Swoim okiem, swoim aparatem.
Wracam więc do lata, kiedy to nagle po diable przyjechał do nas Zbyszek.
Pisałam o tym, ale przypomnę - dawny kolega M, wsiadł na rower i pyknął ,ot tak, głupie70 km, żeby sprawdzić, czy M to ten M, jego dawny kolega. Okazało się, że ten.
No i tenże Zbyszek przysłał mi właśnie płytkę ze zdjęciami, które wtedy zrobił swoim wypasionym aparatem.
I wreszcie mogłam zobaczyć, jak TO widzą inni.
Okazało się, że mniej więcej, a nawet więcej, widzą tak samo.
Zdjęcia i ujęcia dokładnie takie same jak moje.
Wróć! Ujęcia tak, ale zdjęcia o niebo lepsze. Bo ma wypasiony aparat. Ja też mam wypasiony, tylko nie umiem go nastawić, przestawić, ustawić i co tam jeszcze trzeba, żeby wyszło mi dobre zdjęcie. Te migawki, przesłony, pokrętła mnie dobijają.
W lot ogarnę nowy laptop, nowy smartfon, aparatu nie ogarnę.
Kapliczka moja ukochana. Też dostrzegł.
A trudno wypatrzeć Matkę Boską wielkości liścia bluszczu. Bluszczu, nie katalpy!
Cytaty M, myśli moje:
"Zobacz, zobacz, jakie piękne zdjęcia możesz robić, a twój aparat leży i kurzem porasta"
Czasem wycieram...
" W dodatku masz dwa obiektywy."
Do dziś nie wiem po co...
"I statyw masz. Właśnie, gdzie jest statyw?"
Gdzie jest statyw...
"Po co ja ci ten aparat kupiłem?"
Też nie wiem po co...
Zanim go dotknę, to ważka mi odleci, słońce zgaśnie i po ptakach, bo odfrunęły...
Nawet chciałam, nawet się starałam, ale jak mam latać z tym aparatem i jednocześnie czytać instrukcję obsługi, która nie dość, że ma 200 stron, to jeszcze jest w lapku? No jak?
"Znowu z komórką latasz, a aparat..."
O kurzu będzie...
Bo mi się popsuła moja mała cyfróweczka, moja ukochana, co to w kieszeni się mieściła, a nie ten z tą lufą...
Pies. No przecież taki sam jak z komórki.
I domek.
I do zobaczenia.
Ach, lato...
Na koniec dalszy ciąg historii innego Zbyszka", czyli:
"Jak daleko pada jabłko..."c.d.
Cały on, cały Zbyszek! Adresu zwrotnego nie podał, bo go nie miał. Po prostu - pływał po morzach i oceanach, bywał w świecie, a że był akurat w NY, to i pozdrowienia wysłał.
Rodzice szaleli ze szczęścia, że żyje.
Pod jak wieloma banderami pływał, powiedziała nam dużo później jego książeczka żeglarska. O tym do jakich portów zawijał, mówiły rzadko przysyłane kartki z egzotycznymi widoczkami równie egzotycznych miast i ze zdawkowymi krótkimi pozdrowieniami.
Aż pewnego razu, oprócz pozdrowień, podał dokładną datę wpłynięcia "jego" jednostki do Gdyni, a może do Gdańska, nie pamiętam, i zaproponował spotkanie. W porcie, bo poza port ruszyć się nie mógł.
Kim on wtedy był? Bezpaństwowcem? Tylko to przychodzi mi na myśl.
Na spotkanie oddelegowana została siostra, czyli moja Mama.
I spotkali się, jakoś się spotkali. Powitanie było mało wylewne, bo co tam te kilkanaście lat niewidzenia.
"Widzenie", znane mi z opowieści, odbyło się w atmosferze mało rodzinnej i zakończone zostało karczemną awanturą.
Port - opowiadała Mama - sami marynarze, obce języki, gwar, gwizdy wygłodniałych wilków morskich na widok młodej kobiety. Już miałam dosyć, a to był początek.
Siostra przekazała listy od rodziców, a brat zaproponował obiad, bo chwilę czasu miał.
Obiad - opowiadała dalej Mama - ja w życiu nie byłam w takiej spelunie, w takiej marynarskiej knajpie, gdzie wóda lała się strumieniami, siekiera zawisłaby w powietrzu, goście [ prychnięcie ] wrzeszczeli, a gwizdy ucichły wtedy, gdy Zbychu wstał i powiedział po angielsku, że to siostra. Uwierzyli, bo że dobrej chemii między nimi nie ma, widać było dokładnie.
Nie wiem o czym rodzeństwo rozmawiało, ale wiem, że na pewno cały czas się kłóciło.
Przed wyjściem z knajpy Zbychu podszedł do baru, pogadał z kim trzeba, z pietyzmem załadował swój wielki marynarski wór butelkami, zarzucił go na ramię i dał oniemiałej z wrażenia siostrze znak do odwrotu. Mineralnej w tych butelkach nie było, na pewno.
Na siostrzane stwierdzenie, że wstydzi się z nim iść, powiedział, że może sobie iść za nim, albo przed nim, może udawać, że się nie znają, jemu to obojętne, ale za gwizdy i zaczepki nie odpowiada.
Zbyszek ze spokojem zmierzał ku swojej jednostce pływającej, Ala z wściekłością ku dworcowi. On ku dalszym przygodom, ona ku poukładanemu życiu. Nikt się nie odwrócił, nikt nikomu nie pomachał.
Po pierwszym, skandalicznym według Mamy spotkaniu, zapowiedziała, że drugiego nie będzie.
