Tak myślałam.
Przeanalizowałam. Jakoś mi wyszło pół na pół. Czyli dalej nie wiem, dalej rozterki, raz tak, raz siak.
Siedzę i siedzę, myślę i myślę, gapię się...
...i dalej myślę.
I patrzę.
Wasze rady, z grubsza biorąc, były takie:
- Rozparcelować.
No to wtedy już nie będzie TO. Poza tym zmieniły się przepisy w handlu ziemią. Dobra zmiana nie pozwala sprzedać ot tak działki powyżej 3000m2 bez domu i powyżej 5000m2 z domem, ale pobudowanym przed ustawą. Nie wiedziałyście? To już wiecie. A ja mam nadzieję [jak już ja nabędę w 100%], że znajdzie się ktoś, kto zechce czegoś większego, a większego, jeśli nie jest rolnikiem nie kupi, i wtedy proszę bardzo, dwie działki obok siebie, jedna do 3000, druga do 5000 z domem i można. Czyli, geodeta, tę zmniejszyć, tę zwiększyć i gotowe.
Działka pierwsza do powiększenia.
Starsze zdjęcie.
Młodsze zdjęcie. Już za skarpą mamy co? Trawnik. A staw wysechł.
Działka druga, nieużywana, do zmniejszenia.
- Zalesić częściowo.
Że niby roboty będzie mniej. Odpada. Zasłonię to, co piękne, czyli widoki na dal, a poza tym sarny i szaraki zeżrą wszystko, co posadzę szybciej niż będę dosadzała. No i kiedy ten las ewentualnie stałby się lasem? Nie będzie nas, będzie las...
Takie widoki zjedzą młody las i wszystko co posadzę.
- Przekazywać dzieciom, wnuczkom.
Nikt za bardzo nie jest zainteresowany. Praca, rodzina, szkoły, studia, własne siedziby, brak miłości do ogrodu. To nie jest dom do którego czują sentyment, nie wychowywały się w nim, nie mieszkały, rozumiem.
Posiedzieć, kawkę wypić, obiadek zjeść, jak najbardziej, ale jak rośliny dzielą się na "takie całe zielone" i "'takie z kwiatkami"...
A nawet jak na roślinach się znamy, to lepiej się poopalać.
Dla młodszych ogród "rośnie sam" i służy do zabawy.
Tu dorastały.
A najmłodsza po prostu urodziła się razem z ogrodem.
-Sezonowo, do cięższych robót, zatrudnić kogoś do pomocy.
Odpada. W mojej okolicy znaleźć kogoś do pracy w ogóle graniczy z cudem.
- Nie oglądać się za siebie, szukać nowego miejsca, czekać na okazję sprzedaży i kupna.
Aniu, to do Ciebie. Szukam. Wiesz, fajnie by było w P. pod P. W tej starej części P, w odremontowanym starym domku i żeby jeszcze to P. było pod K. Wiadomo, że nie tak będzie, ale byłoby świetnie. Na kawkę bym do Ciebie wpadała. Co Ty na to?
Żart.
Szukam, sprawdzam ogłoszenia - za duży, za wysoki, bo ma być parterowy, za mała działka, za duża działka. Jedyny do przyjęcia wygląda tak.
- Patrz, jaka fajna działka, wiesz co by tu można zrobić? To M.
-Wiem, zwertkulować to zielone. To ja.
Bo M bez trawnika do wertykulacji nie istnieje. Nawet na beton ogrodzenia nie zwrócił uwagi, a powinien.
On by wszystko zrył i założył trawnik pokazowy.
Ale domek jednak za mały i bez wymaganych warunków. Czegoś się musimy trzymać.
