Listopad komponuje się z przemijaniem. Z refleksjami.
Przemija przyroda.
Taras zasłany liśćmi. Ano, zachciało się winobluszczów na domu.
Przymrozki na pięciorniku..
N a bluszczach.
Na wszystkim...
Czerwienieje.
Pod dębem wiadomo, dąb czerwony.
Trudna sprawa, liście nierozkładalne, ale świetne do zakopania w glebie pod kwaśnolubnymi.
Te z kolei rozkładają się natychmiast - były, nie ma. Brzoza.
Dalsze czerwienie. Irga przeplata czerwone wstążeczki na jałowcach.
Wszędzie, gdzie uda jej się wpleść. A wplata, gdzie się da.
Czerwienieją zimowo pędy dereni. Młode pędy. Tylko młode, bo starsze, szarawe, wycięte wiosną. Na śniegu pokażą swoje piękno, swoją krasę.
No beznadziejne zdjęcia, ale tylko telefon był w zasięgu.
Berberysy, wiadomo. Płoną.
I nagle niebieskości, tak nie pasujące do listopada, ale są.
Jeszcze są.
Zmrożone lobelie. A dopiero co siałam. Luty był. Policzmy.... Dziewięć miesięcy? Już...
Za szybko.
Listopadowe przemijanie, to kolejna rocznica ślubu.
I że już ta i że jak to minęło...
Tym razem w różu. Róże w różu w kryształowym wazonie po Mamie. Nigdy go nie lubiłam; kryształowe wiadro, mówiłam. Minęło.
Dopiero biegałam tu do M na stancję. Teraz odwiedzam tę uliczkę z sentymentem.
Było, minęło.
Czytam dalej. Kolejny tom.
I nagle czytając trafiam na ten fragment!
"Pod koniec lipca tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku Aleksander wraz ze swoimi ludźmi wkroczył na Majdanek, wyzwolony przez Rosjan przed zaledwie trzema dniami. Obóz leżał na płaskim..."
Ileż razy słyszałam od Mamy wstrząsające opowiadania o wyzwoleniu tego obozu. Trwała okupacja, a Ona, młodziutka dziewczyna, pracowała wówczas w zakładach położonych blisko tego miejsca i słyszała. Słyszała stukot drewniaków na bruku.
"Szli, szli, szli, a o bruk stukotały te drewniaki. Drewniaki małych dzieci stukotały inaczej. Stale słyszę to stukotanie. Stale to słyszę."
Proza literatury połączyła się z prozą życia.
Moja Mama z rodzicami i bratem. Szczęśliwa rodzina, Lwów, dostatnie spokojne życie. Jeszcze nie wiedzą, co im los przyniesie. Ani Lwowa nie będzie ani dostatku ani spokoju.
Było, minęło. Dawne dziewczyny spoczęły ze swoimi żołnierzami w równych szeregach równych żołnierskich grobów.
Na tabliczkach, poniżej biało-czerwonych szarf, obok imion i nazwisk, pseudonimy. Oni przeminęli, a ich wojenne tożsamości pozostały z nimi na zawsze. W kamieniu.
Taki jest listopad. Mój listopad. Ogrodowy i życiowy.
Wasze listopady? Jakie są?
Pozdravka.
Jeszcze nikt tak ładnie i ciepło nie pisał o listopadzie. I łza się w oku zakręciła i dreszcz po plecach przeleciał. Piękne i wzruszające wspomnienia. Pozdrawiam, Agnieszka
OdpowiedzUsuńDziękuję! Jak ładnie i ciepło...
UsuńChoć Twój listopad ma w sobie sporo radosnych i smutnych brzmień. Mój jest bardziej wyciszony, malujący się za pomocą świateł świec, dobrych książek do czytania, ciepłego pledu z ulubioną poduszką, herbaty z goździkami, nowych obrazów i planów na kolejny ogrodowy sezon. To także czas rozmów i cichego spojrzenia w głąb siebie (starszej o kolejny rok ;) ). :) Pozdrawiam Cię Gaju serdecznie.
OdpowiedzUsuńKsiążki, książki, pledy, herbatki. Co ja bym bez tego zrobiła, jak przetrwała listopady, no jak? W siebie też spoglądam i w te mijające lata spoglądam... Ech, życie...
UsuńOooo, to Ty też masz Lwów w korzeniach! Mój ojciec był Lwowiakiem, cała rodzina Jego mamy również. Warszawiakiem został dopiero w 1932 roku. Za to mój dziadek był ze Stęszewa.Śmiałam się, że to był pierwszy w rodzinie ślub "obcokrajowców", wszak byli spod różnych zaborów.Pięknie opisujesz swój ogród, każdym zdaniem wyrażasz swą miłość do niego.
OdpowiedzUsuńI mam szczęście, że mogę Cię tu odwiedzać;)
Miłego;)
Mam ten Lwów, mam go w sobie, mimo że od lat związana jestem z Poznaniem, który zawsze będzie najukochańszy, bo to rodzinne miasto. A z Poznania do Stęszewa żabi skok, to już prawie miasto.
UsuńKocham ten ogród nawet z jego tonami liści w listopadzie. Grabię, grabię i przekonuję sama siebie, że to lepsze od płatnych siłowni. No i ten darmowy tlen!
Pozdrowienia!
Piękny ten Twój listopad. Tak inny od najczęściej opisywanych na blogach, że nudny, że szary, że brzydki. Dzieje się u Ciebie, a u mnie ... od imienin do imienin. Dużo osób wspominamy, odwiedzamy w listopadzie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jest nudny, szary i brzydki, jest, jak to on. Wspomnienia się dzieją, ot co. Ubarwiają sentymentalnie, może o to chodzi.
UsuńLubię te chwile refleksji, które wywołujesz swoimi nostalgicznymi wpisami o życiu, które minęło, ale które nadal jednak żyje w nas, w naszej pamięci, w naszych emocjach, sercu ...
OdpowiedzUsuńOj, o tym to ja bym mogła... Oj mogła. Nostalgia siostra moja.Może spróbuję?
UsuńNiesamowicie opowiadasz, Gaju.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Poopowiadać jeszcze? Patrz wyżej na odpowiedź.
UsuńNo opowiadaj, patrz komentarz niżej:)))
UsuńZastanawiam się, co dać na pierwszy ogień. Tylko żeby mi się blog ogrodowy nie zmienił na "literacki". A, w końcu w tytule jest, że "o powstaniu tego miejsca i nie tylko o tym".
UsuńŁadne zdjęcia, ciekawa historia, z kryształami to już chyba tak mamy, że ich nie lubiliśmy kiedy stały w naszych rodzinnych domach, ale po latach wracamy do nich z sentymentem... czekam na kolejne historie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję ja i ocalałe kryształy.
UsuńMój spokojny, cichy , pracowity, grabię, sprzątam, pomału myślę o świętach, cieszę się życiem...
OdpowiedzUsuń