Że - patrz - jeszcze niedawno, a tu już...
Niedawno, choć znowu nie aż tak, bo to przecież początek jesieni.
Ale jakże słonecznej.
Z motylami.
Kamienie jeszcze ciepłe.
A na nich.
I nad nimi.
A potem z dymami dolatują zapachy jesieni.
I niebieszczą się jesienne astry.
I szumią jesienne trawy na niebie.
Ale na ławeczce pod wierzbą nikt już nie przysiądzie.
Żurawi na łąkowych dalach nie wypatrzy.
A przecież jeszcze wczoraj...
Było, minęło i tyle.
Wtedy nadchodzi najsmutniejsze.
Rodzice.
Ale i radosne.
Spotkanie z rodziną. Odkładane od wiosny, umawiane, spełnione - los tak chciał - w minioną sobotę, w oku Grzegorza.
Wiało, wiecie jak wiało, lało, ale jak nie teraz, to kiedy? Na kolejną na wiosnę?
Pisała Poetka? Pisała. Więc modląc się do wszystkich świętych...
Rodzina mieszka w pięknych okolicznościach przyrody, choć oglądać ich było nie sposób.
Fajnie, ale mieszkać w zabytku łatwo nie jest.
Poza tym kuzynka - właścicielka do fanek ogrodów się akurat nie zalicza, a tu los dał jej ponad hektar starodrzewu, gdzie niejeden ogrodnik zrobiły cuda. Bywa.
Najpierw wielki rejwach powitalny, potem co u kogo, a dalej popłynęły wspomnienia...
Więc Babcia.
Dziadek.
Ich dzieci.
Córka - Mama kuzynek.
Syn - nasz Tato.
I ich najlepszy na świecie zięć.
I jeszcze ich powojenny ślub. Bez sukni - bezy, welonu, limuzyny, a miłość i życie, że daj Boże każdemu.
Czy wy widzicie tych chłopaków?
Serial bez charakteryzacji, a honor, wiem to po ich losach, nie był tylko filmowym tytułem.
Potem były zdumienia, że wiadomo już po kim usta ma Marysia [ ale żeby po praprababci?], po kim część rodziny ma takie brwi, że nasz Marcin to wykapany wasz Tato, a ty to nasza Mama.
Wtedy rozległ się trzask.
Wierzcie, nie wierzcie, na półce ciężkiego, solidnego mebla, którego nikt nie dotknął, bo wszyscy siedzieliśmy dookoła stołu, przewróciło się oprawione w solidne ramki właśnie to ślubne zdjęcie.
Wszyscy zamilkli i tylko gospodyni powiedziała, że przecież nigdy, nigdy jeszcze się nie przewróciło...
Zgodnie ustaliliśmy, że patrzą na nas. Że cieszą się naszą radością i tym, że jesteśmy razem. My. Dzieci, wnuki, prawnuki i najmłodsi, a nawet najmłodszy z częściowo dorosłego już piątego pokolenia.
A to my, uczestniczki spotkania, trzecie pokolenie, cztery kuzynki, cztery jedyne wnuczki Babci i Dziadka, w dzieciństwie.
I dziś te cztery baby, nagadać się nie mogły, a czas mijał. Nie pojechaliśmy na cmentarz, bo orkan nie odpuszczał, a przodkowie wybaczyli i ciemną nocą do domu doprowadzili.
No więc mija, ale póki pamiętamy, póki przekazujemy pamięć następnym, trwamy.
I tego trwania, niekoniecznie już tylko w postaci zdjęć i wspomnień, życzmy sobie jak najdłużej.
Pozdravka.
Ładnie napisane.Bardzo cenne są takie spotkania
OdpowiedzUsuńDzięki. Fakt, są cenne, a nawet bezcenne.
UsuńWspaniały post, piękne wspomnienia... Ach jakie to cudowne :-) Ale i przemijające. Pamiętamy o tym szczególnie teraz, kiedy przychodzi czas zadumy i wspomnień. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńTyle nas, ile o nas wspomnień... Dziękuję.