Wreszcie odpowiedź od Megi , która napisała tak:
"W życiu bym się nie rozstała z tym miejscem, wiedząc to, co wiem o waszym życiu w nim- że ciągle wam go mało, że się nim cieszycie i napawacie. Po co działać wbrew sobie, tak naprawdę? Mało to życie od nas tak czy siak wymaga? Poszukałabym wtedy zmiany w sobie- poluzowałabym kontrolę, co samo w sobie byłoby podróżą i ciekawym doświadczeniem. Względy praktyczne też przemawiają przeciw- tak czy inaczej stracicie na tym, a nowe miejsce będziecie starali się urządzić po swojemu, więc nici z tego luzu i odpoczynku, o którym myślisz. Chyba, że to jest sposób na życie- wciąż coś robić, ulepszać, budować. No i wiadomo, że nie wiem wszystkiego, może jest jakiś plan."
Skąd Ona nas aż tak zna?
Jak szukać zmiany w sobie?
Bo że działam tak na prawdę wbrew sobie, to ja wiem.
Nie chcę robić na nowo, ulepszać i budować.
Nie ma planów, piszę jak jest.
Rozterki są.
Jak poluzować żywopłotom? Puścić na żywioł wierząc, że ligustr jednak ma granice wzrostu? Może?
.
Nie przycinać dereni? I co?A co z cięciem bukszpanów?
Bluszcze jakby się rozesłały... Nie miałabym nic przeciwko, tylko żeby poszły tam gdzie chcę ja, a nie one.
Te ok.
A te pójdą na dom i zawładną nim.
No i te cholerne trawniki.
A z drugiej strony, te widoki... Przecież wierzyć się nie chce, że bocian nie sztuczny.
Dalej myślę.
W przerwach czytam.
Czytam i nagle, jak królik z kapelusza, taki fragment. Mowa w nim o drugiej kuchni domu:
"... którą Penelopa używała jako skład narzędzi ogrodniczych i gdzie trzymała swoje słomkowe kapelusze, gumowce, swoje fartuchy z grubego płótna, doniczki, koszyki i szpadle."
A potem taki:
Ogród, kiedy tu przyjechała, był zupełnie zdziczały, ale tym lepsza była z nim zabawa. Ogród to była jej prywatna mania. Spędzała w nim każdą wolną chwilę, z entuzjazmem fanatyka plewiąc, kopiąc grządki, rozwożąc taczki pełne nawozu, wycinając zeschłe gałązki, sadząc, robiąc przeszczepy, pielęgnując sadzonki."
Czujecie te smaki?
Wiecie, co to za, świetna zresztą, książka?
Tytuł wpisu "Dylematy". Bo trwają, bo są.
Pozdravka.
Gaju, siedzę i beczę, bo mocno do mnie przemawia temat dylematów, bo rozumiem sercem, a często działam wbrew sercu - rozsądkiem. Takie to życie okrutne, niesprawiedliwe. Nie można być wiecznie młodym i silnym, pełnym ochoty i entuzjazmu, pełnym wiary w "na zawsze". Gdzies to znika, wypala się, a żal...
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, stąd te dylematy. Ochota, wiara i entuzjazm jeszcze są. Ale jest też zdrowy rozsądek.
UsuńA starych domków w P. do kupienia wiele. W starej części taka willa piękna z ogrodem... Chociaż, żeby takie piękne widoki jak u Was mieć, to bardziej nad rzeką. Gdybym miała wybierać, to 15 km dalej, tam gdzie moja mama dopiero co skończyła się budować. I akurat jest domek do kupienia z ogrodem, z widokami na starorzecza. Wiem - nie ułatwiam :D
OdpowiedzUsuńMam jeszcze słowo w sprawie młodszego pokolenia. Ja 5 lat temu też nie wiedziałam co z czym się je. Dopiero od czasu przeprowadzki dostałam fioła. A od dwóch lat to już kompletnego świra mam. Jak to siedzi w genach, to prędzej czy później i tak wyjdzie.
Nie zapomnę cudownych klimatów z P., gdzie spędzałam wiele letnich dni. Właśnie nad rzeką, w lesie, w najstarszej części. No i ta droga ze stacyjki...
UsuńŻartowałam, bo choćbym bardzo chciała, to jednak najbliższa rodzina w mojej nowej małej ojczyźnie i tu zostaniemy.
No właśnie chyba w genach nie przeszło, niestety.
Dzięki za informacje, nigdy nic nie wiadomo.
