Uczą się ogrodu-nazw, określeń, zasad i pielęgnacji, poprzez zadawanie tysięcy pytań.
Bywa tak:
-Co to?
-Sosna.
-Mówiłaś, że tamto to sosna.
-Inna odmiana.
-Co to odmiana?
-Jakby rasa.
-Psy maja rasy.
-Inne zwierzęta też, a rośliny maja odmiany. Czy jamnik wygląda jak buldog? Nie. A to pies i to pies. Więc kosodrzewina, na przykład, też nie limba, albo zwyczajna sosna, ale też sosna.
-Co to limba?
-Odmiana sosny.
-Rasa sosny. A, już wiem.
Albo tak:
-Zasadzimy rzodkiewkę?
-Nie, posiejemy rzodkiewkę.
Patrzy, nie rozumie.
-To to samo.
-Nie, nie to samo.
-Jak to?
-Tak to-sieje się nasiona, a sadzi się sadzonki.
-Co to sadzonki?
-Małe młode roślinki.
-Jak te małe selerki i porki?
-Tak.
-Aaa... A ziemniaki?
I inaczej, lekcja zoologii:
-Iiii!
-Co jest?
-Bąk! Leciał na mnie.
-To nie bąk, to TRZMIEL, powtórz pięć razy.
-Matko, pająk, boję się! Weź go!
-Nie wezmę, lepiej policz mu nogi.
-Osiem. Osiem, a mucha miała sześć. Czemu?
-Bo mucha, to owad, a każdy owad ma sześć.
-A pająk nie owad?
-Nie.
-A co?
-Pajęczak, jak kleszcz. Wymieniaj owady.
-Stonka, biedronka, mrówka...
I tak w kółko.
Pytają, chłoną wiadomości, nie wiedząc uczą się , dużo już wiedzą. Trzeba tylko odpowiadać na każde pytanie i mieć cierpliwość. To procentuje.
Robią paskudne, ale najpiękniejsze na świecie bukiety, sieją brzozy, zbierają piękne kamyki.
Rosną razem z ogrodem, w ogrodzie.
Były takie.
Potem takie.
A teraz są takie.
Dorośleją. Pyszczą, wymądrzają się. Fotografują.
Malują pazury, a bawią się jak dzieci.
Pilnie strzeżone rosną "posiane" przez nie brzozy.
Nie wiem, czy opowiadałam taka historię?
Środek upalnego lata. N środku trawnika SANKI, przy nich liczne butelki z wodą i kamienie.
-Zwariowałyście? Co to ma być?
-Nie widzisz?
-Widzę i pytam.
-No SPA. Tu masz łóżko, tu olejki, a tu kamyki do masowania. Pomasować cię?
Życzę wszystkim dzieciom takiej wyobraźni.
I takich zabaw, i takiej radości, i takiej pogody, jak w ostatnia niedzielę.
Pozdravka.