Jest dziesiąta, jest 31. lipca i jest 31 stopni.
Roztapiam się.
Zimne śniadanie nie ratuje.
Blog trafi szlag, już nikt tu nie zajrzy. Codziennie się zabieram i nic.
Może więc, żeby go uratować, bo szkoda, szybki przegląd lipca.
Najpierw Lublin.
To miasto, pełne wspomnień i magnetyzmu, odwiedzam z uporem maniaka.
Chłonę jego zapachy.
Lublin pachnie lipami.
Podziwiam wszystko.
Wspominam. Tu mieszkali Dziadkowie.
Zachwycam się nowym.
I starym.
Siedzę i siedzę... Tu.
...myślę i myślę... Tu.
Skojarzyło mi się - Beata też stąd.
Ja też trochę. To miasto mojego Taty. Podchorążówka, ma dwadzieścia lat i jeszcze nie wie...
Stąd wyruszał drugi raz. Widać gdzie.
Na pięknym cmentarzu pełnym mogił takich i o wiele starszych, jest grób Babci.
Rozumiecie więc, że do Lublina muszę.
Miał być taras latem, ale nie będzie.
Nie będzie, bo tło mi się zepsuło. Jak pokazać śródziemnomorskość na takim tle?
Moja uratowana dawno temu katalpa, która rośnie przed tarasem, wygląda tak, a trawnik w lipcu wyglądał jak w październiku.
Leczę i mam nadzieję, że wyleczę.
A tak pięknie zakwitł agapant.
Dwanaście pędów kwiatostanowych na jednej roślinie dzięki trzymaniu jej w ciasnej doniczce. Sprawdza się!
Ogród w upale jakby poszarzały, senny, dopiero na zdjęciach widać kolory.
Floksy rozmnożone skutecznie, ale bez szaleństwa.
Skoro przy różu jesteśmy, to hortensje jednak oszalały.
Hibiskus tez nieźle, ale to dzięki wodzie.
Szary z niebieskim w kompozycji przypadkowej.
I niebieski jako taki z rdzawym aksamitkowym.
Potem rdzawy przechodzi w złoty...
A ja idę w cień, bo już 32 zmienia się w 33.
W lipcu kręcono u nas reklamę pewnego wchodzącego na rynek nawozu.
Udział brał mój warzywnik, M, trawnik i hortensje.
Jestem pełna zachwytu nad tym, co potrafi telewizja. Mój beznadziejny warzywnik na ekranie był taki, że gdybym nie wiedziała, jaki jest, to bym uwierzyła.
Pod koniec lipca druga podróż sentymentalna.
Tą drogą przez wiele lat jeździłam i chodziłam.
Bo tam, w tym ukrytym w głębi pałacyku, mieszkaliśmy.
Stacja Hodowli Roślin przestała istnieć, park i pałac ktoś kupił, wyremontował, i chwała mu za to, ale czemu nie pozwolił mi sfotografować z bliska?
Bo są ludzie i ludziska. Nie, to nie.
Mamy wspomnienia i zdjęcia.
To młodsza córka i ja w "pałacowej" kuchni z widokiem na park.
Tego obiektu natomiast nikt nie pilnuje.
Już nie ma czego pilnować. To moja ukochana szkoła, a właściwie to, co zrobił z niej czas i źli ludzie.
Kiedyś tętniło tu życie...
Uczyłam biologii . No to dziś mamy temat - " Sukcesja ".
I ilustracja.
I po lipcu.
Po smutnym lipcu.
Zbieram maliny i nucę "Cykady na Cykladach".
Pozdravka.
Hortensje szaleją, bo oprócz hektolitrów wody lubią upały.Gdy byliśmy w Soczi to my z upału nieomal mdleliśmy a hortensje "szalały", a że wysoka nie jestem to patrzyłyśmy sobie w oczy z hortensjami. Wszędzie wygląda marnie, wszędzie susza.
OdpowiedzUsuńU mnie jest skromne +36 - cały dowcip to nie wychodzić z domu po 10 rano. Więc robię kontrolowany przeciąg.Kwiatki na moim balkonie padły ofiarą "nie wiem czego", nawet aksamitki "nie wyrobiły" Przeczekam te upały, wygrużę zawartość skrzynek, zmienię ziemię, posadzę astry.
Ale ogród Twój i tak jest piękny, nawet z trawnikiem jak w pazdzierniku.
