Gradu.
Innego gradu.
Deszczu.
Był też śnieg i szron, i mgła. Kwiecień przeplata, ale bez lata. Zatrzymał się na zimie, trwa.
Z utęsknieniem spojrzałam rano w okno, a za oknem tak.
Poszłam po aparat, otworzyłam, a on nic. Trzy metry od domu! Tyle że się odwrócił. Młode, to głupie. Przychodzi codziennie i codziennie jest bliżej. Zamieszka z nami? Pies udaje, że go nie widzi. Taki pies.
Przyleciał dziesiątego kwietnia, jak każdego roku. Staw sąsiadów zapełniają deszcze, więc bywa częściej.
Odbudowuje gniazdo, znosi badyle i inne cuda.
Zmoknięty ogród zarasta chwastami, zdjęć brak.
Z okna.
W piwnicy prawie pusto, wszystko wyprowadzone, ale...
Opuncja. Spróbujcie przejść nawet metr od niej, a i tak Was dopadnie. Kupiłam ją, kiedy składała się z jednego cudnego plasterka, wiedziona sentymentami z czasów, kiedy poznańska palmiarnia, z racji bliskości i uroku miejsca, była moim ulubionym stanowiskiem do nauki. Podziwiałam, zachwycałam się i... nie wiedziałam, co potrafi.
Plasterek namnożył się w liczne potomstwo. Wiadomo, przez pączkowanie, jak to kaktus.
Z licznymi kolcami.
Kolce opuncji mają haczyki, którymi wbijają się tak, że nie można ich usunąć.
- Wywal to ścierwo, nie mogę na to patrzeć, wredne, kłujące, paskudne! Przecież to jest niebezpieczne, jaszcze któraś na to wpadnie i będzie. - wściekał się M świeżo zakolcowany.
No, byłoby, fakt.
Postanowiłam pozbyć się opuncji.
Posiekam szpadlem, zakopię, zniknie. A potem zrobiło mi się żal. A może sprzedam? Może ktoś by chciał?
Tylko muszę odzyskać donicę, to donica z kolekcji, więc trzeba przesadzić. I tu zaczynają się schody.
Jak, pytam, jak przesadzić opuncję?
Czeka uwięziona w piwnicy i nie ma prawa z niej wyjść...
Z innej beczki.
Przed moim domem, u wjazdu, rośnie wielki kasztanowiec. Po zamieszkaniu tu dosadziłam po drugiej stronie brzozę, która szybko dogoniła kasztanowca i stworzyła się zielona brama wjazdowa.
Innej nie mamy, bo nasz ogród to "ogród otwarty", mimo że do rejestru nie wpisany.
Wiadomo, kwitnienie kasztanowca zwiastuje czas matur, ale założę się, że w tym roku nie zdąży. Matury od czwartku, a kwiatostany takie.
Rodzinna maturzystka zakuwa.
I zajada. Dokarmiam jak mogę, bo dowiedziałam się, że ostatnio żyje serkami grani i kawą.
Zestaw maturzysty bez serka.
Dokarmianie.
No to jajecznica ze szczypiorkiem, na masełku raz! Do łóżeczka, a jak!
Niech wie, niech po wsze czasy pamięta.
Chociaż to, bo przy takiej chemii odpadam.
Trzymając się tematu odgrzebałam TO.
TO, to ja. Mam 17 lat, zdaję maturę, kwitną kasztanowce i konwalie.
Nie pytajcie, kiedy TO było.
No to udanej matury Mańka! Tobie i wszystkim, którzy w czwartek zasiądą nad arkuszami!
Pozdravka.