Lublina, miasta znanego, Lublina miasta nieznanego.
Po kolei. Nie, to nie będzie reportaż z podróży, ale ten przydrożny zajazd mnie oczarował.
Ukwieceniem frontowym. Bo zadbane, nie straszące bylejakością.
Bujnością kwiecia otaczającego tyły tarasu.
W ogóle aranżacją otoczenia.
Panoramą., bo wzrok nie zderza się z betonowym płotem, a może wędrować ku przestrzeniom.
Nazwą!
I wiankiem, bo nazwa zobowiązuje.
Doskonałym chłodnikiem i mrożoną kawą wreszcie, bo w końcu do karczmy nie wstąpiłam głównie by podziwiać zieloności, choć ja to właśnie robiłam. Tu podziwiam i pozuję, jak widać zieleń w porządku, z pozowaniem gorzej.
Następnego dnia w upale poszłyśmy zwiedzać Lublin nieznany. Znany oglądany był rok temu.
Idziemy.
Cień Saskiego zawsze ten sam.
Stawy ogrodowe, czyli do celu blisko.
I po chwili, zamiast tradycyjnie prosto, to my w lewo, na Lubartowską.
Nazwę tej ulicy znam od zawsze i od zawsze było w niej coś tajemniczego, coś zakazanego, złego... Tam się nie chodziło i już. Każde miasto ma takie ulice, takie dzielnice. Nie wiedziałam, a nigdy nie pytałam, co takiego zakazanego tam jest. Fakt, wtedy mnie to nie interesowało. Teraz wiedziałam i postanowiłam zobaczyć dawne miasto - Lublin nieznany - właśnie Lubartowską i okoliczne uliczki dawnej dzielnicy żydowskiej, potem zamienionej na getto, potem na tę zakazaną dzielnicę bez jej dawnych mieszkańców, których cienie chciałyśmy spotkać. Czterdzieści tysięcy cieni...
Nazwy ulic miałyśmy opracowane.
Dziwne, brzmiąco obco, ale zgadza się, to tu.
Uliczki i zaułki, jakby przeniesione z czasów minionych. Pusto, cicho.
Wąziutkie, brukowane, bez śladu zieleni.
Jak było tu kiedyś? Próby wyobrażenia sobie dawnego gwaru, stukotu wozów, zapachów. Noworybna z rysunkami ryb.
Ze schodkami donikąd.
Z pokaleczonymi murami.
A jednak życie tu trwa. W ogródku goście.
Ktoś bywa w tych sklepikach, skoro są. Sklepiki jak sklepy cynamonowe...
Wszystko woła o ratunek od zagłady takiej, jaka spotkała mieszkańców tych kamienic. Trochę się już robi.
Tu na przykład.
Znaki pamięci na jednym z domów.
W drodze do śródmieścia.
Coraz więcej takich widoków.
Piękne podwórka z drewnianym krużgankami zamienione na cieniste patia.
Odtworzone piękne drewniane detale.
Wreszcie zieleń!
Dużo zieleni.
Ale na podwórkach bywa i tak.
Kończymy tu. Żydowska restauracja zaprasza.
Mieści się w tym domu, z którego górnych okien spoglądają ich dawni, zatrzymani w kadrach mieszkańcy. Kontrast niesamowity. Góra i dół, dwa światy.
Nie ma tych ludzi, nie ma potomnych...
Zderzenie liczb.
Rok 1939 - Gmina Żydowska liczyła 42 830 mieszkańców.
Rok 1945 - 1/10 tej liczby.
Rok 2007 - do Gminy Żydowskiej należało 20 osób...
Wracamy do miasta znanego. Barwnego, pełnego turystów i piękne ukwieconego. Moje surfinie dawno padły, a tu każdy kawiarniany ogródek wygląda tak.
Jeszcze zahaczamy o kościół w którym dawno temu, pewnego powojennego grudniowego dnia ślub brali nasi Rodzice.
Sztukmistrze nie tylko z Lublina przygotowują właśnie swoje pokazy, a historia zatacza koło.