Każde miejsce na Ziemi wygląda pięknie w kamerze filmowej, już nie jeden raz się nabrałam, więc się nie dziw, że warzywniak w kamerze wypiękniał.
To miałaś lipiec nieco nostalgiczny, ale oprócz radości potrzebny jest też smuteczek- żeby radość docenić.
Serdeczności i....nieco chłodu ;)
Ach oczywiście, ze doceniam. Hortensje szalały, szalały, aż się ugotowały.
UsuńPozdrawiam chłodno, wręcz ozięble. Czujesz?
Super:-) co duzo pisać :-) życie się kreci i pędzi jak rakieta. Takie śniadania obiady i kolacje bym tylko jadla boziu takie upaly ze padniemy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, coraz bliżej padnięcia. Upał trwa, a nawet się wzmaga i żadnej chmurki na niebie. Jemy "na zimno", bo nawet garnki grzeją.
UsuńTez pozdrawiam.
Jak w życiu, smuteczki przeszłości i drobne radości. Ogród zawsze daje dużo radości. A w sobote po nocnym zaćmieniu i smutnej wiadomości nuciłam " a planety szaleją"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.:)
Jak w życiu, masz rację. Takie smuteczki muszą być i oby tylko takie.
UsuńPozdrowienia.
No upały, upały, ale za to jakie podróże sentymentalne odbyłaś. Zazdraszczam, ja dziś z żalem serca zrezygnowawszy z wycieczki ( Mamelon podjęła nieudaną próbę wywabienia mnie z chałupy ) bo nie jestem w stanie funkcjonować w tej temperaturze. Ech, aż się pisać nie chce z tego gorąca. Co do tzw. magii obiektywu - oj żeby tak się na real przełożyła. ;-) I nie narzekaj że nikt nie zagląda, nawet jakby nas wszystkich wymiotło to spamerzy z Azji czyhajo. Co prawda nie wiem czy czytajo ale odwiedzajo na pewno. ;-)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, uświadom mnie, jak wiesz, po co ta Azja tu zagląda? Nie wiem, a bym chciała. Co do magii - kiedyś zobaczyłam w telewizornii mój osobisty kompostownik i to dopiero była magia! najpiękniej wyglądał głąb od kapuchy i skorupki jajek...
UsuńNielicho. Najpierw cisza, a potem post, jak grom z jasnego nieba:))
OdpowiedzUsuńNo tak, czekam na gromy, a tu 35 i wszystko ugotowane. Jak pisać panie, jak żyć?
UsuńW jeziorze! Tylko w jeziorze!
UsuńSpokojnie, zaglądamy ☺ I snujemy refleksje o przemijaniu wspólnie. ..
OdpowiedzUsuńNo to snujmy dalej...
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńa ja wciąż czekam na moje agapanty, tylko że u mnie będą fioletowe
OdpowiedzUsuńA widzisz, ja też kupiłam fioletowe, nawet nie wiedziałam, że są białe i taka niespodzianka. Dlaczego czekasz? Nie kwitną?
UsuńJak zawsze pięknie,Twój ogród zasługuje na takie reklamy i oklaski... w tym roku znowu odwiedzam Kazimierz i na mojej liście ( bo nie zdążyłam w zeszłym roku) jest Lublin którego przedsmak mi pokazałaś za co serdecznie dziękuję...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Łojtam, łojtam... Do Lublina koniecznie, a ja w tym roku nie zdążyłam do Kazimierza.
UsuńA no tak... czas nie tylko leci, mija ale i przemija... jak wszystko. To tylko nam ludziom wydaje się, że tworzymy coś na wieki... a to bujda. Dokładnie wczoraj zamyśliłam się próbując sobie wyobrazić jaki to może być rok 2100. Jak będą patrzeć na ten nasz 2018? Czy tak jak my na początki XX wieku czy może XiX wieku? Jesteśmy tu i teraz i trzeba się tym cieszyć. Możemy sobie porozmawiać, o zapraszam na kompocik z mirabelek, których może w tym wspomnianym roku już w ogóle nie będzie albo będzie coś przefabrykowane do chemicznego składu? Cieszmy się naszym 2018 rokiem i naszymi pięknymi czasami :D
OdpowiedzUsuńMasz rację w 100% - cieszmy się. Tylko czemu to wszystko tak szybko mija? Znasz odpowiedź? Kiedyś zastanawiałam się, jak to będzie w roku 2000, a było do niego jeszcze sporo. I co? Jest 2018...