U mnie też się późno ujawniło. Wcześniej W OGÓLE mnie nie ciągnęło do ogrodu. Nuda totalna. A teraz? No sama wiesz zresztą :D Więc jeszcze nie mów "hop".
UsuńCzytałam pierwszy wpis. Nie radziłam, bo nie wiem.
OdpowiedzUsuńAle widzę, że miejsce masz tak cudowne, że trudno znaleźć ładniejsze. Brzydszego nie warto, bo zawsze będziesz Gaju porównywała i żałowała. I chyba lepiej ponarzekać, że ciężko, namęczyć się w ogrodzie, napracować, niż żałować i tęsknić za starym... w przypadku gdy kupisz pochopnie.
Ja chyba czekałabym cierpliwie na wyjątkową okazję... ten równie piękny dom i piękny, mniejszy ogród! A w międzyczasie mądrze pielęgnowała stary - "odpuszczajac" sobie co się da, może pomniejszając trochę lub rzeczywiście zmieniając jakieś rośliny na mniej wymagające.
U mnie na wsi łatwo wynająć kogoś do pomocy. Ludzie liczą każdy grosz, nie wstydzą się pomagać za pieniądze. Do zaorania działeczki wynajmujemy pana z konikiem, a ostatnio nie miałam czasu pomalować - odświeżyć ogrodzenia, i też nie było problemu z wynajęciem osoby, która to zrobiła.
p.s. Ale ten domek Gaju, który pokazałaś, że może być... :(
Nie umiem i nie wolno mi radzic, bo kazdy jest innym czlowiekiem, a to zdanie: "I chyba lepiej ponarzekać, że ciężko, namęczyć się w ogrodzie, napracować" ma tez dwie twarze: a gdy rece sa juz pokrecone artretyzmem, a gdy kolana sie nie zginaja, a gdy kregoslup powie, ze juz nawet wiaderka z chwastami nie dzwignie? To wtedy wkracza przyroda i cie pomalu zarasta. Tak, te piekielne bukszpany, po ktorych strzyzeniu musze tydzien odpoczywac, bluszcz do ciecia dwa razy w roku, trawniki... tu juz poluzowalam i mam lake :) Obudowalismy sie plotami, zeby sasiedzi nie widzieli, jak u nas dziko. Nie postawie tablicy "nie mam juz sily"! :) Ja mam dylemat, czy zostawic piekny, gruby zywoplot z tui, ktory trzeba co najmniej raz do roku przyciac... czy go wykopac i nastepny plot postawic? Plot przynajmniej nie rosnie :)
UsuńWłaśnie tak zrobimy, bez pośpiechu w oczekiwaniu na wielką okazje. Tylko czy się uda. Wiesz, że na zaniedbam, chyba że los pokrzyżuje plany.
UsuńLudzi chętnych do pomocy szczerze zazdroszczę, bo u nas nie do pomyślenia.
Wiem, że domek nie taki, wiem.
do Basi...
UsuńZ tym narzekaniem, absolutnie nie miałam na myśli tego, że do utraty sił trzeba robić, pracować. Sama wiem, że można się "zarobić" i doskonale znam reumatyzm.
A dom, ogród nie będą sprawiać nam przyjemności, gdy będzie to uzyskane pracą ponad nasze siły. Dlatego zwróć uwagę Basiu na drugą część zdania... serce by mi pękło, gdybym żałowała decyzji sprzedaży takiego domu, kosztem innego, którego bym nie pokochała.
Gaju przepraszam, że tu piszę, ale uwagę Basi odebrałam bardzo krytycznie.
Nie przepraszaj, można podyskutować, każdy głos ważny.
UsuńPiękne widzi się tylko sercem.. A ja widzę i na fotografiach...
OdpowiedzUsuńNo tak...
UsuńNiech ogród żyje swoim życiem :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie koleżanka z komentarza ma rację, nie wszystko musi być pod linijkę, najważniejsze, że jesteśmy szczęśliwi :)
Jestem szczęśliwa, a najszczęśliwsza jak jest pod linijkę. Nieuleczalne, ale może spróbuję ciut odpuścić.