UsuńPiękne wspomnienia, dobrze że nam ich nie zabierają :-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, tego nikt i nic nam nie zabierze!
Usuńach... uwielbiam Cię czytać i oglądać
OdpowiedzUsuńAch... żenujesz mnie.
UsuńZycie, przemijanie, wspomnienia...
OdpowiedzUsuńSe la vie...
UsuńPiękny wpis. I w formie i w treści :)
OdpowiedzUsuńDzięki Ci wielkie.
UsuńPrzypomniały mi się pocieszające ( dla mnie ) wersy Poświatowskiej:
OdpowiedzUsuń"minąłeś
minęłam
już nas nie ma
a ten szum wyżej
to wiatr
on tak będzie jeszcze wieczność wiał
nad nami
nad wodą
nad ziemią"
Lubię, bardzo lubię poezje, tylko kto dziś ją czyta? Wersy piękne, tylko kto je rozumie? Ty! I ja.
UsuńZdjęcia w sepii zawsze tworzą klimat, nadają inny wymiar naszej przeszłości. Wizualnie, bo pamiętać, to nie jest tylko iść i zapalić ten znicz 1 listopada. Jak zwykle ładnie napisane.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Sepia tez przeminęła, a miała swój urok.
UsuńW Polsce to mamy najpiękniejszą jesień :) Ta pora roku pokazuje nam jak wszystko jest jednak ulotne.
OdpowiedzUsuńTak, ulotne. Pocieszam się, że za cztery miesiące nastapi odradzanie.
UsuńI tak właśnie powinno być zawsze! Wielkie Rodziny, rodzinne spotkania, dzieci, psy, koty ... Zazdroszczę, gdyż nas jest mało, ale może kiedyś będzie więcej:) Przepiękny ten Twój post jest:)
OdpowiedzUsuńPowinno, ale w naszych zwariowanych czasach coraz mniej takich spotkań, a szkoda. Pies też był, a jakże.
UsuńŻyczę, żeby Was było coraz więcej i dziękuję za dobre słowa.
Czas mija, to normalne, ale wspomnienia ożywają właśnie w takich chwilach, w gronie najbliższych. Żyją w nas, dopóki o nich mówimy, dopóki wspominamy.
OdpowiedzUsuńPiękny wpis
Nic dodać, nic ująć, właśnie o to mi chodziło. Dzięki.
UsuńWitaj Kochana :)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to się stało, że nowy post odkryłam na zaprzyjaźnionym blogu a nie u siebie, ale najważniejsze, że odkryłam :)))
Piękna jesień u Ciebie bo taka słoneczna, a że jestem niedoświetlona to tęsknię za nim ogromnie. Piękne przemyślenia i jak trafne z tą przemijalnością. Mam ją odkąd nastał wrzesień, październik był marudny w moim wykonaniu a listopad bije wszelkie rekordy mej nostalgii za latem :)))))))))
pozdrawiam :)
Bywa. Ja też czasem przegapiam, wchodzę z innych blogów, gubię ulubione.
UsuńNiedoświetlenie odczuwamy chyba wszyscy - te smuteczki, depresyjki, nastroje. Żeby już chociaż luty, a to tak daleko.
Też pozdrawiam.
Całkiem przypadkiem wstąpiłam i za Twoją furtką znalazłam ciekawą lekturę na jesienno zimowe wieczory... Ponieważ jestem tu po raz pierwszy mam sporo do nadrobienia ... tymczasem pozdrawiam ...
OdpowiedzUsuńMiło mi, jeśli Ci się podoba, poczytaj, poprzeglądaj.
UsuńPozdrowienia i miłej lektury.
Trafiłam tutaj przypadkowo, przeczytałam i się popłakałam..... Ja już mam więcej Bliskich na cmentarzu niż w realu, no cóż taka kolej losu. Pozdrawiam. Marianka
OdpowiedzUsuńWzruszająca opowieść.
OdpowiedzUsuń