UsuńWydaje mi się, że znam. Dobrym przykładem tego mogą być filmy nakręcone jeszcze w 30 lat temu. Mówię o obyczajowych ,,Dom" itd. trudno je teraz oglądać bo fabuła toczy się jak flaki z olejem. Można by powiedzieć, że tam się nic nie dzieje, powolna akcja, powolny dialog. A przecież dawniej oglądało się te filmy z zainteresowaniem. Co się stało? Nasz mózg się zmienił. On szybciej analizuje i szybciej pracuje, zapisuje tylko część rzeczy z dnia, z tygodnia. Dawniej miał czas zapisać siedzenie na kozetce czy nudzenie się, dziś tego nie zapisuje bo z automatu mnogość bodźców jaka w nas wali każe mu zapisywać tylko te, które wywarły jakieś emocje. Nie zapisuje nudy. Spróbuj nic nie robić, zapisz sobie przed eksperymentem, to ważne przed, bo jak zapiszesz to już możesz pamiętać. zapisz sobie przed eksperymentem czas nudy i sprawdź ten dzień po 2-3 dniach, nie będziesz tego czasu pamiętać. Wychodzi za 2-3 razem bo za pierwszym zapisuje bo ciekawi CIę to, więc rejestrujesz.
UsuńW każdym razie czas leci nam szybciej bo mózg pracuje na szybszych obrotach a wraz z nim my i dlatego, że nie rejestruje wszystkiego i kiedy zastanawiamy sie nad minionymi dniami to niewiele z tego czasu jest. I na tej zasadzie mijają nam kolejne dni a my się nagle budzimy, że to połowa miesiąca. potem koniec miesiąca, a to początek... to są 3 wytyczne okresy miesiąca na który na ogół zwraca się uwagi, w tym okresie skupiamy uwagę na tym, ale rejestrujemy tylko to że jest połowa miesiąca, początek... ogólnie nie pamiętamy potem co robilismy tego dnia jeśli nie był jakoś przez nas wyróżniony - wyjazd, impreza, spotkanie, coś do załatwienia, popsute plany, niespodzianka itd.
Podawałaś na blogu przepis na nalewki? Potrzebuję przepis :)
Tej katalpy to mi żal. Moja pięknie kwitła i liście ma zielone, ale i u nas susza powoli daje się we znaki.
OdpowiedzUsuńByłam w Lublinie parę lat temu- piękne miasto.
To Ty pałacowa panna jesteś. A teraz z pałacu na rolę:):):)Śliczną masz córkę. Obie jesteście fajne:)
Jak widzę takie marnotrawstwo, jak ta szkoła, to zalewa mnie zła krew. Przecież budynek można było wykorzystać na inne cele.
Byłam wielkomiejska, płacowa, nawet małomiasteczkowa byłam, a teraz wsiowa. I wolę własną rolę niż cudzy pałac.
OdpowiedzUsuńHahaha, to moja wnuczka, zresztą najmłodsza z trzech. Ty masz prawo nie wiedzieć, ale mylą się czasem ci, którzy nas widzą, [szczególnie z najstarszą i średnią] a nie wiedzą i to są najwspanialsze komplementy. Dziękuję.
Budynek, do końca zadbany, można było, ale komuś się nie chciało chcieć. Powinno być karane, a nie jest.
Jaka to reklama? Pochwal się, bo chciałabym ogród obejrzeć w tej innej wersji ;-)
OdpowiedzUsuńAkademia Ogrodnika od.683.
Usuń:) pięknie Pani pisze
OdpowiedzUsuńMiło, dziękuję.
UsuńChciałabym mieć ogród. Chciałabym bo kochać. Chciałabym go tulić. Nie mam..Ale wierzę, że będę miała.
OdpowiedzUsuńJasne! Jasne, że będziesz miała, kochała, tuliła. Pieliła, kosiła, przycinała...Kiedyś też nie wierzyłam, że będę miała, a mam.
UsuńPięknie 😊
OdpowiedzUsuńSuper! :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Twojego bloga! W tym roku urządzałam swój ogród i był on dla mnie ogromną inspiracją do działania. Sama niestety nie mam takiego talentu, więc projektowanie ogrodow wroclaw przyszło mi z pomocą. Efekt był oszałamiający m.in. dzięki Tobie!
OdpowiedzUsuń