Nie samym ogrodem człowiek żyje...
Pozdravka.
I dobrze że nie samym ogrodem żyje ten człowiek, bo by zwariował! A Lublin fajny, nie wiem dlaczego na turystycznej mapie Polski nie ma takiego hasełka "Lublin must - see".
OdpowiedzUsuńTak, powinno być, Lublin coraz piękniejszy!
UsuńUwielbiam takie klimaty, stare wąskie uliczki, jakby czas się zatrzymał. Noworybna z rysunkami ryb po prostu cudo. Mamy tyle miejsc, miast i miasteczek niedocenianych. Fajnie,że pokazałaś Lublin od tej klimatycznej strony. Pozdrawiam :) Alicja
OdpowiedzUsuńJa też lubię, a rybki mnie zauroczyły. Tak, zgadzam się Polska jest niedoceniana, nie odkryta, a taka piękna.
UsuńA byłaś Gaju w Piwnicy pod Fortuną? Na Starym Mieście, blisko Olejnej i Rybnej, jest takie muzeum gdzie nowoczesność łączy się z dawnym, starym Lublinem. Tam zobaczyłam niedawno pierwszy raz hologram "na żywo" i podziwiałam nieprzyzwoite:))) malunki we wspomnianej piwnicy. I słyszałam krzyki torturowanych, i wpadł na mnie pędzący pociąg, i... Ciekawie zaprezentowany w maleńkim muzeum kawałek historii starego, mieszczańskiego i nie tylko Lublina.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Nie byłam, już żałuję, bo tak blisko się kręciłam. Szkoda, może za rok? Nie "może", na pewno! Dziękuję za informacje.
UsuńFajnie tam :-) miło tak pospacerować uliczkami Lublina, zwłaszcza że nigdy tam nke byłam :-) aa mam tam rodzinę, może kiedyś:-)
OdpowiedzUsuńOdwiedź więc rodzinę, bo warto to miasto zobaczyć.
UsuńSzkoda, by te miejsca umarły i odeszły w zapomnienie. No to co, że to byli Żydzi - ale Oni czuli się Polakami i nie mogę wciąż pojąć czemu niektórzy nadal to negują. Pewnie głupawa jestem, ot co.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Nie, nie jesteś głupawa, a jeśli, to ja też. To my jesteśmy te mądrzejsze, wierzę w to. Ksenofobia jest mi obca.Czytałaś "Ogrody pamięci"? Jeśli nie, to polecam, bo to TA tematyka w pięknie napisanej książce.
OdpowiedzUsuńLubię takie miejsca.Mam nadzieję, że te budynki zostaną wkrótce odrestaurowane. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa też mam...
UsuńChyba Lublin mnie woła, bo Twój blog, to kolejne miejsce z którego do mnie ostatnio wyziera :)
OdpowiedzUsuńJedź nie czekaj, warto!
UsuńZapraszam wszystkich do Lublina, dużo się dzieje, pięknie się ogląda. Fajnie Gaju, że byłaś, że pokazujesz. Pozdravka!
OdpowiedzUsuńWiesz, że kocham to miasto; zaraz po Poznaniu jest moim drugim, w którym mogłabym mieszkać. Dzieje się, pięknieje i za rok pewnie znowu się do niego wybiorę.
OdpowiedzUsuńPiękny Lublin, a na tym zarośniętym zielenią podwórku i my byliśmy w czerwcu - pyszne naleśniki :)
OdpowiedzUsuńSerdeczności,
No to za rok naleśniki!
UsuńZupełnie nie znalam miasta od tej strony. Świetny post. Piękne zdjęcia i ciekawy tekst
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No proszę, byłas w Lublinie, a ja nic nie wiedziałam:) Z nostalgią czytam Twój tekst i ogladam zdjęcia. Często bywam na Starym Mieście, a kiedys, po II wojnie, na Noworybnej mieszkała moja ciocia. Starsznie tam było...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam sedecznie , a może się kiedys spotkamy w Lubinie...? Buziak.