UsuńKażdy gdy coś doradza wrzuca w poradę to co sam odczuwa. Wiem tylko jedno- przychodzi taki czas, że obrobienie nawet M4, czyli trzech pokoi z kuchnią w bloku nastręcza trudności,a dzieci przecież mają własne życie i to jest normalna sprawa. Wiem, że kochasz to miejsce, ale bierz pod uwagę, że z każdym rokiem nam sił ubywa, nie przybywa. Teraz zadręczasz się, że to wszystko stracisz, bo zamienisz na coś mniejszego, ale więcej się będziesz zadręczać, gdy całe piękno ogrodu będzie ginęło z powodu niemożności ogarnięcia wszystkiego własnymi siłami. Oczywiście gdy Cię skleroza dorwie i pozbawi jasności odbierania sytuacji to możesz tego wszystkiego nawet nie zauważyć, że coś "nie gra", ale nie licz wtedy na wyrozumiałość własnych dzieci.
OdpowiedzUsuńPrzytulam;)
Jasne, że nie liczę. Albo inaczej - nie chciałabym liczyć. To co, pozostaje liczyć na sklerozę wybawczynię z każdego dylematu?
UsuńZ perspektywy czasu i bliskiego kontaktu z kilkoma sklerotykami, których miałam w rodzinie, to dla nich samych skleroza jest rzeczą przyjazną, niestety dla otoczenia raczej koszmarem. Gdy własna matka patrzy się na ciebie i pyta "a co pani tu robi, niech sobie pani już idzie" to naprawdę nie bardzo wiadomo co zrobić.
UsuńNajbardziej głupiałam gdy przychodziła sąsiadka, z którą się nie przyjazniłam i prosiła mnie bym wyrzuciła z jej pokoju tego obcego mężczyznę, czyli jej własnego męża, z którym przeżyła 50 lat.A ten biedak płakał, że ona go nie poznaje.
Miłego;)
Nikt Ciebie nie zrozumie tak mocno jak ja ...chcę sprzedać i ja swój dom , dzieło które stworzyłam wraz z mężem. Gdy inni się bawili my pracowaliśmy w pocie czoła spełniając swoje marzenia o pięknie o ciszy o drewnianym domu ... Będę nieskromna jest ...jeden z piękniejszych domów które widziałam, ogród, nie ma ciszy ....Jest wulkanizacja za płotem, imprezy latem do białego rana, ksiądz który ze swoją przeraźliwą trąbką grzmi z wieży na kościele codziennie o 7 rano. My wciśnięci w ten cały szum, z pięknym znienawidzonym latem ( już wiesz czemu tak lubię jesień i zimę) bo wtedy mieszka mi się znośnie... Od dwóch tygodni mam skołatane nerwy, nie śpię, płaczę i co ja mam zrobić .Rozterki trwają tak ja i u Ciebie. Czego ja chcę ...nie wiem :( . Pozdrawiam serdecznie i życzę wyspokojenia i tego by zniknęły rozterki.
OdpowiedzUsuńWestchnęłam. Nie jestem sama, choć mamy tak inaczej. Bo u mnie cisza dzwoni w uszach. Szkoda, że takich wyborów musimy dokonywać.
UsuńA skoro podjęłaś decyzję, to co dalej, masz plany?
Dopiero zauważyłam odpowiedź ...nie mam pomysłu na dalsze życie, nie wiem gdzie pójdę :(. Na pewno jakiś domek, na pewno z dala od ludzi ....
UsuńWspaniały zakątek istna oaza spokoju..coś o czym marzę mieszkając w bloku. Codziennie słysząc obrzydliwe odchrząkiwanie flegmy sąsiadki, imprezy studentów, wiem kiedy sąsiedzi stukają schabowe i co jedzą na obiad..
OdpowiedzUsuńZnam te klimaty. Jestem z miasta, czego już nie słychać, nie widać i nie czuć. Marzenia się spełniają, może chcesz tę oazę kupić? Tu usłyszysz tylko śpiew ptaków o poranku.
