Co znają prawdę, skrytą w słowie,
Że tam, gdzie wisząc nad przestrzenią,
Brzegi wieczności się zielenią,
Przedarłszy czasu mdłe osłony,
Wzgórzami tęsknot otoczony,
Zakwita ogród niezbadany,
Zaczarowany, obłąkany -
Zaczarowany skonem zorzy
I obłąkany mgłą bezdroży!
Leśmian
"Ogród zaklęty", fragment.
Małe dziewczynki bywają troszeczkę egzaltowane. Nie wiem, czy teraz na pewno jeszcze takie są, ale kiedyś były. Wrażliwe na piękno, nie do końca piękne, na czarowność miejsc, na jakieś magie, mistycyzmy. Mnie, dawno temu, zaczarowywała pewna przykościelna kapliczka. Lubiłam tam chodzić, stać i wgapiać się w ocienioną zielenią grotę, w której stała cudowna Jasna Panienka w świetlnej aureoli, a przed Nią klęczała dziewczynka. Pamiętam moje wzruszenie, podziw i zachwyt. Taki sam dla groty i postaci, jak i dla gałązek bluszczu wspinającego się po kamieniach.
Tamte dziecięce wzruszenia oddaje trochę wiersz Leśmiana. Czy teraz, którykolwiek facet potrafiłby tak napisać? Czy w ogóle potrafiłby TAK pomyśleć? Nie, tak myśleć potrafią tylko poeci i małe dziewczynki. Teraz pewnie też.
Po wielu latach odwiedziłam kapliczkę. Te same zielone cienie i te same czary. A u kapliczki dwoje dzieci; dziewczynka i chłopiec. I ja...
Kościół Matki Boskiej Bolesnej w Poznaniu. W 1928 roku na placu przy kościele wzniesiono Grotę Matki Bożej z Lourdes.
I coś z tego zostało, bo...
Kiedyś, spacerując po lesie i wypatrując grzybów, znalazłam kawał drewna uformowany przez przyrodę na kształt krzyża. Pomyślałam, że pięknie będzie wyglądał na wierzbie przed ogrodem, zostawiłam, chciałam po niego wrócić, ale już go nie odnalazłam. Potem wśród pni dębowych, zwiezionych na opał, zobaczyłam ten jeden, jedyny, piękny i wiedziałam, że kiedyś w ogrodzie zrobię z niego kapliczkę. Długo, raz w poziomie, raz w pionie, leżał sobie pień i udawał rzeźbę. Aż do wczoraj, bo...
Tak to się splata, że po wizycie w opisanej grocie, powędrowałam sobie sentymentalnie, bliskimi mi ulicami Poznania, na rynek mojego dzieciństwa. Mieszanina zapachu truskawek, młodych warzyw, małosolnych ogórków i upalnego letniego dnia. Pięknie! Wreszcie starocie, tego ominąć nie mogłam. I nagle, wśród powodzi innych rzeczy zobaczyłam JĄ. Czekała na mnie, niechciana przez nikogo, kiczowata, ale dla mnie cudna, moja maleńka Maryjka.
Miły sprzedawca zawinął pieczołowicie mój skarb w starą gazetę i była moja. A dziś? Popatrzcie.
Na leśnej polance, wśród świerków i modrzewi, piękny pień znalazł wreszcie swoje miejsce.
Wokół pnia dodatki; rozbita donica z rojnikami, bluszcz i pojemnik na światełko.
Trochę bliżej i z boku wygląda to tak.
Teraz widać, jak mała jest figurka, ale o taką mi chodziło, tylko taka pasuję do dębowej groty. Poczekam, aż moja kapliczka wtopi się w otoczenie, bluszcz podrośnie i oplecie pień, a wieczorem pierwszy raz zapalę światełko mojej Leśnej Panience.
Jasne, że można sobie ogrodową kapliczkę po prostu kupić. Ale, czy to byłoby to samo?
Pozdrawiam wszystkich Gości.