Cdn.
Pozdravka.
No to było normalnie! Po latach niewidzenia się, braku kontaktu, rozluznieniu więzów nie uwierzyłabym w serdeczne, rzewne spotkanie.
OdpowiedzUsuńNadmiar techniki w fotografowaniu i mnie nie odpowiada, doskonale Cię rozumiem. Tyle tylko, że mój mąż nauczony doświadczeniem, w życiu nie kupiłby mi czegoś bez uzgodnienia. No bo by się wtedy działo....wszak wredna jestem;)
Miłego;)
Chciał dobrze, jak zwykle wyszło tak sobie. Teraz wszystko uzgadnia z córkami i wiem, że będzie trafione.
UsuńJa nadal walczę ze sprzętem, zdjęcia wychodzą koszmarne. Z wszystkiego wyłażą koszmarne, z hybryd, kompaktów, cyfrówek. Urodzony fotograf ze mnie.;-)
OdpowiedzUsuńMnie najlepiej wychodziły z pierwszej pożyczonej cyfrówki. Niestety musiałam oddać i mam co mam.
UsuńNo widzisz jak to się wszystko poukladalo:-) fantastyczna opowieść i ogród pięknie wygląda oczami innych, też bym chciała zobaczyć swój ogród kogoś oczami. Fajnie, fajnie.
OdpowiedzUsuńNo ogród fajnie, a prawie tak samo. A opowieść niefajnie się skończy, poczekaj.
UsuńPo pierwsze: aparat da się oswoić bez problemu. Jak nie masz ochoty kombinować z ustawieniami, ustaw automat, a sprzęt we wszystkim Cię wyręczy i będziesz mu za to dozgonnie wdzięczna. Po drugie: Podziwiam Wasz ogród szalenia, ale wiem, że nigdy takiego mieć nie będę:) Po trzecie: Rozumiem, że zwłaszcza dla Rodziców taki syn, to ..., ale z drugiej strony, gdyby nie tacy, jak On życie byłoby po prostu nudne.
OdpowiedzUsuńHa, myślisz, że nie próbowałam na automacie? W niczym mnie nie wyręczał i wcale mu, temu aparatu, wdzięczna nie jestem.
UsuńNie masz ogrodu, masz cały świat przyrody. Wszystkiego mieć nie można. Twoja przyroda właśnie zeżarła mi młodą brzozę.
Masz rację, najbardziej w rodzinnych opowieściach przetrwał Zbyszek, bo nie był nudny, oj nie. A Rodzice, jak to Rodzice...
Piękny jest Twój ogród, widziany zarówno przez obce oczy jak i Twoje:) Jest bajeczny. Och lato!
OdpowiedzUsuńPosługiwania się czasem i przesłonami w aparacie nauczył mnie mój M. W aparacie jest też opcja automatyczna, można z niej korzystać. Ale trzeba uważać na światło , skąd pada i czy jest go dużo.
Przeczytałam rodzinną historię Zbyszka. Ciekawa bardzo. Zastanawiam się czy dzisiaj znalazłby się taki "Zbyszek":)
No widzisz, a ja niczego nie ogarniam, a automat też nie tak, jak trzeba.
UsuńNie, dziś "taki Zbyszek" poszedłby pewnie w jakieś narkotyki, dopalacze, diabli wiedzą w co, w każdym razie, nie poszedłby w prawdziwe przygody. Tak myślę.
Dzięki Twoim barwnym opowieściom Zbyszek zostanie zapamiętany nie tylko przez rodzinę... Z charakteru przypomina mi mojego kuzyna też Zbyszka, był nietuzinkowym facetem... Ogród wymuskany... a z profesjonalnym aparatem też nie umiem się zaprzyjaźnić... Zdjęcia robię albo "małpką" albo dostanym od dzieci smartfonem (tez musiałam go ogarnąć :)Pozdrawiam ciepło i Życzę Wesołych i Spokojnych Świąt :)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, zapamiętuje się najbardziej tych innych - szalonych, barwnych, nietuzinkowych. Pewnie w każdej rodzinie był, jest lub będzie taki "rodzynek". Szkoda tylko, że dla rodziców jest on mało słodki.
UsuńDasz radę z tym aparatem, próbuj tylko, szkoda takiego wypasionego nie puścić w ruch.
OdpowiedzUsuńHistoria Zbyszka ciekawa, czekam na cd. Ogród jak zwykle cudny, przecudny. Serdecznie pozdrawiam :)
W ruch go puściłam, próbowałam, ale rady nie daję, nie ogarniam.
UsuńDzięki, też pozdrawiam.
Wspaniale ogród prezentuje się na tych zdjęciach, jakaś głębia i trójwymiarowość dodatkowa. Niestety, nie chce mi się zamknąć ta wstrętna reklama, więc kawałków nie widzę i ciężko czytać.
OdpowiedzUsuńŻyczę wesołych Świąt i wiele dobrego w Nowym Roku!
Ciekawi mnie, skąd ta reklama?
UsuńGłębia i trójwymiarowość. No no, no. Czyli komórkowe nie oddają wszystkiego.
Tobie też wspaniałych Świąt!
To Ci Zbychu...
OdpowiedzUsuńJa aparat sobie kupiłam i używałam, dopóki w pracy służbowego smartfona nie dostałam. Teraz ciężko za aparat chwycić. Chociaż pewnie wrócę do niego jak wiosna przyjdzie i znów zacznę na kolana padać przed kwiatami. Smartfonem nie da się tak pobawić z ostrością na wybrane elementy. Innych ustawień nie ogarniam w aparacie. Tylko ostrość :D