UsuńO, pozdrawiam mój ukochany Lublin, który co roku odwiedzam! Wiele cudownych chwil na Poniatowskiego.
UsuńKobito szalona!!! a co Ty za domek wynalazłaś??? doprowadzenie tego do stanu akceptowalnego przez Was będzie wymagało wiecej roboty niż upilnowanie tego co macie teraz :))) źle szukacie, trzeba się oglądać za jakimś m2 lub m3 :))) ale co zrobić.... jak ciągnie wilka do lasu :))) prawda?
OdpowiedzUsuńEee, nie wynalazłam, tak sobie oglądam, co ludzie sprzedają. M2, m3, ja? Nie, kawałeczek ogrodu musi być, wilka ciągnie, oj ciągnie.
UsuńJezus Maryja bój się Boga nie sprzedawać to jest cudo brylant diament perfekcyjny w każdym miejscu jedyny nie powtarzalny czytam ten blog od kilku lat nigdy nie dawałam komentarzy ale ta wiadomość jak grom z jasnego nieba po przeprowadzce nie będzie dnia żebyś nie myślała o nim co robią nowi właściciele czy docenią co dostali, co zostawili co wycieli czy dbają tak ja dbałam - wiem co mówię a sprzedałam tylko działkę na ogródkach działkowych bo wyjeżdżałam.Teraz mam dom z ogrodem wiem ile wysiłku mnie kosztowało żeby powstał mam 50 lat dom od 5 lat sił też coraz mniej mąż od 2 lat czeka na endoprotezę stawu biodrowego ale nie ma takiej siły co by go utrzymała na miejscu żeby nic nie robił kuleje tabletka przeciw bólowa i do roboty.Doczekał się zabiegu będzie w marcu i tylko myśl że będzie mógł pracować bez bólu w ogrodzie trzyma go przy życiu .Pozdrawiam i trzymam kciuki za trafną decyzję
OdpowiedzUsuńAch, anonimowa czytelniczka, ukryta taka, jak miło. 50 lat, co to jest, pytam, co to jest? Nie, nie powiem, ile mam, najważniejsze, że mamy jakie takie zdrowie, dzięki ogrodowi po części, na pewno. Ale wiem, że na każdego przychodzi czas jego i wolę uprzedzać nieodwołalne.
UsuńBrylanty też są na sprzedaż...
Sama musisz zdecydować. Nikt za Ciebie nie podejmie decyzji.
OdpowiedzUsuńJa w każdym razie dostrzegam w Twoim otoczeniu piękny kawałek Toskanii.
Ogród jest cudowny, a otoczenie ... cudo.
I albo je kochasz i nie wyobrażasz sobie życia gdzie indziej, albo jest Ci wszystko jedno.
Czy naprawdę jest Ci wszystko jedno gdzie będziesz mieszkać?:)
Pozdrawiam:)
Wiem, ale warto słuchać mądrych rad.
UsuńToskania powiadasz? Na tarasie na pewno, ale poza tym? No nie wiem, bo w Toskanii nie miałam przyjemności.
Nie, nie jest mi wszystko jedno, ale umiesz zatrzymać czas?
Gaja a ja Ci mówię domek dwa pokoje z kuchnią , wszystko na parterze a ogródek 10 na 10. I to wszystko usytuowane w takim miejscu ,żeby karetka przyjechała w 5 minut. Nie wiem tylko czy już teraz powinnaś to robić. Ale oczywiście można rozsyłać wici i orientować się czy to się da dobrze sprzedać bo wiesz ,ludzie gdy mają wydać trochę kasy to potwornie marudzą. Zresztą to normalne.Nie zaniedbuj. Ciesz się tym swoim rajem i pracą w nim jeśli ciągle Cię to cieszy a jak poczujesz ,że to już męka , to nie oglądaj się za siebie.My stanowczo za bardzo przywiązujemy się do miejsc.Popatrz na Amerykanów.Kto tam ma swój dom? Dom musi być dopasowany na miarę.U mnie trwa chwilowe przepełnienie ale bywało ,że byliśmy sami z mężem i wtedy już wiedziałam ,że przyjdzie czas, że nie damy rady ani finansowo ani fizycznie. Znając Ciebie na pewno uwijesz sobie jakieś śliczne przytulne gniazdko i najlepiej jak najdalej od tego ,żeby nie kusiło odwiedzać i patrzeć jak ktoś to wszystko spartolił albo i nie .Pozdrawiam i bądź dobrej myśli.
