Zgadywanka. Kto, ale od razu, zgadnie, czego to jest za plantacja? Co za nietypowa zieleń zieleni mi się przed oknami? Podpowiedź; nie jest to roślina ozdobna. Jadalna. Ja lubię, Wy chyba też.
Tu już rośliny bez kwiecia.
Zbiór owego kwiecia wygląda tak.
Uwijają się ludziska w zimnie i wilgoci, od samego ranka, żebyśmy potem mogli kupić w ulubionym sklepie i przyrządzać na wiele sposobów.
Ja lubię, między wieloma innymi postaciami, przyrządzać je tak.
Ktoś jeszcze nie wie, o czym piszę? Na pewno nie, ale na wszelki wypadek, bo postać jadalna nietypowa; oczywiście, że brokuły.
Właśnie stwierdziłam, że jednak mam za oknem kwiaty! Morze kwiatów brokuła.
Na polach w ogóle wczoraj wrzało. Tu z innego okna podglądam końcówkę zbioru ziemniaków, zresztą niejadalnych, bo specjalnej odmiany na frytki, której w formie pozafrytkowej zjeść się nie da.
Ten ruch na polach dał mi do myślenia.
Nie wiem, czy wiecie, ale wielkoobszarowi rolnicy mają własne, specjalnie im dostarczane i nijak mające się do tych , którymi nas barwnie raczą ćwierkający prezenterzy , prawdziwe prognozy pogody.
Przymrozki idą? Nie namyślając się więc przytargałam do domu oliwkę. Reszta wytrzyma, ale co do niej nie byłam pewna.
Oliwka jest moim pupilkiem, dzieckiem specjalnej troski i bardzo się za tę troskę odwdzięcza gąszczem dorodnego listowia. Puk, puk.
Na oliwkowych kwiatach zupełnie mi nie zależy, na owocach też, więc w tym przypadku nie wymaga okresu przechłodzenia i zimuje ze mną, w ciepełku.
Po namyśle, przezwyciężając lenistwo, wniosłam jeszcze beniaminki.
Na tym poprzestałam.
A rano.
Rano, całkiem spokojnie parząc pierwszą kawę, spojrzałam w okno i ujrzałam wszechobecną mgłę, która o tej porze, podobnie jak ruch na polach, przekłada się na zmianę pogody.
Wytrącona ze spokoju poszłam na taras, żeby uwiecznić dwa urzekające obrazki.
Kwity surfinii w szronie...
I niedawne wodne perełki rosy na pajęczynach, które zamieniły sie w najprawdziwsze kryształy lodu.
-"Czy ty widzisz, ile pajęczyn na tarasie!?"
Widzę. Piękne są. Małe pajączki pracują, uwijają się, a niektórzy... ech.
Mgła opadła, a z nią liście. Wystarczy kilka stopni mrozu i lecą, jak szalone.
Z kasztanowca. [Tego szrotówka nie mogę do końca zwalczyć, ale nie jest źle.]
Z katalpy.
Oczywiście, żadnej zapowiedzi przymrozków w naszym regionie nie było.
Dmuchawa pójdzie w ruch, kosiarki pójdą spać, jeszcze "adios pomidory" zaśpiewamy i ... I jak co roku zastanawiam się, jak przetrwam pluchy, zawieruchy, zamiecie i gołoledzie.
Macie na to jakieś lekarstwa? Naleweczki, soki z malin, OK, ale ileż można?
Mam prośbę. Podawajcie tytuły dobrych, sprawdzonych książek na zimę. Wiecie, takich pod ciepły kocyk na kanapie.
Pozdravka.