii, gdzie każdy szanujący się ziemianin ma komplet broni myśliwskiej i czasem poluje. Ja bym w polowaniu udziału nie wzięła, a o zabiciu jakiegokolwiek zwierzęcia to nawet nie mogę pomyśleć. Nie mam też wątpliwości, że część myśliwych to nie całkiem zdrowi ludzie, ale są i uczciwi leśnicy,bo takich znam.
      Nie powinniśmy chyba już jeść niczego :-( Co i raz pojawiają się alarmistyczne artykuły o hodowlach chorych łososi, zdjęcia farm zwierzęcych przyprawiających o zmory senne, truskawki przepojone pestycydami, itd.
      I jak żyć? - że powtórzę słynne i historyczne pytanie Pana paprykarza.

      Usuń
  10. Hej widzę że tutaj znalazłem przepis na ogród idealny. zakochałem się od pierwszego wejrzenia.

    OdpowiedzUsuń