OdpowiedzUsuńPowalona ta karetką w 5 minut jestem... Ale myślisz bardzo racjonalnie, doceniam.
UsuńWici ślę, rozglądam się i jakoś to wszystko czarno widzę. Czarno, czyli zielono, bo tego się w 5 minut nie sprzeda, więc wiosna będzie moja, pewnie lato też. Męki nie czuję , ale wiem, że nastąpi.
Z Ameryki na razie mam to, że nie mam płota, jako i oni nie mają.
Ciesz się przepełnieniem, wiem, co piszę i nie chodzi o mnie, ale o najbliższą rodzinę. Była wściekłość na przepełnienie, a potem rozpacz samotności.
Dziękuję, pozdrawiam.
Jeśli chodzi o narodziny pasji ogrodowej, to wiem po sobie, jak późno może do tego dojść - ja już w dorosłym życiu na myśl o grzebaniu w ziemi się otrząsałam. Zainteresowanie, a potem pasja, obudziły się dopiero po 40-e. Teraz z ciekawością obserwuję dorosłą córkę, dla której ogród dosłownie nie istnieje, czy i u niej coś się ruszy. No, ale trudno z powodu takiej możliwości podejmować tak ważkie decyzje, jak w Twoim przypadku...
OdpowiedzUsuńWiesz jaki ogród ma moja córka? Trawnik otoczony tujami, na środku dereń. Ogrodniczą tragedię stworzył zięć i całe szczęście, bo nic by nie było. A, dosadził trzy brzozy. A Ona, córka czyli, moja rodzona, nic.
UsuńNo, to brzozy "zrobią" nastrój. A z naszymi córkami...nigdy nie wiadomo, czy coś tam nie drgnie.
UsuńWitaj, pozwolisz,skomentuję wpis po raz pierwszy od kilku - 6 już chyba lat podczytywania.Twój blog towarzyszył moim najtrudniejszym chwilom - rozstania z mężęm. Przetrwałam tylko dlatego,że mam ogród. Rozterki, o których piszesz przewijały się przez moją głowę cały czas. Czy dam rade , czy uciągnę sama (30arów), po jaką cholerę ja to robię, dla kogo, po co?
OdpowiedzUsuńPrzecież lata lecą, inni na wekend ja do roboty z kosiaarką. Ogród wciąż nie osiąga stanu idealnego...itd. Każdy jednak powrót z pracy to bieg do tego co akurat rozkwita. Tu podwiążę, tam uszczknę tu mnie słońce opali, tam wiatr ukołysze myśli.
Nie no nie mam tyle siły- i na to przyjaciółka odpowiedziała mi: to słuchaj nie skosisz w tym roku trawy w sadzie, albo tylko raz.
- co no jak to, to się zepsuje ...itd. No to się zepsuje efekt i już. Odpuściło mi coś w głowie ( raczej kosiłam) ale świadomośc,że nie sprzedaję i nie koszę mogą iść w parze uratowały mnie, ogród i nasz dom.
Zostawcie to sobie!Dacie radę, to nie jest moment na porzucenie:)
Pozdrawiam z całego serca- wierna ""czytaczka
^ lat i tak cichutko podczytujesz? Jak miło! Dzięki.
UsuńRozterki mamy te same, a głównie "po cholerę mi to" Ale ta wiosna... Przychodzi i znowu wszystko się zaczyna. Siły, ochota, radość.
Tylko widzisz, nie potrafię odpuścić i w tym szkopuł, a nie chce zaniedbać, bo wszystko straci urok.
Może jeszcze trochę, może rok, może następny, zobaczymy.
Tyle tu dobrych rad, a ja nie wiem, co robić, bo rozsądek jedno, a serce drugie.
Dziękuję.
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń