Pamiętacie "Krystynę córkę Lavransa", książkę napisaną przez Singrid Undset? Czy wiecie, że za tę cudowną sagę została noblistką? Ja też dowiedziałam się o tym nie dawno. A jak przypomnienie książki, którą polecam wszystkim, ma się do tematu?
Otóż ma się tym, co utkwiło mi mocno w pamięci po przeczytaniu powieści. A co zapamiętałam na zawsze? A to, że tam wciąż warzono piwo. Było to warzenie jednym z gospodarskich zajęć, tak samo prostym i oczywistym, jak przygotowywanie codziennych posiłków, co podczas czytania dziwiło mnie niepomiernie, a dziś już nie. No bo skąd niby to piwo miało pochodzić w surowej rzeczywistości czternastowiecznej Norwegii? Ze sklepu? No nie. A może dziwiła mnie ta wszechobecność piwa jako napoju? Taka tradycja, taka kultura, taki obyczaj.
Po przydługim wstępie przechodzę do sedna, czyli do DOMOWEGO WARZENIA PIWA.
Lubicie piwo? My lubimy. A piwo sklepowe jakoby coraz gorsze i coraz droższe. Właśnie przeczytałam, że co dziesiąta butelka nie trzyma żadnych norm. Więc...
Skoro można zrobić w domu nalewki, można wino, to można i piwo. Internet, lektura, zbieranie wieści i opinii i proszę bardzo! Jest!
Postało sobie ile trzeba i zaraz będzie rozlewane. Wężykiem, wężykiem..., a ponieważ ranek ciemny , jak w Norwegii, stoi w dziwnym miejscu.
Do każdej butelki trzeba dosypać cukier, do czego służy odpowiednia miareczka.
Po napełnieniu kapslowanie. Tym oto mechanizmem o groźnym wyglądzie nabija się kapselki na butelki.
Zamknięte, gotowe, teraz nąstąpi nabieranie nabieranie szlachetności, mocy i czego tam piwu trzeba.
I w skrzyneczce, gotowe. Jeszcze nie do spożycia, ale za kilka dni...
Gdzie indziej wianeczki, aniołki, choinki, a ja tu tak przyziemnie,o piwie.
Z wieści ogrodowo-świątecznych donieść mogę, że wycięty został świerk srebrny, taki około 130 cm., posadzony kiedyś bez sensu, bo szkoda zmarnować sadzonki, może na choinkę się nada. No i nadał się, doczekał. Trzeci rok własnych choinek, którymi obdarowujemy najbliższych i mamy dla siebie.
Własne choinki, domowe piwo... Rzeczy niewyobrażalne w "poprzednim życiu"...
Jeszcze nie na zdrowie, ale wszystkiego dobrego!
To mi zaimponowałaś! Napisz koniecznie jak smakuje:-)))
OdpowiedzUsuńWow! Ja też tak kiedyś spróbuje :)
OdpowiedzUsuńParę lat temu byłam u znajomych we Wrocławiu, którzy też warzyli własne piwo, dobre było, Wasze pewnie też będzie smaczne i odpowiednio procentowe. Jeszcze trochę i posadzisz chmiel :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
"Krystyna..." była moja ulubiona lekturą, ale poza nastrojem i treścią ogólnie, niewiele pamiętam, czas sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńA piwa nie piję, wolę wino albo... żołądkówkę;)
Coś niesamowitego:) A kto nawarzył ten wypić musi. Z rozkoszą:)
OdpowiedzUsuńGaju,moja mama robiła zawsze na święta podpiwek, był pyszny, ale ja niestety kompletnie nie wiem, jak to się robi.
OdpowiedzUsuńPosyłam ci uśmiech szeroki,
OdpowiedzUsuńaby radością wypełnił twe serce,
pokierował na szczęścia drogi.
Powitaj go w serduszku milutko,
zachowaj na chłodne dni,
niech zadomowi się na
Twej buzi cieplutko
Oj, napiłabym się takiego piwka. Zapewne będzie smakowite. A ja chyba trafiam zawsze w sklepie na tę trzecią butelkę, bo piwo przestaje mi smakować. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuń